Poważny człowiek (2009)

A Serious Man
Reżyseria: Ethan Coen, Joel Coen
Scenariusz: ,

Czarna komedia w reżyserii braci Coen, zrealizowana w koprodukcji amerykańsko-brytyjsko-francuskiej, będąca ich czternastym wspólnym filmem fabularnym.
Obraz opowiada historię zwykłego człowieka, który próbuje odnaleźć równowagę i zrozumienie na świecie, luźno oparty na historii Hioba. Film spotkał się z bardzo pozytywną oceną krytyków, otrzymał kilkanaście nominacji do najważniejszych nagród sezonu. Film nominowany do Oscara w dwóch kategoriach, m.in. dla najlepszego filmu roku. (Wikipedia)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Wahałem się miedzy 7 i 8. Zdecydowałem na tą pierwszą ocenę. Film to strasznie dobry, ale po seansie naszła mnie wątpliwość, czy przypadkiem bracia Coen nie zakpili sobie ze mnie. Nie złośliwie, a ot tak dla jaj ;)

Zdecydowanie nie najlepszy film braci Coen i mimo swoich świetnych laugh out loud momentów, czegoś mu brakuje. Brakuje mu legendarności, którą wiele z filmów Coenów potrafi sobie zbudować już w momencie wyjścia na ekrany. Może też prostoty, która potrafią się bawić i nad którą w tym wypadku zwyciężyła kompleksowość. Podobał mi się, ale to bracia Coen;) i potrafią robić dużo lepsze filmy

No właśnie, skomplikowana ta historia była, nawet jak na Coenów i opowiedziana z mniejszą gracją niż "Burn after reading", które w sumie miało równie zamotany scenariusz.

Chyba ambicje były większe niż zrobić kolejną typową coenową komedię z przerysowanymi bohaterami i mnóstwem śmiechu. Tu główny bohater wydaje się być człowiekiem z krwi i kości, podobnie jak jego syn. Ale mimo wszystko wyczuwa się sztuczność kreowanych sytuacji, która nie pozwala wejść w życie bohaterów i przeżyć tę historię.

To zresztą udało się Coenom tylko dwa razy: w "Fargo" i w "To nie jest kraj dla starych ludzi".

Mimo wszystko dobrze się bawiłem, a film zostawił mnie (i chyba nie tylko :>) z kilkoma zagadkami do rozwiązania. Dla fanów -- pozycja raczej obowiązkowa.

Nie tak poważny (mimo tytułu) jak "Fargo" czy "No country for old men". Nie tak głupawy jak "Ladykillers" czy "Burn after reading". Skomplikowany scenariusz sprawia, że nie ogląda się "Poważnego człowieka" jak typowego filmu rozrywkowego, a jednocześnie coenowskie oderwanie od rzeczywistości sprawia, że ciężko się przejąć losem bohaterów. Brzmi jak porażka, a jednak film zostawia ślad i ciężko przejść nad nim do porządku dzienniego. Na pewno pozycja obowiązkowa dla fanów braci.

Ten skomplikowany scenariusz albo przerósł ich albo mnie ;) Jest sporo świetnych scen w tym filmie i jak zwykle Coenowskie poczucie humoru, które bardzo lubię, ale jako całość zupełnie do mnie nie przemówił.

IMHO nie jest aż tak źle. Moja nieco dłuższa recenzja: Poważny Człowiek - Coenowie prawie na serio.

Coenowie znowu w formie, i to najlepszej! Genialna czarna komedia z humorem sytuacyjnym, bardzo klimatyczna i działająca refleksjotwórczo. :)

Jeśli traktować film jako komedię, to czarniejszą niż najczarniejsza smoła. Ma się wrażenie, że znaczenia aż piętrzą się na każdym kroku, ale to dobrze. Ja tego właśnie oczekuję od Coenów. Są tu wszystkie nieszczęścia tego świata, jest mistyka - czyli to, czego z kolei oczekiwać należy po tak niesamowicie żydowskim filmie - i tylko z mądrością rabinów tym razem krucho. Bo wiadomo tylko to, że nikt nic nie wie - ale na pewno nie da się być poważnym człowiekiem, kiedy "nic się nie zrobiło".

