Drive (2011)

Reżyseria: Nicolas Winding Refn

Kierowca to tajemniczy człowiek. Niewiele mówi. W dzień pracuje w warsztacie lub występuje w scenach kaskaderskich. W nocy - fachowo ucieka przed policją. Jego i tak nieproste życie komplikuje się, gdy spotyka uroczą i ciepłą sąsiadkę...

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

“If I drive for you, you give me a time and a place. I give you a five-minute window, anything happens in that five minutes and I’m yours no matter what. I don’t sit in while you’re running it down. I don’t carry a gun… I drive.”
"Drive" trzyma w napięciu od pierwszej sekundy filmu, aż po napisy końcowe. Jest oszczędny w słowach, oszczędny w akcji i oszczędny w fabule. Jest przepełniony doskonałym aktorstwem, rewelacyjnymi ujęciami, dobrą muzyką i brutalnymi scenami. Pozycja obowiązkowa !!!

Sceny akcji przeplatają się z artystycznymi ujęciami. Coś dla chłopaka wielbiącego "Szybkich i Wściekłych", oraz dla osoby lubiącej kino z zupełnie innej beczki... Dodatkowo świetne kawałki - niektóre już znajdują się na mojej playliście.

Idealny pokaz kinematograficznego dandyzmu - najbardziej liczy się styl, a ten jest wspaniały. Ta pulsująca muzyka, te błękity i czerwienie, to celebracyjne slow motion, ten małomówny Ryan Gosling. Dla mnie to mógłby być film o czymkolwiek, i tak byłabym zadowolona. A że jest o kierowcy wplątanym w gangsterskie porachunki? Tyz piknie.

Jak ktoś jest zainteresowany mocniej muzyką, to polecam zainteresować się wydawnictwami z labela Italians Do It Better, który specjalizuje się w takim właśnie italo disco. Zresztą bardziej znani ich podopieczni, Chromatics, też są na ścieżce dźwiękowej.

Mam podobne odczucia. :D

Idealne połączenie obrazu i dźwięku. Hipnotyczny generator adrenaliny. Najchętniej wsiadłbym teraz do jakiegoś klasycznego muscle cara i i pognał w siną dal...

No jednak nie. Naciąganą fabułkę, którą można by spokojnie opowiedzieć w krótkim metrażu jestem jeszcze w stanie zdzierżyć. Ale przeszarżowanego stylu, który przypomina jednego z tych reżyserów, co to Soderbergh o nich mówi, że stają miedzy widownią a ekranem i machają rękami ("Look, I'm directing!") - już nie. Nie potrzebuję w co drugiej scenie przypomnienia , że za kamerą siedzi nowy geniusz kina, chce po prostu dobrej, angażującej historii. PS A. Brooks za to broni się fantastycznie!

Film z uroczym bohaterem, który (w stylu Daniły z "Brata") niewiele mówi, dużo patrzy, miło się uśmiecha a jak trzeba, to i tętnicę rozdepcze. Mało zaskakujący. No, może z wyjątkiem tej tętnicy. I młotka. Mimo sporej dawki brutalności, miło się ogląda. Muzyka, krajobrazy miasta i inne szczegóły estetyczne przywodzą na myśl lata osiemdziesiąte (w pozytywnym sensie).

emocje są, ładne zdjęcia są, ale film jest przewidywalny i miejscami zbyt przeciągnięty.

Hipnotyczny. Chociaż wolałabym więcej miasta nocą z samochodu, niż przemocy; trochę inne proporcje, jeśli by nie zepsuły rytmu i pulsu.

Najlepszy fragment filmu to pierwsze 10 minut.

Drive to film w stylu lat 80tych. Pomimo, że od początku wiemy, że główny bohater to ten zły, który postępuje wbrew prawa, to jednak trochę się o niego martwimy, a nawet boimy się, żeby mu się nic nie stało. Ryan'a Gosling'a ogląda się tak wdzięcznie, że film mógłby trwać jeszcze dłużej. Zupełnie nie pasuje mi tu dziewczynka Carey Mulligan, ale ja ją nie wybrałam do filmu. Gorąco polecam.

