C.R.A.Z.Y. (2005)

Reżyseria: Jean-Marc Vallée

Zabawny, szalony, nakręcony z rozmachem i z muzyką rockową w tle hołd dla popkultury lat 70. W Quebecku, prowincji we wschodniej Kanadzie, żyje francuskojęzyczna robotnicza rodzina Beaulieu. Ojciec, Gervais (Michel Côté), ciężko pracuje, szczerze kocha swoich pięciu synów, jest przywiązany do bogobojnej żony Laurienne (Danielle Proulx) i ma słabość do francuskich wokalistów. Jego synowie wolą jednak nowoczesne brzmienie Davida Bowie'ego i motocyklowe przejażdżki. Zwłaszcza urodzony w Boże Narodzenie 1960 roku Zac (Marc-André Grondin), który wyraźnie różni się od pozostałych braci. Matka wiąże to z dniem urodzin i przypisuje synowi niezwykłą moc. Inność Zaca nie ma jednak nic wspólnego z Bożym Narodzeniem. Chłopak odkrywa, że nie pociągają go kobiety i zdecydowanie woli męskie towarzystwo. Jednocześnie zdaje sobie sprawę z tego, że ojciec nigdy nie zdoła zaakceptować jego homoseksualizmu. Postanawia więc wyprzeć się swojej tożsamości i być taki, jak pozostali bracia. Przez kolejne lata odbywa prywatną rock'n'rollową odyseję, która prowadzi go na "kraniec świata", ale w końcu pomaga pogodzić z samym sobą. Wtedy czeka go największa niespodzianka.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Całkiem świeże podejście do kwestii homoseksualizmu. Może dlatego, że bardziej chodziło tu o walkę ze sobą i światem niż obnoszenie się z miłością do tej samej płci. (Bo to nadal jednak inność. Bardziej niż normalność). Mi się ta walka podobała, bo wydawała się autentyczną reakcją wtajemniczonych (jakkolwiek to brzmi). A tytułowy kawałek Patsy Cline rozbrajający jak zawsze.
O! http://www.youtube.com/watch?v=Zzq5X-p2C0Y

Czyliż się podobało się/

Zaiste, choć... sporo w fabule infantylności, która, gdyby nie ciekawy wątek "dorastania do homoseksualizmu", by mnie mocno poirytowała. Inna sprawa, że dla mnie najgorszy film dostałby chociaż 1/10 tylko i wyłącznie za piosenki Davida Bowie ;) Takie sobie małe spaczenie.

Wciągająca opowieść o „inności”, dojrzewaniu, problemach z akceptacją własnej tożsamości, a to wszystko w plenerach kanadyjskich przedmieść plus rewelacyjna ścieżka dźwiękowa.

Słodko-gorzki film, którego tematem jest - to bardzo istotne - dojrzewanie chłopca o homoseksualnej orientacji. Ale to także obraz o wychowaniu, o byciu rodzicem. Niby marginalny temat macierzyństwa jest pokazany z tak autentycznym pięknem, że z trudem powstrzymałem łezkę. Do tego świetna muzyka. Rewelacja!

Kolejny film o homoseksualizmie... W ciągu ostatniego roku widziałam ich co najmniej kilka, każdy w odmienny sposób prezentował orientację homo u mężczyzn. W Wyśnionych Miłościach czy Kaboom homoseksualizm był naturalnym przejawem współczesności, wplecionym w standardowe doświadczenia młodych ludzi. Podobnie w nieudanym Mine Vaganti - gatunkowym obojnaku. Właściwie można uznać, że mężczyn świat homo wszedł na stałe do filmowej fabuły, co jednocześnie jest dowodem świadomości i akceptacji tego, że geje są wśród nas, ba, jest ich spory odsetek! Niemniej, trochę zastanawia mnie to nagłe parcie na podejmowanie tematu międzymęskiej miłości i czynienie jej protagonistą. Po kolejnym filmie z serii gejowskiej (I love you Philip Morris) poczułam szczerą niechęć do eksplorowania tego wątku i konieczności znoszenia go na dużym ekranie.