Ale co jest nie tak z mądrością rabinów? Moim zdaniem zakończenie świadczy właśnie o tym że ich słowa były bardzo sensowne. Pozdrawiam. ; )

Żydzi od wieków chodzą do rabinów po radę, co robić, jak żyć. Tak robi również Larry. Ale oni nie mają dla niego żadnej odpowiedzi - ten młody gada banalne bzdurki, jakich go pewnie nauczyli, i sam za bardzo nie wierzy, że ktoś to kupi, średni mówi: "Who cares?", a stary nie chce go przyjąć, a gdy w końcu widzowi jest dane go ujrzeć, okazuje się, że poza cytatem z piosenki Jefferson Airplane także nie ma nic do powiedzenia. Owszem, w świetle wymowy filmu - "możemy z całą pewnością stwierdzić, że nic nie wiemy" - nie dziwota, że rabini nie mogą pomóc Larry'emu, ale sami tak czy tak są do niczego :)

SPOILERY

"ten młody gada banalne bzdurki, jakich go pewnie nauczyli, i sam za bardzo nie wierzy, że ktoś to kupi"

Tylko że zakończenie wydaje się sugerować że jego bzdurki (to że przekazane bez werwy i przekonania, to inna sprawa ; )) to była właśnie odpowiedź na problemy Larryego i jego syna. Chodziło tylko o zmianę perspektywy, o spojrzenie z innego kąta. Czym jest 3 tysiące rachunku wobec widma śmiertelnej choroby. A w wypadku syna: czym jest 20 dolarowy dług u osiłka wobec ... huraganu. : )

Z drugiej strony - masz rację, wygląda na to że gadki rabinów okazały się użyteczne tylko przypadkowo. Mnie osobiście film dość wynudził, wolałem tą przypowieść o przypadkowości w teksańsko-sensacyjnej formie. : )

Tajemniczy, inteligentny i jak zwykle pełen czarnego humoru film. Świetne zdjęcia i ciekawa wciągająca historia. Dla tych, którzy lubią sobie łamać głowę i rozgryzać orzechy jeszcze długo po seansie.

To bardzo dziwny film, zresztą jak wszystkie Coenów - za którymi nie przepadam. Mimo wszystko, było w tym filmie coś takiego, co przyciągało i dzięki czemu oglądało się go bardzo znośnie. Dodatkowy punkcik za zakończenie. Chyba warto obejrzeć...

Znakomity film. Komedia, choć temat (zderzenie racjonalności z niewyjaśnialnym) właściwie całkiem poważny. Ale najważniejszy jest tu nie temat, lecz to jak bracia opowiadają tę historię. A opowiadają mistrzowsko. Świetne dialogi, genialne postaci drugoplanowe, oryginalna muzyka. Polecam gorąco!

Zastanawiam się czemu Coenowie zawsze kręcą filmy w dwójkę. Aktorzy muszą mieć dylemat, którego z nich słuchać w danym momencie, a pewnie zdania mają nieco podzielone. Przy montażu materiału toczą braterskie potyczki słowne ;)

Film mocno zakorzeniony w tradycji żydowskiej, przez co trochę trudny do odbioru dla braci młodszych w wierze ;-). Pomysł na kolejną próbę rozwikłania kafkowskiego aspektu życia-ok. Brak spójności i liczne dygresje sieją poważny zamęt w odbiorze całości. Szkoda, że wątek matematyczny kuzyna głównego bohatera nie został rozwinięty-czekałam po cichu na wątek poruszony we filmie 'Pi'.

W zasadzie jest to film straszliwy, ale ponieważ Coenowie są tacy błyskotliwi, wdzięczni i zabawni, ponieważ tak doskonale dobierają aktorów i ścieżkę dźwiękową, tak doskonale piszą dialogi i dbają o dobre zdjęcia, daje się go obejrzeć bez natychmiastowej depresji. Chwilę jeszcze się pozastanawiam i pewnie podwyższę ocenę do 8.

Poważny Człowiek w tym filmie nic właściwie nie zrobił, próćz jednego ...

zmienił ocenę z F na C-

Ale się uśmiałem. Brzuch boli mnie do tej pory. Jeśli komedia to raczej "boska". I chociaż wielkim fanem Coenów nie jestem to film dobry, prawdziwy.