Gdzieś w tle można dopatrzyć się skojarzeń z "Taxi Driver" Martina Scorsese i "Glorią" Johna Cassavetesa. Bardzo dobra reżyseria, świetne kino z potencjałem komercyjnym bez negatywnego aspektu tego określenia.

Też przyszedł mi do głowy "Taksówkarz". :) Ale jednak "Drive" ma dużo mniejszy ciężar, no i dużo mniej wiemy o bohaterze, chociaż cały czas mu towarzyszymy.

Stwierdzenie o dopatrzeniu się gdzieś w tle skojarzeń z innymi filmami niekoniecznie może oznaczać ocenę identyczną z tymi filmami. Dla mnie "Taksówkarz" to jedna półka wyżej, "Gloria" to dwie półki wyżej. Niemniej "Drive" to niezłe kino adrenalinowe, niebanalnie zrobione bez pospolitej sensacji.

Porównania z "Taksówkarzem" i "Glorią" to taki żart, prawda? Tamte filmy są oryginalne i na poważne tematy, a "Drive" jest schematyczną rozrywką w nowym opakowaniu. Jeśli kogokolwiek mi główny bohater przypominał, to już raczej Stallone z "Kobry". Ta sama niewzruszona mimika, ironiczny uśmiech i słomka w ustach. Gosling to taka jego nieco mroczniejsza wersja ;)

Doktorze, skojarzenia to zupełnie coś innego niż porównanie. Psychopatyczny kierowca próbujący ocalić damę w kłopotach - naprawdę ciężko się powstrzymać, "Taksówkarz" przypomina się sam. Nikt przecież nie porównuje tej błyszczącej zabawki do filmu, za który Scorsese zapisał się w annałach. :P
A Eastwooda z jego jedną miną w kapeluszu i drugą bez niego Ci Gosling nie przypominał? :)

Porównanie z "Taksówkarzem" czy "Glorią" to stwierdzenie, że "Drive" jest przeze mnie oceniony o jeden poziom niżej od filmu Scorsese i dwa poziomy niżej od filmu Cassavetesa. Wynika ono z podobieństwa niektórych motywów obecnych w tle, a nie tematu czy postaci głównego bohatera. "Drive" należy do mainstreamu, ale nie można mu odmówić świetnej reżyserii i dobrych zdjęć. Nie neguję, że film jest schematycznie przewidywalny,ale jednocześnie z czystym sumieniem mogę polecić go znajomym szukającym w kinie rozrywki na piątkowy lub sobotni wieczór.

Tyle tylko że ten podobny motyw - facet się poświęca, żeby chronić kobietę - to tak na oko w połowie filmów z nurtu noir się pojawia. I pewnie w co trzecim westernie. Mi się "Taksówkarz" kojarzy z wojną w Wietnamie i z pryśnięciem złudzeń o "american dream", a nie z facetem który jeździ samochodem :)

Nuda. Prawie wszystkie dobre filmy o wojnie w Wietnamie, które widziałam, w ten czy w inny sposób spoglądają z ukosa na Amerykę. ;)

No trudno, żeby nie :) Ty mi lepiej powiedz, skąd u Ciebie ta słabość do "Drive". Czy chodzi o to, że to film o - jak śpiewają na koniec - "real human being, real hero", a dziewczyny marzą o takich, co to bezinteresownie się nimi zaopiekują i rozkwaszą komu trzeba ryja?

E, w razie potrzeby postaram się sama rozkwasić. ;) Chociaż podoba mi się sam kontrast, połączenie spokoju i delikatności ze skrajną brutalnością. Podobnie skonstruowano postać Bonda w "Casino Royale" - zawsze się wzruszam widząc, jak oboje z Vesper mokną pod prysznicem. I zmęczyli mnie już bohaterowie a la Jack Sparrow, którzy istnieją tylko po to, by wygłaszać bon moty. Przyda się dla odmiany jeden, co nic nie gada i potrafi jeździć spokojnie samochodem.

