Miasto smutku (1989)

Bei qing cheng shi
Reżyseria: Hsiao-hsien Hou
Scenariusz: ,

Film opowiada o dramatycznych losach czterech braci Lin w latach 1945-48, najbardziej burzliwym okresie w historii Tajwanu. Przegrana Japonii zakończyła 50-letnią okupację wyspy. Wraz z przybyciem uciekinierów z Chin kontynentalnych nastał reżim Kuomintangu, wymierzony przeciwko rdzennym Tajwańczykom. Eskalacja represji nastąpiła 28 lutego 1947 roku, wtedy rozpoczęły się czystki, w wyniku których zginęło prawie 30 tysięcy mieszkańców wyspy. (Festiwal Pięć Smaków)

Obsada:

Pełna obsada

Rzeczywiście piękny i rzeczywiście elegancki film. Trwa prawie 3h, ale zupełnie się tego nie czuje. To najważniejszy film HHH. Podobno nie można go nigdzie zobaczyć (nawet na retrospektywie HHH w NY), a jedyna zapasowa taśma leży ukryta pod łóżkiem przyjaciela reżysera. Nie wiem, na ile to dorabianie historii do problemów prawnych z filmem, ale sam film broni się i bez tego. Poza muzyką i fabułą urzekła mnie gra aktorska Tony'ego Leunga, który nie mówi dialektem tajwańskim, dlatego grał głuchoniemego. :)

Film oczywiście piękny. Elegancko skomponowany opowiada przełomowe losy Tajwanu, o których przez lata próbowano zapomnieć. W długich statycznych ujęciach (nie ma się czego obawiać, zawierają tyle treści i akcji, że nie ma sensu ich dynamizować cięciami) podążamy za czwórką oryginalnych braci, którzy próbują te dramatyczne historyczne zawirowania jakoś przetrwać. Aktorzy w nich się wcielający wypadają całkiem nieźle, a i scenariusz nie pozwala im przegadać sensu filmu, co w kontekście Tony Leung'a brzmi komicznie. Ale w tym filmie momentami trochę komizmu znajdziemy; groteskowego, absurdalnego a przede wszystkim dziwnego - jak dla mnie nieodpowiedniego, choć faktycznie zabawnego. A sprawcą sukcesu jest reżyser, który potrafił zebrać to wszystko do kupy i przy okazji zapoczątkował tajwańską Nową Falę.

...Tylko im więcej filmów azjatyckich oglądam, tym bardziej zaczynam tęsknić za tymi swoimi. Mam nadzieję, że uda mi się jakoś ten deficyt uzupełnić, zanim wschodnie kino mnie zaleje.

A. I smaczku dodaje fakt, że stosunkowo niewielu ludzi na świecie miało okazję zobaczyć ten film na taśmie w kinie.

Widziałem dotychczas jedynie Cafe Lumiere w legendarnym cieszyńskim konkursie oraz Trzy miłości w ALE KINO... Zaskoczył mnie ten historyczny HHH, trudno poznać, że wyreżyserował go ten sam człowiek co Podróż czerownego balonika... Dostrzegam istotny rozwój stylu...

Rozumiem, że masz namyśli rozwój stylu po Mieście smutku? bo wymienione przez Ciebie filmy są późniejsze

wszystko pięknie, tylko wszyscy bohaterowie wyglądają identycznie; jaku tu oglądać film, koszmar

To mój czwarty film Hou Hsiao-hsiena i na tę chwilę ulubiony, ale póki co jedynym konkurentem były "Kwiaty Szanghaju", bo o porażająco nudnej "Zabójczyni" i przeciętnym "Millenium Mambo" nie warto nawet wspominać. "Miasto smutku" to film wyjątkowo elegancki, świetnie sfotografowany, porządnie zagrany, umiejętnie balansujący między dramatyzmem a wyciszeniem. Chyba nie jestem w stanie znosić takich wyrafinowanych przyjemności zbyt długo, bo te dwie i pół godziny nieco mi się dłużyły.

AniaVerzhbytska
Nevon
inheracil
jakilcz
dcd
dcd
AmandaAllen
maksler
kremaloesowy
jakubpaluszak
verdiana