Ja mam z tym filmem problem - podobnie jak w przypadku Dnia Świra - zbyt się wczułam w fatum głównego bohatera, żeby śmiać się do rozpuku przy pierwszej projekcji. Ale pracuję nad sobą i nad podejściem do tego typu obrazów - boleśnie prawdziwych i przerysowanych karykatur życiowych treści. Choć nie jest łatwo śmiać się z niefikcji!! Zobaczę raz jeszcze - z hiperdystansem. Aż brzuch zaboli.

Ach, no i może wypada ostrzec, żeby nie spodziewać się po Coenach powtórki 'Tajne przez poufne'. To nie ten poziom satyry!

Z tym "boleśnie prawdziwych i przerysowanych karykatur życiowych treści", to bym nie przesadzał. Większości się chyba takie nawarstwiania problemów w życiu nie zdarzają. A moim zdaniem to jest kluczowe w tym filmie - jego głównym wątkiem jest konfrontacja z czymś niezrozumiałym, a nie koniecznie po prostu to, że na człowieka spadł problem. Bo gdyby chodziło o sam problem, to wystarczyłby jeden a mocniejszy (np. śmierć dziecka). Nie chce powtarzać tego co już pisałem, więc odsyłam do dyskusji pod notką Esme.

Chciałem napisać, że ten film rozśmieszył mnie tak samo jak "Boska komedia" Dantego, gdzie słowo komedia odnosi się do opowieści, historii, a przecież jest to utwór bardzo posępny, a większość akcji dzieje się w Piekle. Tak samo jest w filmie braci C. - jest to utwór bardzo posępny. Chcesz być poważnym i poważanym obywatelem, człowiekiem uczciwym, szanowanym i pewnego dnia wszystko jest inaczej niż planowałeś. Misterny plan bycia w zgodzie ze społecznością bierze w łeb (niech będzie , że wiosłem), dostajesz kopa za kopem. Zostajesz sam. I to nie jest tak, że to życiowo mało prawdopodobne. Myślę, że wielu ludzi doświadcza w swoim życiu takiego stanu, jakby świat sprzysiągł się przeciw nim (vide: "Upadek"). Dlaczego mi się to dzieje, co takiego zrobiłem? I tu by potrzebne były głębsze analogie - jak Żydzi pojmują fatum, ile bohater ma w sobie z Hioba a ile z Edypa? Amway - ludzki los jest igraszką w rękach sił, których nie potrafimy nazwać.
I teraz tak - takie doświadczenie nie musi być złe, może uczyć empatii, ale w przypadku bohatera widzimy, że został sam. W końcu jest mu wszystko jedno. Bycie poważnym człowiekiem nie opłaciło się. Można zdradzić żonę, można wziąć łapówkę. Ale i tu nic się nie kończy. Bo koniec wszyscy mają taki sam. Ale jest to koniec tylko tu i teraz (vide: przypowieść rabina o łonie Abrahama). Czy to film o braku wiary poważnego, praktykującego, zdeklarowanego wyznawcy Heszawy? W tej perspektywie może to być film o głębokim zakłamaniu człowieka wierzącego. Wierzącego dopóki religia jest mu przydatna dla kreowania wizerunku uczciwego, szanowanego obywatela, który ma prawo do świętego spokoju.

Ciekawy punkt widzenia. Czyli Twoim zdaniem to opowieść o człowieku wierzącym, który przechodzi załamanie wiary, bo spadł na niego ogrom nieszczęść? Ja to odebrałem dokładnie odwrotnie. Że to był właśnie człowiek niewierzący, racjonalista (mający matematyczne wzory na wszystko), który doznaje wstrząsu wiary w racjonalność, bo spadają na niego rzeczy, które się nie zdarzają i nie powinny zdarzyć (w takim nagromadzeniu naraz). I nie wie czego się chwycić, bo religia (rabini) też nie okazują się być specjalnie pomocni.