Bardziej na poważnie - "Drive" ma podobny problem co "Ghost writer". Kliszowy scenariusz i królewską reżyserię. Gdyby historia była bardziej oryginalna, może nawet z zaszytym drugim dnem, byłby to idealny film. Ma wspaniały styl - soczyste postaci, napięcie, staranna kolorystyka (Gosling zwykle filmowany jest w błękitach, Mulligan w czerwieniach), klimat, muzyka... Piszesz, że to już było, tylko "Drive" ładniej to realizuje. Policzmy mu to jako zasługę, niech kolesie od produkcyjniaków go obejrzą i spalą się ze wstydu.

Fajnie się to ogląda, ale co z tego? Dawniej nowi mistrzowie rewolucjonowali kino, a teraz mam się ekscytować tym, że ktoś poprawił montaż, albo zrobił trochę lepsze zdjęcia? Mało to przełomowe...

No ale to oceniasz wysoko tylko przełomowe filmy? Wiem, że nie, bo "Skowyt III: Torbacze"to nie jest jakaś rewolucja w kinematografii. Ja się zwykle sugeruję tym, czy oglądając film miałam z niego frajdę, czy nie. :)

To inna inszość. Ja lubię filmy bardzo dobre i bardzo złe, a nie za bardzo filmy średnie. Na "złym" Skowycie bawiłem się świetnie. A na średnim "Drive" średnio.

Ciekawe, tych motywów kolorystycznych nawet nie wychwyciłem. Do waszych porównań z wyższej półki dorzuciłbym te z nieco "niższej", tj. Miami Vice i Bullit.

@Doktorze, to ja chcę, żeby wszystkie średniaki wyglądały tak jak "Drive"... ;P
@john_doe Coś jest na rzeczy. Boski Ebert też przypomniał "Bullita" w swojej recenzji "Drive".

„Drive” nie jest sztampowy ani naszpikowany efektami. Ma w sobie coś z filmów Tarantino (m.in. krwawy naturalizm), ale klimatem przypomina raczej dzieła Iñárritu. Moja ocena rosła wraz z rosnącym napięciem, którego jest tu pod dostatkiem. Świetna muzyka, wspaniałe zdjęcia, piękny montaż, rewelacyjny Ryan Gosling (zwłaszcza w warstwie niewerbalnej). Zbyt wielu pościgów się nie spodziewajcie, to nie „Szybcy i wściekli”, raczej mocno odjechana obyczajówka. 2 dni po projekcji zastanawiałam się, czego szukam w filmach, co mnie naprawdę kręci i zrozumiałam, że wszystko to zostało zawarte w tym filmie.

O tak, scena w garderobie mi sie skojarzyla z tarantino, ale byla duzo bardziej teatralna. American psycho jeszcze mi sie skojarzyl.

@nevamarja O nie. Efekciarski to on jest maksymalnie i absolutnie. Dlatego go lubię właśnie.

Zdaje się, że @Esme już dawno temu wprowadziła kryterium męskiej klaty przy ocenie produkcji filmowych. Zgaduję, że w oczach Pań w tym filmie zapracowuje ona na jakieś 2 dodatkowe gwiazdki. No a że jeszcze ta klata bezinteresownie osłania strwożoną myszkę, to czegóż chcieć więcej; film idealny. Zastanawiam się teraz intensywnie, jak wygląda odpowiednik filmu idealnego dla facetów. Na pewno muszą w nim być cycki, ale co jeszcze?

