Niebezpieczna metoda (2011)

A Dangerous Method
Reżyseria: David Cronenberg

Osnuta na faktach historia burzliwego związku między początkującym psychiatrą Carlem Jungiem, jego mentorem Zygmuntem Freudem i Sabiną Spielrein - piękną, niezrównoważoną kobietą, która staje między nimi. Do układu dołącza Otto Gross, rozwiązły pacjent, który jest zdeterminowany, aby przekraczać granice. Ich osobiste odkrycia w sferze zmysłowości, ambicji i oszustw napędzają dążenie Junga, Freuda i Sabiny do podważenia i zmiany na zawsze kierunku nowoczesnej myśli psychologicznej. Adaptacja sztuki teatralnej Christophera Hamptona. (WFF)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Ogląda się to całkiem nieźle i właściwie jestem zadowolony z projekcji (ciekawa opowieść, ładne zdjęcia, dobre aktorstwo), ale jednak widać, że ta konwencja za bardzo Cronenbergowi nie leży, bo nie wycisnął z historii wszystkiego, co się dało. No i co najgorsza nie dał mi nic, nad czym miałbym ochotę dyskutować, czy choćby myśleć, w drodze z kina do domu.

Największe atuty „A Dangerous Method”? Piękne, soczyste i wspaniale oświetlone zdjęcia Petera Suschitzky’ego (operator, który współpracuje z Davidem Cronenbergiem od czasów „Dead Ringers”), nastrojowa, wpadająca w ucho (zwłaszcza motyw przewodni) muzyka Howarda Shore’a, dobrze oddany klimat epoki i bardzo dobre aktorstwo. Niezła Keira Knightley i rewelacyjny Vincent Cassel zdecydowanie wybijają się na tle Viggo Mortensena i Michaela Fassbendera, aczkolwiek ośmielę się stwierdzić, że łatwiej jest zagrać z rozmachem ambitną masochistkę i anarchistycznego erotomana niż brawurowo sportretować wybitnych nudziarzy. Moim zdaniem panowie sprostali. Reżyseria dobra, ale nie tak błyskotliwa jak to drzewiej bywało. Scenariusz też niewybitny (choć dialogi złe nie są) – zalatuje uczelnianą prelekcją i podręcznikowymi sentencjami (fakt, dość przystępnie podanymi). Właściwie, gdyby nie to, że film jest produkcją dla dorosłych (momenty są), można by spokojnie prowadzać na seans szkolne wycieczki.

Nawet gdyby wyciąć momenty, to nie sądzę, by ktoś zechciał zaaprobować wysyłanie dzieci szkolnych na film, w którym pada słowo "penis". ;) W każdym razie nie u nas.
Knightley mnie nie przekonała, jakoś nie dawałam rady zapomnieć, że ona gra.

Strach pomyśleć, jak nudny byłby to film, gdyby nie "penis" i momenty. ;) Także trudno, trochę kasy przejdzie Cronenbergowi koło nosa, a dzieci będą zmuszone obejrzeć film w drugim obiegu, za to scenariusz nie straci swej szczątkowej dynamiki. :)
Rola Sabiny jest dość wymagająca. Knightley włożyła w nią sporo wysiłku, czułam, że jej zależy i doceniłam jej starania. Oczywiście, gdyby zagrała to bezwysiłkowo, mój podziw byłby większy. W drafcie tej recki przed nazwiskiem Keiry (zamiast "świetna") stało "niezła" i chyba wrócę do tej wersji, bo określenie "niezła" lepiej pasuje do moich odczuć.

Właśnie ten widoczny wysiłek mnie denerwuje. Pracy włożonej w rolę nie powinno być widać. Oczywiście udało jej się na tyle, bym umiała powiedzieć, co usiłuje zagrać, a to już pewien sukces... A może ja jej po prostu nie lubię ;)

Może tak, ale może to dlatego, że Keira nie jest jakąś wybitną aktorką. :) Mam nadzieję (aczkolwiek Akademia często robi mi na złość), że Oscara za to nie dostanie, bo to nie jest wystarczająco dobra kreacja. Aczkolwiek na potrzeby tego filmu starczy.

Potrzebna była ta rola, bo inaczej bym nie wiedział, że ona w ogóle jest aktorką ;) A teraz już wiem :) Mimo wszystko w tegorocznym - niebywale zażartym - konkursie na najlepiej zagraną postać kobiety z problemami psychicznymi daję jej jak na razie brązowy medal. Przed nią na podium Kirsten Dunst (Melancholia) i Natalie Portman (Czarny łabędź).

Natalie Portman to akurat aktorsko zmiotła Dunst i tym bardziej Knightley z powierzchni ziemi. Zresztą Keira w NM bardzo nie dała rady, to jest analogiczna sytuacja, jak w Closer, gdzie żal było patrzeć jak trójka pozostałych aktorów (Owen, Law, Portman) tak mocno obnażają jej bardzo przeciętne umiejętności. Myślę, że w Europie jest z kilkanaście kandydatek do roli Sabiny, które lepiej by sobie poradziły niż KK.