Myślałem tak - poważni ludzie udają, że wierzą, bo im to pomaga lepiej funkcjonować społecznie, ale guzik wierzą naprawdę. A tu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Gość staje przed pytaniem: a dlaczego? Przecież wypełniam, co nakazuje rytuał, tradycja, powinienem być chroniony. W moim życiu nie mają prawa dziać się takie rzeczy. O co się rozchodzi? Spotkałem się z takim zdaniem, chyba Miłosza, że odnowienie duchowości należałoby rozpocząć od przywrócenia obrzędu Dziadów(sory za ten wtręt, ale próbuję sobie to jakoś tłomaczyć na język mi bliższy). W tradycji judaistycznej pojawiają się takie ezoteryczne tematy jak kabała. Nie znam się na tym, ale to co widzimy na ekranie ma znamiona nawiedzenia przez ducha (dybuka) rabina, który gdzieś tam, kiedyś został źle potraktowany. Tyle że, taka historia nie skończy się wraz z prawdopodobną śmiercią bohatera, bo wszystko odsyła nas gdzieś indziej, poza. Jeśli bohater by przyjął tę perspektywę, zaakceptował , to co nierealne, otworzył się na nieznaną perspektywę? To co było oczywiste dla "dzikich" ludzi w Polsce na początku XX-go wieku, nie jest do zaakceptowania w nowoczesnym świecie sprawnie funkcjonujących ludzi. Bohater nie zobaczy swojego dybuka i nie będzie mógł go dźgnąć w serce.

@doktor_pueblo: przez karykatury życiowych treści rozumiałam właśnie niewyobrażalne pokłady nieszczęścia, które człowieka mogą spotkać i są niezrozumiałe. Rzeczywiście los Hioba czy fatum Edypa nie zdarzają się często, ale nie są fikcją. Tak jak pisze Lapsus - możesz być porządnym człowiekiem, obywatelem, ojcem, mężem, mieć twardy kręgosłup moralny, a i tak pewnego dnia los zaserwuje Ci tornado, które zniszczy wszystko, co do tej pory zbudowałeś. Bez powodu. I bądź tu pokorny. I wierz w celowość tego, co się dzieje. W to piekło na Ziemi. Ufaj, że po śmierci spotka Cię niebo za to, co wycierpiałeś w doczesnym życiu. Parodia. Martyrolgia może być treścią życia, ale pod warunkiem, że jest aktem jednostkowej woli i nie narzucona!

Mnie w tym filmie uderzyło najbardziej obnażenie religii. Sprowadzenie jej do hipokryzji, a nawet głupoty. I tu bym się zatrzymała, bo bracia Coen podważyli całą mistykę, na której bazuje człowiek wierzący. No bo w coś wierzyć trzeba, ale w co wierzyć, kiedy nieszczęścia chodzą parami, a religia - forum ostateczne nie przynosi odpowiedzi i uzasadnienia? Ten brak oparcia w sile wyższej, świadomość, że może ona w ogóle nie istnieje, albo istnieje lecz nie jest wcale Dobrem wydaje się najbardziej pzrerażający... i dołujący właśnie. Wydaje mi się, że tracąc wiarę (w cokolwiek), traci się jednocześnie poczucie bezpieczeństwa (nikt/nic nie czuwa, wszystko może się zdarzyć).

Pewnie, że cały ten pejzażyk życiowych niepowodzeń jest zabawny (jak pisała Esme - komedii odmiana straszniejsza), ale czy nie dlatego, że uznajemy go za nierealny?
"Ciąg nieszczęśliwych zdarzeń spadających na kogoś mnie nie dołuje, bo niby czemu miałby? To w końcu tylko ciąg nieszczęśliwych zdarzeń. I na szczęście nie spadł na mnie ;)" - szczyt empatii! ;) Ale trafnie ten cytat tłumaczy jak różne można mieć podejście do tematu. Jeżeli nie stawiasz się w sytuacji bohatera i się w nią nie wczuwasz, to dzieło odbierasz lekko i z dystansem, co skutkuje brakiem doła. Jeśli empatyzujesz, to z komedii robi się cierpki dramat z przejaśnieniami na uśmiech.

@lapsus: analogię do Boskiej uchwyciłam. Podpisuję się pod tym, co napisałeś. Mam tylko jedno ale: wydaje mi się, że film obnaża raczej religię niż hipokryzję człowieka i jego niewiarę. W kontekście hiobowych nieszczęść tonący brzytwy się chwyta (wiosłowanie nic nie daje, bo barka przecieka), trochę więc błądzi, ale przecież ma do tego prawo... Więcej w moich wypocinach (dosłownie!!!) wyżej, które to pisałam pod natchnieniem Twojej wypowiedzi.