@doktor_pueblo Ależ proszę... Klata jedynie nastawia mnie bardziej życzliwie - powiedzmy tak na pół punkta, nie więcej. Gdyby to był taki decydujący czynnik, musiałabym oceniać Chippendalesów na 10. Nade wszystko zaś - "Drive" w klatę Goslinga jakoś specjalnie nie obfituje. Zapamiętałabym ;)

@anks Genialna scena IMO. :)
@Esme Na potrzeby tego filmu przyjęłam inną definicję "efekciarstwa". Idąc do kina, trochę się bałam, że to jednak będą "Szybcy i wściekli". Na szczęście okazało się, że film ma normalne tempo i nie opiera się na efektach specjalnych. O takie dosłowne "efekciarstwo" mi chodziło.
@doktor_pueblo Cenię Goslinga, ale się w nim nie kocham więc to chyba nie za niego dałam te dodatkowe 2 gwiazdki. ;)

A, rozumiem, że to dlatego jego minimalistyczne aktorstwo (przez większość filmu ta sama, pozbawiona emocji twarz) oceniłaś na 9, czyli niemal Panteon sztuki aktorskiej ;)

Myślałam, że już ustaliliśmy, że mam kiepski gust. ;) A teraz się jeszcze okazało, że jestem ślepa. :) Ja te emocje widziałam i czułam. W moim odczuciu zagrał rewelacyjnie. I tak też go oceniłam.

A to chyba nie ze mną ustalałaś, bo ja nie wiedziałem ;) A tak poza tym, to ja wcale nie jestem aż tak bardzo na Drive cięty. Zaryzykowałbym wręcz opinię, że to najlepszy film jaki widziałem, spośród tych, których pomysł wywodzi się z gry komputerowej (nawet jeśli to tylko niepotwierdzona plotka :)).

No mam, mam. Za wysokie oceny wystawiam filmom zjechanym przez publikę (w dodatku jestem na tyle bezczelna, że nie zmieniam ich po fakcie na inne - jedynie słuszne). Kiepski gust to mój osobisty dramat. Bardzo godzi w moje mniemanie o sobie i własnej inteligencji. Ale cóż poradzić? ;) A tak serio. Z natury jestem nadwrażliwa i to na pewno rzutuje na mój odbiór rzeczywistości i wyczucie niuansów. :)

Świetny klimat, oryginalne zdjęcia i to wszystko. Historyjka banalna, sztampowa i przewidywalna do bólu. Jak ktoś szuka w kinie filmów, które już widział, ale lepiej podanych, to "Drive" jest w sam raz dla niego. Ja szukam czegoś zupełnie innego.

Pierwsze skojarzenie - 30 letni nowy film. Już od pierwszych ujęć zastanawiałem się, czy to nie są przypadkiem lata 80', dopiero nowy Chevy Impala wyprowadził mnie z tego błędu. Plusy w kolejności od największego: muzyka, aktorstwo, nastrój, ujęcia kamery. Ta ostatnia rzecz po połowie filmu zaczęła się jednak robić już nieco przewidywalna, żeby nie napisać nachalna. Dałbym 8.5 gdyby była taka możliwość.
PS skojarzenia popkulturowe - Miami Vice (serial), Bullit (film), GTA Vice City, Driver (gry komputerowe). To tak od ręki:)

Hm, Filmaster mi polecił ten film, a tu rozczarowanie. Nie spodziewałam się głębokich poruszeń, ale adrenaliny tak - a tu co? Nico. Niente. Totalnie nic. Ujęć samochodowych jest niewiele, mało ciekawe i zbyt głośne. Za mało, żeby był to film akcji. Ale film obyczajowy to też nie jest. Stawiam 6, bo polubiłam bohaterów, ale w sumie można sobie odpuścić.

O rany, ależ my jednak mamy totalnie inny gust, jakim cudem wychodzi nam 65% zbieżności? :)

65% to raczej nie jest dużo. Przy czysto losowym zaznaczaniu ocen przez 2 osoby wyszłaby im zbieżność 67% (jeśli się nie mylę), wiec 65% to już lekko ujemna korelacja.
Ja mam zbieżność 66%-wą z verdianą i traktuję jej rekomendacje bardzo poważnie, jak jej się podoba, to jest spora szansa, że mi się nie spodoba i vice versa :) Akurat w przypadku Drive się przypadkowo zgadzamy, ale idę o zakład, że nie podobały nam się zupełnie inne rzeczy :))

Ja nigdy nie potrafię przewidzieć, co się verdianie spodoba. To pierwsza osoba, której zupełnie nie potrafiłabym polecić filmu. Przyznam, że mi to trochę wjeżdża na ambicję...