Chyba Sabiny. A w "Closer" grała Julia Roberts. ;) I nie wiem, co Wy macie z tą Portman, przecież ona już dostała Oscara za "Łabędzia" i nie liczy się w walce o tegoroczne nagrody. :)

Sabiny:) no o Roberts mi chodziło i była w Closer słaba na tle reszty, tak samo KK była słaba na tle reszty tutaj

@ayya A widzisz, to "jej" mnie zmyliło, nie załapałam, że to skrót myślowy. ;) Generalnie zgadzam się, że Julia nie błysnęła w "Closer" (inna sprawa, że większość scen grała z Owenem, który nie dał jej szans). Dla mnie Roberts i Knightley to ten sam poziom umiejętności.

@nevamarja Portman się jak najbardziej liczy w walce o tegoroczne Filmastery, bo Czarny łabędź miał premierę w Polsce w 2011 roku.

@doktor_pueblo Nie miałam pojęcia, jakimi prawami rządzą się Filmastery, także dzięki, że mnie uświadomiłeś. Mimo wszystko będę obstawać przy Dunst (kapitalnie sportretowała depresję), co nie znaczy, że Portman mi się nie podobała. Podziwiam ją za tę rolę bardzo.

@ayya Się pozwolę nie zgodzić, że Portman "zmiotła" Dunst. To była zupełnie inna rola, mniej "poważna", bo i film mniej poważny i ciężko je porównać. Dla mnie obie były świetne i na pewno lepsze niż Keira.

@doktor_pueblo "Melancholia" to wg Ciebie niepoważny film?

Wręcz odwrotnie. Melancholia była bardziej poważna od Łabędzia.

Acha. Jakoś dziś mam problemy ze zrozumieniem tego, co ludzie piszą na Filmasterze. Zresztą, nie zgadzało mi się to z tym, co pamiętam, że pisałeś o tym filmie.

Lamijka - to Ty teraz jesteś Freud czy Jung, bo nie rozróżniam?

@lapsus Chyba Jung. Filmowy Freud miał jeszcze brodę. ;)

Lamijka nie ma brody, ma tylko wąsy

Nie ma. I właśnie dlatego twierdzę, że jest Jungiem.

Raczej pacjentka.. z kompleksem braku...

widziałem taki film "brak" - to jest film o braku, polecam http://filmaster.pl/film/mancanza/

Portman to znakomita aktorka, Keira zaś przeciętna, a fanką Dunst nigdy nie byłam i pewnie nie będę, ale akurat jej część Melancholii dużo lepsza niż druga.

No cóż... Gdyby tegoroczne Oscary zależały ode mnie, to całkiem serio i absolutnie bezdyskusyjnie przyznałabym nagrodę Kirsten Dunst. Rolą Justine rozwaliła mnie totalnie. Nie sądziłam, że stać ją na tak genialną kreację. Rola Sabiny to całkiem inna półka.

Cóż Wy z tymi Oscarami tak wszyscy, przecież słabym filmom i aktorom (Sandra Bullock!) toto dają. Oscary nie zależą od Ciebie, ale będzie zależeć od Ciebie znacznie bardziej prestiżowa nagroda - Filmastery!

To lubię!

Oczywiście o ile @mrk wdroży głosowanie na Filmastery w nowym Filmasterze do tego czasu :)

Ha! A nie pisałam, że najbardziej kontrowersyjna w tym filmie jest Knightley? Nadymam się. :)
Co prawda sama zaczęłam tę dyskusję, ale widać, że wątek był rozwojowy...

Biografie Freuda i Junga to nieskończona kopalnia ciekawostek, Cronenberg za bardzo tematu nie zgłębił, niestety. Ale i tak jest dobrze. Odtworzenie realiów, muzyka, zdjęcia - in plus. Pikanterii dodaje Sabina Spielrein. :-)

widzę, że nie napisałam nic o tym filmie - może czas uzasadnić moją wysoką ocenę ;) Byłam na nim dwa razy i nie nudziłam się ani przez minutę. Piękne zdjęcia i stroje kreują klimat a la "Czarodziejska góra", czyli: bogaci intelektualiści dyskutują o cywilizacji w przededniu I wojny światowej; uwielbiam tę atmosferę w literaturze, a w filmie to chyba jedyny przykład, który przychodzi mi do głowy, może poza "Śmiercią w Wenecji" ("Ziemia obiecana" jest w pewnym sensie ekwiwalentem, jeśli chodzi o kapitalistycznych dorobkiewiczów w przededniu rewolucji 1905 roku /październikowej; "Buddenbrookowie" mnie zawiedli). Scenariusz może być odtwórczy wobec ~prawdziwej historii, ale zachował wszystkie ciekawe podteksty o grzechu, czystości, muzyce, aryjskości, żydostwie, autorytetach itd. Uwielbiam aktorstwo Fassbendera, Mortensen był dobry, Knightley mi nie przeszkadzała, zwłaszcza kiedy jej postać trochę, hm, wyzdrowiała. No i cytaty muzyczne z Wagnera - zawsze na plus :P

patrycja76
alanos
Faalka
Michalwielkiznawca
Ambrotos
MureQ
Habdank
HollyGolightly79
jakilcz
shederriere