Grabarz (2010)

A sírásó
Reżyseria: Sándor Kardos

Adaptacja opowiadania Rainera Marii Rilkego o tajemniczym młodzieńcu obejmującym posadę grabarza w San Rocco. Nieznajomym fascynuje się córka miejscowego podesty. Spędza z nim całe dnie w cmentarnym ogrodzie, prowadząc rozmowy o śmierci i umieraniu. Miasteczko nawiedza plaga. Ludzie masowo umierają, ostatni żywi pchają na cmentarz wozy pełne trumien…

Film zrealizowano za pomocą aparatu używanego podczas wyścigów konnych do rejestrowania zawodników przecinających linię mety. Nie daje on takiego obrazu przestrzeni jak zwykła kamera czy aparat fotograficzny. W Grabarzu nie ma właściwie iluzji ruchu, tak charakterystycznej dla klasycznego kina. Przed oczyma widza, od strony lewej do prawej, pomału przesuwa się otoczony czarnym tłem prostokąt z fotograficznymi obrazami. Obrazy te są zniekształcone, rozmyte – jakby były utrwalone trzęsącą się ręką. Wyglądają niczym rozmazane klatki filmu, poruszające się zbyt wolno, by stworzyć wrażenie ruchu, niekiedy zaś tworzące surrealistyczne czy abstrakcyjne kompozycje. Tak oto reżyser zabiera widza w czasy prehistorii kina, umożliwia mu doświadczenie charakterystycznych dla poprzedzających epokę X muzy metod konstrukcji obrazów filmowych (panoramy) i złożonych z nich narracji. (www.nowehoryzonty.pl)

Obsada:

Dość udany eksperyment na pograniczu kina i wideoartu. Połączenie panoramicznych zniekształconych zdjęć, klimatycznej muzyki i narracji sprawdziło się, choć raczej poza Nowymi Horyzontami film ten nie ma żadnych szans na powodzenie.

Jak dla mnie film przepiękny. Najlepszy jaki dotąd widziałem na festiwalu. Po pierwszych 5 minutach przestałem zważać na technikę, tylko wciągnąłem się bez reszty w tę poetycką, hipnotyzującą opowieść. Na takie filmy czekam!

Hipnotyczny. Można nawet przestać czytać polskie napisy i podziwiać naturalne piękno węgierskiego języka.

Aż tak to może nie, bo jednak opowiadana historia dodaje temu wszystkiemu klimatu. Mi się wydawało za to, że mógłby się sprawdzić polski narrator, bo przy tej ilości tekstu za często trzeba było odrywać wzrok od ekranu.

no właśnie ja odebrałem tę narrację jako swoistą melorecytację, naprawdę miałem takie halo, żeby nie patrzeć na napisy, ale z powodu, o którym mówiłeś nie dało to się pogodzić

Ja siedziałem jak zahipnotyzowany i też chętnie wyłączyłbym konieczność czytania napisów, zwłaszcza, że dodatkowo, oczy kleiły mi się do snu, z powodów niezależnych od samego filmu.

Przecież to nie był film, tylko audiobook w wersji z obrazkami. W taki sposób to ja mogę w 24h nakręcić ekranizację dowolnej bajki, baśni, tekstu pisanego.

A jednak dopiero Kardos wpadł na taki pomysł i zrobił to w sposób, myślę, całkiem udany.

ayya, proszę Cię, przestań używać argumentu, że nakręciłabyś lepszy film, tylko po prostu nakręć. Z radością dam mu dziesiątkę.

@michuk: Ty po raz pierwszy zobaczyłeś coś takiego, bo znaleźli to festiwalowi selekcjonerzy. Nie wiemy, czy ktoś już kiedyś na to nie wpadł. Poza tym czytanie tekstu do obrazków nie wydaje mi się być specjalnie odkrywczym wynalazkiem. Jak byłam mała, rodzice czytali mi bajki z projektorem, tzn. wrzucali slajdy do projektora ze scenami z jakiejś bajki, do każdego pudełka slajdów była książeczka, co trzeba czytać w którym momencie - pomysł węgierski opiera się dokładnie na tym samym pomyśle.

@kw86: Gdyby ktoś opowiedział historię za pomocą pięknych poetyckich zdjęć, gdzie są ludzie, pejzaże, zwierzęta i abstrakcje, byłoby to dokładnie to samo. Pytanie, gdzie tu film?

I myślę jeszcze, że i tak nie mieliśmy szansy czerpać z tego obrazu w pełni ze względu na barierę językową. Czytanie napisów po polsku lub angielsku jednak znacznie spłyca odbiór tego wszystkiego.

@doktor_pueblo: Trzymam za słowo!:P

@ayya: Sedno sprawy w tym ayya, że sztuka wymyka się logice i nie chodzi w niej tylko o przekazanie historii. Ten film na Ciebie nie zadziałał i to jest ok, bo sztukę odbieramy indywidualnymi emocjami. A na mnie (i parę innych osób) zadział i nigdy mnie nie przekonasz, że mi się nie powinno było podobać, skoro ja wiem, że to było piękne. I nawet nie waż się próbować! ;)

Nikogo nie będę przekonywać, że białe jest białe, a czarne jest czarne:) Bo wbrew pozorom "Grabarz" mi się umiarkowanie podobał. Chodzi o to, że w samej formie nie dostrzegam nic odkrywczego, wyjątkowego, powalającego, a rozumiem, że głównie robi na Was największe wrażenie.

Nie wiem dlaczego (sam jestem zaskoczony), ale nie umiałem oderwać wzroku od ekranu.

Nie wiedziałam, że kiedyś zauroczy mnie "Grabarz" :) Zachwycająca, umiejscowiona gdzieś na obrzeżach sennego marzenia opowieść o miłości, nawet nie ubranej w słowa i nierozerwalnej z nią śmierci, która przybywa na spotkanie o wiele za wcześnie.
Uwagę zwraca unikalna, surrealistyczna forma - rozmazane, namalowane jakby niewprawną ręką zamyślonego malarza obrazy tworzą zniekształcone, a jednak malownicze kompozycje, wzbudzający niepokój, ponury głos relacjonuje dramatyczne wydarzenia, w tle muzyka, której piękna nie sposób oddać.
Chyba sam Rilke byłby zachwycony formą, jaką przybrało jego opowiadanie :)

inheracil
dcd
dcd
lamijka
verdiana
psubrat
cvbih
KatarzynaOrysiak
nadziejka
Pilotka
3um
3um