Zgadzacie się co do liczby punktów i cząstkowe oceny też w miarę podobne, choć u verdiany generalnie niższe. Za to recenzje są całkowicie inne. Jednak bez przypisów się nie da. :)

Bardzo solidne kino sensacyjne. Spora w tym zasługa kompozytora, którego nuty już od początku tworzą niezapomniany nastrój. Są też naprawdę piękne zdjęcia, zwłaszcza nocne. Główny bohater to odrestaurowana, podrasowana wersja bohatera kina akcji z lat 80. Małomówny jak Stallone i w dodatku prawe nie mruga oczami jak Bruce Lee. Jest jednak bardzo opanowany i ma symboliczną kurtkę, jak Russell w Grindhouse, czy Cage w Dzikości serca. To westernowy outsider, który zło złem zwalcza. Ten nieśpieszny obraz spodoba się fanom Taxidrivera, Gran torino albo Leona zawodowca.

Brak możliwości edycji na filmasterze i usunięcia zwrotu: z symbolem.

Edycja krótkich wpisów niedługo będzie: http://jira.filmaster.org/browse/FLM-1562
Na razie poprawiłem ręcznie.

Badalamenti? A nie Cliff Martinez?

Największą krzywdę temu filmowi wyrządza jego trailer. Po jego obejrzeniu widz (całkiem słusznie zretszą) może się spodziewać kina w rodzaju "Transportera", czy "Szybkich i wściekłych". Nic z tych rzeczy! Pełno bowiem w "Drive" ujęć długich, nastrojowych, w których kamera zagląda bohaterom głęboko w oczy. A może jeszcze głębiej. Warstwa sensacyjna fabuły ma charakter raczej pretekstowy. Bo w gruncie rzeczy to film o miłości niemożliwej i o tym, jak trudno odciąć się od przeszłości.
Wielką wartością filmu są aktorzy. I nie chodzi tu tylko o Goslinga i Mulligan. Nawet epizodyści tworzą tu aktorskie mini perełki. Plus świetna muzyka i dostajemy kawał solidnego, wcale nie-rozrywkowego kina.

Przyjemnie chłodny i wyrafinowany w formie, w dużej mierze za sprawą niezłej kreacji Goslinga. Widowiskowy, mimo oszczędnych (nie nachalnych) typowych sensacyjnych zabiegów. Treściowo przeciętny, jak na tego typu kino przystało, za to z przyzwoitymi zdjęciami i klimatyczną muzyką. W sam raz na niewymagający wieczór, bo to nadal kino rozrywkowe jest.

Film wydaje mi się niedopieszczony. Przedstawienie wątków było w moim odczuciu zbyt sekwencyjne (mało się przeplatały). Sądzę, że przez to jako widz miałem zbyt wąski obraz sytuacji.

Ciekawy scenariusz i momentami ładne zdjęcia. Wrażenie psują dłużyzny, statyczne ujęcia, w których nic się nie dzieje, a które nic nie wnoszą, niedobór dialogów (bohaterowie są nieomal autystyczni) i koszmarna "bucząca" muzyka. Ale specyficzny klimat jednak trzyma do końca.

Gdzie tu jest ciekawy scenariusz? Milczący twardziel opiekuje się i poświęca dla pięknej (no powiedzmy...) dziewczyny. Pewnie z 50 filmów już takich było.

Czy ja napisałem "oryginalny"? Mnie po prostu zaciekawił, eto wsio.

No tak, przepraszam, ja mam tak, że dla mnie nieoryginalne = nieciekawe, bo w kinie szukam przede wszystkim oryginalności.

Jeśli o mnie chodzi, to jestem zachwycona scenariuszem "Drive". Moim zdaniem dobry scenariusz wcale nie musi być odkrywczy (jeśli jest wyjątkowo oryginalny, częściej dorzucam punkty do innowacyjności niż do scenariusza), wystarczy że się podoba i że wciąga.

