Control (2007)

Reżyseria: Anton Corbijn

Film pokazuje nam profil życia Iana Rileya - zagadkowego piosenkarza formacji Joy Division, którego kłopoty osobiste, zawodowe i miłosne doprowadziły do popełnienia samobójstwa w wieku 23 lat.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Świetnie zrobiony film, nawet jeśli nie jest się fanem Curtisa, warto obejrzeć. Mnie poskręcał: klimat Manchesteru, zdjęcia, muzyka i dramat Iana, relacja w sposób oszczędny i bez specjalnej manipulacji.

Tylko dla fanów Curtisa. Nuda.

Ooo.. ja nie byłem nigdy fanem Curtisa (choć jego muzyka do mnie przemawia w jakiś sposób), za to film był dla mnie perfekcyjną prawie biografią. Nuda? Nie, zupełnie się nie nudziłem. Ale ja się nie nudziłem nawet na "Skazanym na bluesa" ;/

Ja wymiękłem po mniej więcej 40 minutach. Oprócz fotografii lat siedemdziesiątych na angielskim blokowisku nie znalazłem w tym filmie nic dla siebie. A jak już akcja przenosi się do klubów, zasnąłem. Perfekcyjna biografia? Być może. W takim razie jeszcze dla miłośników biografii :-)

Ja lubię biografie, jeśli są ciekawe ;)

Ja zupełnie nie lubię biografii.

Tu udało się oddać klimat beznadziei i powolnego zatracania się i upadku. A wszystko w akompaniamencie fajnej dołującej muzyki. Żadne arcydzieło ale dobre 7/10.

No dobra, przekonałeś mnie, że może za nisko oceniłem, bo technicznie nie jest zły. Punkt więcej dałem, na 6 mogę się zgodzić :-)

Ja nie potrafię oddzielić tego filmu od muzyki. A że Joy Division i Curtis byli genialni, to i film mi się podobał.

Jeśli chodzi o stronę techniczną, to trzeba powiedzieć 2 rzeczy. Po pierwsze Sam Riley świetnie udaje Curtisa, zachowanie na scenie odtworzone bezbłędnie. Po drugie zdjęcia Antona Corbijna rozwalają zawsze i wszędzie.

Nie mogłabym nie podpiąć się pod obronę Control. Film genialnie oddaje klimat muzyki Joy Division, a co lepsze - pokazując kulisy tworów Curtisa i spółki, jeszcze bardziej wciąga w hipnotyzujące dźwiękowe meandry Joy Division. A jeśli w takim pożądanym bagnisku ciemnej rozkoszy palce macza Corbijn, to efekt musi być mocny. Tu jest muzyka. Tu trzeba się ponieść temu, co się słyszy. A, no i Riley - rzeczywiście, szacun za wejście w osobowość Curtisa i epileptyczne wychodzenie z siebie.

Znakomity film, wolny od typowego "schematu od zera do bohatera". Control jest dziełem o Ianie Curtisie, a nie jego grupie muzycznej. Czarno-białe zdjęcia i dziwna, depresyjna muzyka budują nastrój tej pięknej, smutnej historii. Nie tylko dla fanów.

Film praktycznie wgniata w fotel, a gra Sama sprawia, że ma się wrażenie obcowania z prawdziwym Curtisem.

NarisAtaris
MRZVA
bartje
verdiana
param
dag
dag
liongotie
MureQ
HollyGolightly79
jakilcz