Obnażenie religii rozumiem tak, że stała się ona elementem racjonalnego świata i nie bardzo radzi sobie z dziwnymi historiami. Problem w tym, że ja za braćmi Coen i za paru jeszcze innymi gośćmi uważam, że są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się fizjologom nie śniło. Dlatego nigdy nie wywoływałem duchów, bo jeszcze bym co wywołał;) Dybuka do domu też bym na zupkę nie zaprosił ;)

No właśnie, lapsus, tu się z Tobą zgadzam - ludzie guzik wierzą. Uczestniczą w pewnych obrzędach (w filmie: bar micwa), ale to tylko tradycja, żadna głęboka duchowość za tym nie stoi. Też niestety Żydem nie jestem (mimo że jak niektórzy twierdzą takie ich w Polsce zatrzęsienie) i na pewno tej całej tej symboliki nie wyłapałem. Ale film zrozumiałem tak, że oto człowiek racjonalny skonfrontowany jest ze sferą, która wydaje się być gdzieś spoza świata materialnego. A w każdym razie spoza jego świata. Dla mnie dość kluczowe wydaje się, że on był matematykiem / fizykiem (bo sam jestem?). Zdarzenia nieprawdopodobne oczywiście się zdarzają, bo przy tak wielkiej liczbie powtórzeń (czytaj: ludzkich istnień) zdarzać się muszą, ale czym innym jest wiedza statystyczna, a czym innym doświadczenie jednostkowe (przypomniał mi się fragment, bodajże z Marylina Mansona: "God is just a statistic"). Mi się kiedyś zdarzyło coś takiego (nie będę rozwijał, bo to osobista sprawa), że miałem wrażenie że wariuję. Coś szalenie nieprawdopodobnego, a co gorsza w szczególnym momencie mojego życia. Na chłodno wiem - zdarza się, ale na gorąco to było prawie jak... znak. Miałem z tym lekki problem, poradziłem sobie, nieważne. Mam w każdym razie wrażenie, że głównemu bohaterowi przydarza się właśnie coś takiego.

No i w takim momencie staramy się szukać odpowiedzi gdzieś indziej. Tylko gdzie? Może istnieje alternatywny model wszechświata, który to wyjaśnia (wyglądało na to, że brat głównego bohatera miał coś takiego, choć wątek ten nie został rozwinięty). A może jednak Bóg? Główny bohater zgłasza się do rabinów, ale robi to wbrew sobie, na zasadzie ostatniej deski ratunku. I oczywiście za wiele to nie pomaga, czyli dalej nic nie wiadomo.

Nie zgadzam się z Tobą marylou, że chodzi o obnażenie religii. To by było za proste. Religia została już obnażona po wielokroć i nie trzeba do tego nowych argumentów. Oczywiście jest w tym filmie sporo satyry z religijności, trudno żeby nie, ale z drugiej strony... hmm.. czyż nie ma też satyry na racjonalność? Co dała ona głównemu bohaterowi? Jego racjonalny świat rozpadł się jak domek z kart, w obliczu tajemnicy.

Coenowie nie dają żadnych odpowiedzi, bo jakie mogliby dać? Ale stawiają ciekawe pytania.

doktor_pueblo, chodziło mi o to, że religia jest pewnym Absolutem, ostatecznością w sytuacji, gdy zawodzi racjonalizm, zdrowy rozsądek, a pojawia się obca siła, która zdaje się przejmować kontrolę nad Twoim życiem. Zwykle za siłę wyższą uznaje się właśnie religię i koleje ludzkiego losu jej się przypisuje. A gdy i ona okazuje się zawodzić, gdy w zestawieniu z tornadem nieszczęść nie przynosi wytłumaczenia i odpowiedzi, a raczej rozczarowanie, to człowiek zaczyna się zastanawiać nad alternatywnym modelem wszechświata, rzeczywiście. Wątek dziwnego brata był wielce intrygujący! Mnie się wydaje, że Coenowie przez cały film naigrywali się z religii i pokazali ten alternatywny świat własnie po to, by wskazać, że nie wiadomo kompletnie, jaka to tajemnicza Energia napędza życie, zdarzenia, przypadki? (czy one w ogóle istnieją? a co z fatum, przeznaczeniem?). Kto kieruje naszym życiem?

