Control (2007)
Reżyseria:
Anton Corbijn
Film pokazuje nam profil życia Iana Rileya - zagadkowego piosenkarza formacji Joy Division, którego kłopoty osobiste, zawodowe i miłosne doprowadziły do popełnienia samobójstwa w wieku 23 lat.
Obsada:
- Sam Riley Ian Curtis
- Samantha Morton Deborah Curtis
- Alexandra Maria Lara Annik Honoré
- Joe Anderson Peter Hook
- James Anthony Pearson Bernard Sumner
- Harry Treadaway Stephen Morris
- Craig Parkinson Tony Wilson
- Toby Kebbell Rob Gretton
- Andrew Sheridan Terry Mason
- Robert Shelly Twinny
- Richard Bremmer Ian's Father
- Tanya Myers Ian's Mother
- Martha Myers Lowe Ian's Sister
- Matthew McNulty Nick Jackson
- David Whittington Chemistry Teacher
- Margaret Jackman Mrs. Brady
- Mary Jo Randle Debbie's Mother
- Ben Naylor Martin Hannett
- John Cooper Clarke On sam
- James Fortune MC
- Angus Addenbrooke Colin
- Nicola Harrison Corrine Lewis
- June Alliss Corrine's Mother
- George Newton Studio Owner
- Mark Jardine Other Band Manager
- Herbert Grönemeyer Local GP
- Paul Arlington Hospital Doctor
- Tim Plester Earnest Richards
- Joanna Swain Maternity Nurse
- Joseph Marshall Alan from Crispy Ambulance
- Laura Chambers Claire
- Eliot Otis Brown Walters Footballing Kid
- Monica Axelsson Tony Wilson's Girlfriend
- Lotti Closs Gillian Gilbert
- Eady Williams Baby Natalie
- Nigel Harris Tramp
Zwiastun:
Wyróżniona recenzja:
Love Will Tear Us Apart
Ocena recenzenta:
8/10
Ile może przeżyć dwudziestotrzylatek? Dość, by na podstawie tego życia zrobić znakomity film, tylko trzeba nazywać się Ian Curtis. "Control" skupia się na tej ciekawej postaci, nie jest to film o Joy Division, a dzieło o człowieku mierzącym się ze światem i duszącym się w nim. Żył w poczuciu beznadziei i niezrozumienia, rozdarty między dwiema kobietami, nie potrafił wybrać kim ...
Autor: Krzysztof Osica
Data:
Świetnie zrobiony film, nawet jeśli nie jest się fanem Curtisa, warto obejrzeć. Mnie poskręcał: klimat Manchesteru, zdjęcia, muzyka i dramat Iana, relacja w sposób oszczędny i bez specjalnej manipulacji.
Tylko dla fanów Curtisa. Nuda.
Ooo.. ja nie byłem nigdy fanem Curtisa (choć jego muzyka do mnie przemawia w jakiś sposób), za to film był dla mnie perfekcyjną prawie biografią. Nuda? Nie, zupełnie się nie nudziłem. Ale ja się nie nudziłem nawet na "Skazanym na bluesa" ;/
Ja wymiękłem po mniej więcej 40 minutach. Oprócz fotografii lat siedemdziesiątych na angielskim blokowisku nie znalazłem w tym filmie nic dla siebie. A jak już akcja przenosi się do klubów, zasnąłem. Perfekcyjna biografia? Być może. W takim razie jeszcze dla miłośników biografii :-)
Ja lubię biografie, jeśli są ciekawe ;)
Ja zupełnie nie lubię biografii.
Tu udało się oddać klimat beznadziei i powolnego zatracania się i upadku. A wszystko w akompaniamencie fajnej dołującej muzyki. Żadne arcydzieło ale dobre 7/10.
No dobra, przekonałeś mnie, że może za nisko oceniłem, bo technicznie nie jest zły. Punkt więcej dałem, na 6 mogę się zgodzić :-)
Ja nie potrafię oddzielić tego filmu od muzyki. A że Joy Division i Curtis byli genialni, to i film mi się podobał.
Jeśli chodzi o stronę techniczną, to trzeba powiedzieć 2 rzeczy. Po pierwsze Sam Riley świetnie udaje Curtisa, zachowanie na scenie odtworzone bezbłędnie. Po drugie zdjęcia Antona Corbijna rozwalają zawsze i wszędzie.
Nie mogłabym nie podpiąć się pod obronę Control. Film genialnie oddaje klimat muzyki Joy Division, a co lepsze - pokazując kulisy tworów Curtisa i spółki, jeszcze bardziej wciąga w hipnotyzujące dźwiękowe meandry Joy Division. A jeśli w takim pożądanym bagnisku ciemnej rozkoszy palce macza Corbijn, to efekt musi być mocny. Tu jest muzyka. Tu trzeba się ponieść temu, co się słyszy. A, no i Riley - rzeczywiście, szacun za wejście w osobowość Curtisa i epileptyczne wychodzenie z siebie.
Znakomity film, wolny od typowego "schematu od zera do bohatera". Control jest dziełem o Ianie Curtisie, a nie jego grupie muzycznej. Czarno-białe zdjęcia i dziwna, depresyjna muzyka budują nastrój tej pięknej, smutnej historii. Nie tylko dla fanów.
Film praktycznie wgniata w fotel, a gra Sama sprawia, że ma się wrażenie obcowania z prawdziwym Curtisem.