Bez duszy (2009)
Głównym bohaterem filmu jest znany choćby z „Bezdroży” amerykański aktor Paul Giamatti, który gra tutaj samego siebie. Giamatti rozczarowany swoim życiem i wypalony wewnętrznie, nie potrafi skupić się na swojej najnowszej teatralnej roli w czechowowskim „Wujaszku Wani”. Dlatego postanawia oddać swoją duszę do popularnej ostatnio przechowalni i sprowadzić zamiast niej inną, bardziej pomocną przy jego pracy – duszę z Rosji. Fakt, że dusza Giamatti’ego wygląda jak ciecierzyca to tylko pierwsza z serii ironicznych niespodzianek, jakie czekają na bohatera.
Obsada:
- Paul Giamatti Paul
- Dina Korzun Nina
- Emily Watson Claire
- David Strathairn Dr. Flintstein
- Katheryn Winnick Sveta
- Lauren Ambrose Stephanie
- Boris Kievsky Oleg
- Oksana Lada Sasha
- Natalia Zvereva Anastasia
- Rebecca Brooksher Yelena
- Yevgeniy Dekhtyar Hotel Receptionist
- Floanne Ankah Ballerina
- Fabrizia Dal Farra Ballerina
- Polina Gorokhovskaya Sophisticated Prostitute
- Michael Aronov Mafioso
- Marie-Pierre Beausejour Sonya
- Kevin Cannon Angry Protestor
- Erin Cronican Assistant to Director
- Alexandra Donhoeffner Ballerina
- John Farrer Dream Sequence Violinist
- Laura Heisler
- Ted Koch INS Officer
- Gregory Korostishevsky Yuri
- Eliezer Meyer Russian Airline Passenger
- Armand Schultz Astrov
- Stella Stark Paul's young mother
- Wendy Rich Stetson Soul Storage Mother
- Michael Tucker Frank- Director
- Stanley Krajewski Factory Worker
Wyróżniona recenzja:
Cold Souls. Na zimno o duszy.
Z opisu filmu można by wnioskować, że jest to absurdalna komedia science-fiction. W żadnym wypadku. To poetycka impresja na temat roli ludzkiej duszy we współczesnym, pełnym konsumpcjonizmu świecie. A obok tego może jeszcze lekko absurdalna analiza ludzkich kompleksów.
Za pomysł i poziom absurdu należy się dodatkowy punkt. Sposób opowiadania historii doskonale współgra z pomysłem - jest całkowicie na chłodno, sennie, bez emocji - zupełnie jakby pozbawiony duszy. Uczucia więc mam bardzo mieszane. Na pewno można było lepiej ten pomysł wykorzystać. To zdaje się film, o którym opinię wyrabia się z czasem, na chłodno.
Doskonale odnaIazł się tu niedoceniany wcześniej przeze mnie Paul Giamatti. Łatwo można dać się uwieść tej błyskotliwie dowcipnej historii, której poziom absurdu pozwala stanąć w jednym rzędzie obok "Być jak John Malkovich" czy "Zakochanego bez pamięci". I mimo, że "Cold souls" jest według mnie najsłabszą pozycją z tej trójki, to film wzbudza ciekawość kolejnych dokonań Sophie Barthes.
Obejrzałam ten film tylko ze względu na nazwisko reżyserki (czy ona ma coś wspólnego z Rolandem Barthes'em?), a okazało się, że to całkiem fajny film. Giamatti świetnie zagrał siebie samego, poszukującego swej zaginionej duszy, chociaż idea duszy w filmie jest pomieszana - raz oznacza emocje, raz wrażliwość. Cudna muzyka Lhasy.