Taki Brokeback Mountain ze świetną grą aktorską i odchodzącymi do lamusa męskimi gejami był jakąś nowością, no bo tam mężczyźni szamotali się jeszcze z własną naturą, pożądaniem itp. Podobnie jak w przyp. Oczu szeroko otwartych (polecam!!). Ale to są dwa wyjątki. Reszta pokazuje nam... no właśnie, co? Nowy kształt rzeczywistości? Efekt naszej tolerancji? Metrotrendy? Sylwetki pseudomężczyzn z ograniczoną ilością testosteronu? Kabaret? Nie wiem, czy chcę na to patrzeć. Wiem natomiast, że dotykania tematu homoseksualizmu u mężczyzn mam dostatek na co dzień i choć przyjaźnię się z kilkoma gejami, to muszę się do ich "odmienności" nieustannie przekonywać, wciąż traktując ich świat jako wykreowany kaprys. Może jednak podświadomie jestem na bakier z tolerancją? A może uważam, że sztuka (w tym kino) przesadza z akcją upowszechniania bycia homo (brzmi jak trend)? Jak tak dalej pójdzie, to wkrótce nastąpi rewolucja płciowo-społeczna, a o "czystych" zdeklarowanych hetero będzie się kręcić filmy dokumentalne....

(C.r.a.z.y nie widziałam, ale natchnął mnie do refleksji)

Warto - puszczali to ostatnio na "Ale Kino". Właśnie chciałem podkreślić, że to nie do końca film o homoseksualizmie. Akcenty tam są nieco inaczej rozłożone, ważny jest też temat rodzicielstwa, rodziny w ogóle. Chyba dlatego to tak dobry film - że nie do końca taki jak piszesz.

1.W mojej opinii "C.R.A.Z.Y" nie jest filmem o homoseksualiźmie, chociaż wątek orientacji seksualnej głównego bohatera jest w nim bardzo istotny (lecz nie najważniejszy)
2.Tematyka homoseksualna w filmie nie jest niczym nowym. Niestety od czasu "Fireworks" Kenetha Angera (1947) niewiele jest dzieł poruszających ten temat mogących pretendować do miana arcydzieła - chlubnym wyjątkiem jest "Brokeback Mountain". Nie brakuje filmów niebanalnych (ostatnio prezentowane przez Tongariro Realising), inne wykorzystują wątek do celów komediowych (w mniej lub bardziej udany sposób). Pytanie o przyczynę większej ilości takich filmów jest proste z punktu widzenia seksuologii (szczególnie jeśli zachowania homoerotyczne są rozpatrywane z perspektywy teorii walki plemników). Przy założeniu, że kręcenie filmów jest produkcją w fabryce snów, to należy pamiętać, że sny są projekcją otaczającego świata.
3. Marylou, przepraszam, ale według badań seksuologów "pseudomężczyźni z ograniczoną ilością testosteronu" mają w organiźmie wyższe stężenie tego hormonu niż reszta populacji.

Na wstępie muszę coś wyjaśnić: moja refleksja była dość luźna, stąd sporo okrojeń i stereotypowości.
Pisząc "pseudomężczyźni", miałam na myśli chłopców, którym bliżej do transwestytów niż homoseksualistów. Nie mam nic przeciwko homo, ale niemęski styl posh u mężczyzn dość mnie odpycha - zresztą, nawet wśród gejów jest podział na dwa typy: mniej i bardziej ukobieconych.

Nie do końca pojmuję "psychologię homoseksualizmu", ale nie zmienia to faktu, że zaczyna mnie irytować ugejowienie kina (nie mówię tu o chlubnych wyjątkach - te jestem w stanie zgłębiać częściej i z należytą celebracją). Może po prostu nie bawią mnie pseudokomedie o gejach - to trochę śmiech przez łzy. Poza tym z czego tu się cieszyć? Że coraz mniej "wrażliwych drwali" jest na świecie?
Gdybym miała wybór co do kierunku, w jakim zmierza rzeczywistość, to zastanawiałabym się poważnie, czy zamiast przyjaciółek w męskim ciele, nie wolałabym zmagać się z czarno-białym wdzeniem świata przez brutala.

@wks, co do testosteronu - stereotypowo wyraziłam się o mężczyznach, którym brakuje jaj, wybacz. Dzięki za sprostowanie. Aż zgłębię ten temat.

@lapus, chyba powinnam Cię przprosić za tę refleksję o byciu homo, skoro wyraziłam się o tym pod (Twoją) recenzją filmu, kt. o homoseksualizmie właściwie nie jest... :) postaram się go obejrzeć w każdym razie i wypowiedzieć już na temat.

@Muadim, wiem, że homo dotyczy też kobiet, ale akurat zastrzęsienia takiej opcji w kinie i w realu nie zanotowałam... I zdaję sobie sprawę, że homoseksualizm nie jest zjawiskiem nowym, oczywiście - chodziło mi o to, że robi się o nim głośno, za głośno.