Wygląda na to, ze nie my, a przynajmniej nie do nas należy "mat".
Nie chodzi więc o racjonalizm, nie wiadomo, co z mistyką, nie wiadomo nic. Każdy myśli i wierzy swoje, ale tak naprawdę niczego nie można być pewnym.

Może jest tak, że wszystko dzieje się przypadkiem i nie ma sensu doszukiwać się powodów czy celowości konkretnych zdarzeń w życiu. Może ciąg nieszczęść też jest kwestią zbiegu okoliczności i nie ma w tym nic mistycznego. Może fuksy, zrządzenia losu, czepki od urodzenia też są przypadkiem. A może jednak jakaś Energia macza w tym palce? Mam swoją teorię na ten temat, ale opisywać nie będę, bo z tego mojego gadania wyszedłby przydługi esej.

To bardzo ciekawa dyskusja. Nie dopiszę do niej wiele, bo już i tak lepiej ubraliście w słowa moje refleksje.

Również w moim odbiorze Larry jest ćwierćwierzącym Żydem, traktującym religię raczej jako tradycję, któremu zbawienny wpływ rozmów z rabinem wmawia otoczenie. Otoczenie, które mimo pozorów samo również nie żyje religią (zaważyliście, jak wszystkich zaskakuje początkowo wzmianka o get? może w rozmowie po angielsku niezrozumienie jest bardziej zrozumiałe, ze względu na angielskie znaczenie słowa get, ale w tym kontekście...) i dla którego odesłanie przyjaciela/znajomego do rabina to sposób na ucieczkę od kłopotliwej rozmowy.

Rozmowy z rabinami nie stanowią dla bohatera pomocy. Pogodzenie się z rzeczywistością i płynięcie z jej nurtem pomaga w życiu, ale nie takie rady chce usłyszeć ktoś, kto ma listę bardzo konkretnych problemów, które go przerastają, a w dodatku właśnie zdał sobie sprawę, że jest nikim, niczego nie ma i niczego nie osiągnął.

Sugerowane problemy Larrego z "zaakceptowaniem tajemnicy" są dla mnie nie do końca zrozumiałe. Bycie fizykiem oznacza z jednej strony dążenie do badania zjawisk i rządzącej nimi logiki, z drugiej jednak zaakceptowanie pewnej dozy przypadkowości, losowości i niemożności ustalenia niektórych rzeczy. Być może to jest część fizyki, którą trudno mu do końca przyjąć (w jednym z koszmarnych snów wyprowadza zasadę nieoznaczoności), choć przecież naucza jej prawdopodobnie od klkunastu lat. A może wcale nie ma z tym problemu, tylko po prostu w ciężkiej sytuacji wcale mu to nie upraszcza życia i nie podpowiada, co robić.

Tak, cytat jest z Marylina Mansona: http://www.azlyrics.com/lyrics/marilynmanson/posthuman.html

Jedno z najlepszych początków jakie zobaczymy w kinie w tym roku. Do tego dojrzała, bardzo czarna komedia, a nasz bohater uwięziony w klatce, ciągle powtarzający "Nic nie zrobiłem", niczym u Kafki. Jestem na tak. Do tego kulturalny i religijny kontekst oraz wspaniałe epizody (zęby Goima!).

Komediosmolisty-dramat Coenów to dzieło kompletne i zwiastujące, mam nadzieję, powrót do wysokiej formy genialnej pary reżyserów.
Majstersztyk w warstwie... "każdej". To po prostu trzeba zobaczyć!

Oj ciężko toto ocenić. Długo się nad tym zastanawiałem i nie znalazłem słabych stron tego filmu. Jest to na tyle podejrzane, że poczułem się trochę oszukany dlatego na razie daję 8. Ale obejrzeć trzeba koniecznie, jak dla mnie perełka.

Ilość tragikomicznych przypadków w żałosnym życiu głównego bohatera, niepewnego posady nauczyciela, nieszanowanego członka żydowskiej gminy i porzuconego męża, grubo wychodzi poza pewne optimum, ale w sumie to farsa bardzo w stylu braci Coen, także nie ma się czemu dziwić. Najfajniejsze są te wątki związane z funkcjonowaniem żydowskiej społeczności, reszta dość przeciętna jednak.

