Hiszpański cyrk (2010)

Balada triste de trompeta
Reżyseria: Álex de la Iglesia
Scenariusz:

Hiszpania, rok 1973, nieśmiały i wrażliwy Javier (Carlos Areces) zatrudnia się w cyrku jako klaun. Podobnie jak jego ojciec i dziadek pragnie rozśmieszać dzieci, jednak sam nie zaznał szczęśliwego dzieciństwa i dlatego zostaje "smutnym klaunem". W cyrku poznaje bezwzględnego "wesołego klauna" Sergio (Antonio de la Torre), który terroryzuje współpracowników i bije swoją dziewczynę. Tu zaczyna się tragikomiczna opowieść o dwóch klaunach, którzy pchani przez pożądanie będą walczyć na śmierć i życie o miłość niezwykle pięknej i równie okrutnej Natalii, która doprowadzi ich do szaleństwa...

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Ten film to czyste szaleństwo. Konia z rzędu temu kto jest w stanie przewidzieć kolejny ruch bohaterów, kierunek w którym podąży fabuła.
Tarantino rośnie prawdziwy konkurent.

Każdy znajdzie w tym filmie, co zechce - Natalia może uosabiać reżimy, ojczyzny i... siebie samą. Film może być dramatem, komedią i melodramatem, coś jak podrasowane "Przeminęło z wiatrem". Rozwałką też może być, clown lata z kałachem, nawala się każdy z każdym, a sposoby zadawania okrucieństwa są wymyślne. Nie wiem, co myślę o tym filmie i co mogłabym napisać w recenzji. Wiem, że mi się podobało i że brzuch mnie bolał ze śmiechu. O. Idźcie na to!

Skojarzenia z "Bękartami wojny" miałem od pierwszych scen, w których klaun wyrwany z cyrku morduje faszystów. Film de la Iglesii, w przeciwieństwie do Tarantino, to jednak nie tylko zabawa w kino, ale też czytelna metafora dwóch toksycznych miłości do ojczyzny, tutaj pod postacią pięknej Natalii. Widowiskowy, błyskotliwy, zabawny, a miejscami przerażający. Do kina, marsz!

Polemizowałabym z tą metaforą Natalia-ojczyzna. Powiedziałabym, że Natalia raczej uosabia rozdarte społeczeństwo, które raz podążą za panującą ideologią, innym razem mruga porozumiewawczo okiem w stronę lewicowo-republikańskich ideałów. Problemem Hiszpanii nie było utrzymywanie się dyktatury przez dekady z powodu terroru i strachu, ale głównie dlatego, że byli ludzi, którzy ten reżim popierali, z jakichś powodów mu uwierzyli. Zresztą nie oceniają go negatywnie po dziś dzień - trochę jak epoka Gierka w Polsce.

Ojczyzna to przecież jej społeczeństwo, myślę, że obie interpretacje mają sens. Natalia jako Hiszpania-symbol, który kocha zarówno smutny klaun (komunista) jak i wesoły (faszysta), ale żaden z nich nie umie dać jej tego czego ona potrzebuje. Natalia jako społeczeństwo podążające raz za jedną, raz za drugą wariacką ideologią - również trzyma się kupy. A co najlepsze, kupy trzyma się również historia na pierwszym poziomie, czyli ta o miłości całkowicie ludzkiej. Rzadko udaje się w kinie tak udana wielopoziomowa metafora. W tym sensie "Hiszpański cyrk" budzi również skojarzenia z "Underground".

Mnie tam się kojarzyło z "Maczetą". I "Daredevilem". I jeszcze... taka była seria filmów o ludziu w masce i czarnej pelerynie, co zjadał ludzi - jaki on miał tytuł?? W nocy grasował. I w jednym z filmów występował autobus. :)

Zorro!.. :P

Nie, to się we współczesnych czasach działo. ;> I to horror był!

No co Wy opowiadacie! To melodramat jest! Nawet Freud czasami w cygarze widział tylko cygaro. ;P

wiadomo: miłość jest najważniejsza

I Polska! I gospodarka, głupcze.

Mówcie co chcecie, a mnie się i tak kojarzy bardziej z "Santa Sangre" niż z Tarantino. Film nakręcony z pasją i z jajem, ale czasem sprawia wrażenie, jakby powodowany zbytnim wigorem wyrywał się reżyserowi spod kontroli. Miażdżąca czołówka i gdyby cały "Hiszpański cyrk" był taki, dostałby mnie ocenę niebotyczną, a tak tylko pełną uznania. Carolina Bang byłaby mile widziana w jakimś horrorze - ładna i ciągle krzyczy.

Film ekstrawagancki, bezkompromisowy, zostawiający w stanie długotrwałego szoku

Zabójczy (w przenośni i dosłownie) początek zapowiada, że nie będzie to tuzinkowy film. Groteska, ekstrawagancja, rozmach realizacyjny i mnóstwo czarnego humoru - to i jeszcze więcej zobaczycie w "Hiszpańskim cyrku". Odwołania do Tarantino (który niejako "namaścił" ów film) zasadne, choć jak stwierdziła moja znajoma, Quentin przy de la Iglesii to "pluszowy miś" :)

Nie kupuję tego, estetycznie. O ile Tarantino od biedy może być (o ile nie jest to pierwszy "Kill Bill"), to to dzieło już nie. Taki ze mnie wrażliwiec ;) Alegoryczny może i jest, treściowo da się przeżyć, ale nie akceptuję takiego festiwalu przemocy.

festiwalu bezsensownej, debilnej, idiotycznej i niczemu nie służącej przemocy. Ta scena z żelazkiem to już w ogóle przegięcie.

Piękne szaleństwo z poświatą filmów gore ;>

Niesmaczny, niedobry, wpadający w kałużę własnych ekskrementów film stający nie na miejscu wobec hiszpańskiej komunistycznej historii. Ekscytujący w swoim szaleństwie ale niekoniecznie zjednujący sobie ludzi. Podoba się!
Ale Tarantino to to nie jest.

Jestem idiota bo na seansie nudzilem sie jak Kurski w europarlamencie. Nuda, nuda i jeszcze raz głupi film.

Rzadko zdarza mi się nazwać jakiś film głupim. Wiele razy zdarzyło mi się nudzić na polskich filmach przedstawiających jakiś fragment historii Polski. "Hiszpański cyrk" jest nakręconym przez hiszpańskiego reżysera przedstawieniem incydentu z historii Hiszpanii - tematu wojny domowej w tym kraju - w sposób do tej pory nie prezentowany. Być może jest to trudne do odbioru dla osób dalekich od kręgu kultury iberyjskiej, ale w mojej opinii nie głupie.

Bardzo dobry film, wielka szkoda, że mi się nie podobał. Alegoria całkiem seksowna, ale za dużo tego biegania i krzyczenia.

Farary
NarisAtaris
jakilcz
agryppa
karaluh
fefu
gatoenlasnubes
salander
fedlowry