Nie przepraszaj mnie Marylou, taki "posh" to ja znowu nie jestem ;) A w "Crazy" temat homo został potraktowany wielopłaszczyznowo. Na pewno to nie jest jakieś mdłe "Wszystkie geje nasze są". Obejrzyj koniecznie i podziel się swoimi refleksjami. Liczę na to.

Przy okazji rozmowy o homoseksualiźmie gdzieś z podświadomości błysnąła mi sentencja z filmu "Frenzy" Alfreda Hitchcocka. W wolnym tłumaczeniu brzmi to mniej więcej tak: "Kiedy patrzę na twarze feministek, to mam ochotę zostać pedałem".

Ale jest coś gorszego - ładne feministki :)

Można też tak:: "Kiedy patrzę na swoje pokolenie mężczyzn, to mam ochotę zostać lesbijką". :)

Tylko nie Ty!

@marylou Osobiście obejrzałam w tym roku niespodziewanie dużo filmów o losie kobiet w Iranie. "Kick in Iran" (WFF), "Kobiety bez mężczyzn" i "Dzień, w którym stałam się kobietą" (Off Camera). Jak na tak wąski temat całkiem sporo. Jakoś same się podsuwały do oglądania. :)

Jeśli chodzi o kino gejowskie, to jak słusznie zauważasz pojawiają się już nie tylko filmy typu "jestem gejem i mam z tym problem", ale i coraz więcej w deseń "jestem gejem i dobrze mi z tym". I ja się w sumie cieszę, bo o ile ten pierwszy temat został rozwałkowany i kolejne "Oczy szeroko otwarte" nie wnoszą nic specjalnie nowego, o tyle ten drugi jest całkiem świeży i jeśli owocuje filmami takimi jak "Kaboom" czy "Wyśnione miłości", to ja jestem za.

Jeśli miałabyś ochotę dla równowagi na jakieś męskie kino, to też się go trochę nakręciło - Doktor poleca Marcina Wronę (Moja Krew i Chrzest), jest też gangsterskie "Królestwo zwierząt" (chociaż tu trochę "negatywnego feminizmu", bo matriarchat), no i oczywiście "Niezniszczalni" ze wszystkimi twardzielami kina, których można z satysfakcją obejrzeć jako pastisz... No, i oczywiście "Robin Hood", ale to już tylko jak nic innego nie będzie. Zbliża się też premiera "True Grit", które zapowiada się na western z jakimś twardym gościem w roli głównej.

Ach, Esme, chyba rzeczywiście muszę zrobić sobie maraton po gangsterkach i westernach, żeby przywrócić własną wiarę w tzw. prawdziwą męskość ;) chociaż to nie do końca o zewnętrzny brutalizm chodzi. Hetero intelektualiści z przewagą szarych komórek nad bicepsami też są ok ;)
Dzięki za sugestie, Wrona od dawna jest na mojej liście, Niezniszczalni też, ale to raczej w ramach wspominania idoli z dzieciństwa (podszywałam się pod Arnolda). Przydałby się film z Kevinem Spacey, btw.
Ja nie mam nic przeciwko Wyśnionym miłościom, Kaboom czy np. Zagubionym w miłości - to piękne obrazy, w których homoseksualizm w żaden sposób nie odrzuca, a gay is OK. Nie kręci mnie po prostu nadużywanie motywu gejostwa w jakiejkolwiek formie ekspresji, zwłaszcza tandetnie podanej. Dla mnie samej obcowanie z gejami na co dzień jest na tyle normalne, że aż momentami abstrakcyjne... Jakkolwiek się dzieje, przyjaciółka w męskim ciele ma swoje zalety ;)

Uświadomiłem sobie, że w trakcie tej dyskusji, która zaczęła się od filmu "C.R.A.Z.Y", a skręciła w stronę homoseksualizmu w filmie, odbyła się ostatnia edycja programu Larry King Live. Legendarny talk-show telewizja CNN pokazała w ostatni czwartek po raz ostatni. Jeden z programów w 25-letniej historii dotyczył amerykańskich polityków, którzy są gejami. Fragmenty tego programu zostały wykorzystane w dokumencie "Outrage" pokazywanym na ubiegłorocznym Warszawskim Festiwalu Filmowym (polskie tytuły to "Skandal" i "Geje na Capitolu"). Ten dokument przekonuje mnie, że w rozmowie na temat homoseksualizmu jest jeszcze wiele niewypowiedzianych słów.

MRZVA
jakilcz
LEPREHAUN
XRyuu
psubrat
annemily
AlkioneX
BlueSky
mistermaddog
nevamarja