Mnie też zafascynowała ta żydowska enklawa. Zapewne w różnych częściach Ameryki można znaleźć miejsca zdominowane przez inne grupy narodowościowo-religijne, ale tu monokulturowość okolicy była uderzająca. Nieżydzi jawili się tu jak dziwaczni cudzoziemcy, z którymi trudno nawiązać kontakt. Być może na kształt tej wizji wpłynęły, jak ktoś sugerował, wspomnienia braci Coen z dzieciństwa - wydaje mi się prawdopdobne, że dzieci, które z natury rzeczy są mniej mobilne i mają mniej okazji do stykania się z ludźmi spoza swojej dzielnicy, szkoły itd. mogły żyć w większej separacji od "reszty świata" niż dorośli.

Zaiste dziwny film... Nie znam za bardzo twórczości braci Coen, ale film za bardzo mi nie podszedł. Nie jest do jak dla mnie czarna komedia (jak na przykład Tajne przez poufne), jak próbuje się ten film kreować, a dramat. Końcówka to już zupełnie mnie rozwaliła (??? chyba tak to mogę określić).

Hiobowa historia z Jefferson Airplane w tle. Wykonanie jak zqawsze świetne, choć - typowo dla ostatnich filmów Cohenów - fabule brak wyraźnego rozwinięcia i zakończenia.

A Serious Man jak to u braci Coen: ciekawe postacie, porąbane sytuacje i dużo czarnego humoru. Do zrozumienia przesłania tego filmu potrzebny jest chyba rabin.

Chyba całe stado rabinów...

Film zdecydowanie mnie zawiódł. Może jestem za młoda i w życiu zobaczyłam jeszcze zbyt mało, żeby go docenić.

Dziwi mnie określanie tego filmu mianem "czarnej komedii" (np. w opisie w z Wikipedii). W moim odczuciu jest to komediodramat i choć elementy humorystyczne są naprawdę przezabawne, z seansu wyszłam raczej pod wrażeniem ponurej części filmu. "Poważny człowiek" pozwala bardzo dobrze wczuć się w psychikę głównego bohatera -jego zagubienie, alienację i lęki. Dobre, niedopowiedziane kino. Chyba wyjrzę na parking.

True. Na dodatek duża część tych elementów humorystycznych to tak naprawdę część dramatu bohatera. Piękne jest to, że w A Serious Man wesołe + wesołe + wesołe = smutne.

Film warto obejrzeć drugi raz: rok temu byłem totalnie rozczarowany, a dzisiaj siedziałem praktycznie do końca napisów. Fakt, można się pośmiać, wuchta groteski i absurdu jest jedna z niewątpliwych zalet filmu, ale po drugim seansie nie patrzę na ten film jak na komedię, na pierwszy plan wyszła bardziej warstwa dramatyczna. I to zakończenie. Przez cały film miałem wrażenie, że scenariusz pisał Anders Thomas Jensen - lepszej rekomendacji trudno oczekiwać. Mocne, naprawdę mocne 8.

Już w pierwszy zdaniu muszę zaprzeczyć tytułowi. Film kategoryzowany jest jako czarna komedia. Pewne elementy humorystyczne w nim się znajdują, ale wynikają raczej z absurdalnego tragizmu głównego bohatera. Bracia Coen są w tym filmie niemal poważni.

Przynajmniej starają się być poważni, ale nie do końca. No i widz w końcu nie wie czy film jest czarną komedią, czy dramatem? To nie jedyna pułapka, bo po seansie widz nie wie praktycznie nic.

To dziwny film. Produkcja zdecydowanie dla lubiących oglądać filmy wielokrotnie i szukać wskazówek, film dla detektywów i kombinatorów.

Muszę się przyznać, że tego filmu nie rozumiem. Może losy Larry`ego Gopnika to alegoria losów całego narodu żydowskiego? Larry przez cały film powtarza, że przecież nic nie zrobił, a i tak ciągle coś złego mu się przytrafia.

Może to przypowieść starego rabina? Może to rozliczenie z religią?

Cholera nie wiem! Jeśli też lubisz nie wiedzieć, oglądaj śmiało.

Uwielbiam braci Cohen w takiej formie <3

Poczucie humoru skrojone pode mnie.

NarisAtaris
MonikaMazurkowna
Oodivisi
moch
SZYM0N
JUMAN
bartje
malamadi
Michalwielkiznawca
dag
dag