No mnie niestety w ogóle nie wciągnął i co gorsza był dla mnie koszmarnie przewidywalny, a tego w kinie nienawidzę. Natomiast reżyserię, zdjęcia i aktorstwo doceniam.

Według mnie odbiór scenariusza to jedno z najbardziej subiektywnych kryteriów w ogóle. Ja ten aspekt pozwalam oceniać mojemu wewnętrznemu dziecku, a ono ma gust specyficzny. Pamiętam, że zanim poszłam na ten film, unikałam jakichkolwiek recenzji. Słyszałam tylko, że opinie są podzielone, żeby nie powiedzieć skrajne. Ja jestem po stronie entuzjastów, ale ktoś przecież musi być po tej drugiej stronie barykady. :)

Ja chyba po prostu za dużo filmów oglądam i stąd coraz większe zniecierpliwienie w związku z oglądaniem jeszcze (i jeszcze) raz tego samego. Jest taka scena w "Bulwarze zachodzącego słońca" (który odświeżyłem sobie ostatnio w ramach American Film Festival): główny bohater, który jest utrzymankiem bogatej gwiazdy nie chce do końca powiedzieć dziewczynie, która jest recenzentką filmową, gdzie mieszka i co robi, aczkolwiek wiadomo, że nagle stał się bardzo bogaty. Ta mówi na to coś w stylu: "Pewnie pomogłeś jakiejś milionerce i teraz korzystasz z jej bogactwa.", na co on odpowiada: "Cholerni recenzenci, czytaliście tyle scenariuszy, że znacie wszystkie historie." Ja chyba też tak zaczynam powoli mieć ;))

Cóż... Nie bez kozery mówi się, że wszystko zostało już powiedziane. ;)
Ja myślę, że im więcej rozczarowań, tym bardziej się ucieszysz, gdy jakiś film Cię pozytywnie zaskoczy. Warto na taki poczekać, nawet jeśli po drodze będziesz musiał wiele żab pocałować. :)

Cóż to była za niespodzianka. Spodziewałem się art-housowego "Znikającego punktu", a dostałem coś zupełnie innego. Długie ujęcia, często z kamerą blisko aktorów, plus niewielka ilość dialogów nadają "Drive" świetny klimat. To naprawdę dobre kino. Zmotywowany, sięgam po "Bronsona" ;)

Doskonały klimat, świetna muzyka, Ryan Gostling ;). Ocena byłaby wyższa, ale film jest głównie zabawą formą, niewiele wnosi intelektualnie. Epatuje za to przemocą, która doskonale wplata się w atmosferę filmu, ale pozostawia dziwny dyskomfort.

Kameralny, oszczedny w srodkach z kilkoma mocnymi punktami (scena w garderobie!) i muzyka. Gosling jako kierowca z niewinnym usmiechem, ktory z anielskim spokojem potrafi posunac sie szokujaco daleko - bdb. Dolaczam do fanklubu.

Przystojny, świetnie prowadzi, tylko kurtkę ma brzydką i wykałaczkę żuje tandetnie. Tak tajemniczy, że doskonale czytelny. Ale przystojny jest i świetnie prowadzi. Film powiela powielane już schematy i nawet Badalamenti brzmi przy tym jakoś sztucznie.

Efektowny, medytacyjny, klimat chwilami podobny jak The Limits of Control, ale to może być bardzo subiektywne postrzeganie tego filmu.

Ten film jest po prostu uwodzący.

Nostalgiczna, ale brutalna opowieść z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku - historia małomównego mechanika samochodowego, który w nocy "wozi" przestępców. O dziwo jednak (i jakże niemodnie!) sceny akcji pozostają jedynie tłem dla opowieści o ludziach, a ściślej o klimacie, który przepadł gdzieś w pomrokach dziejów, zabity przez talent show'y, gwiazdeczki w majteczkach i inne telewizyjne brednie. Za co jestem wdzięczny twórcom? Za piękne różowe napisy na samym początku, świetnie sfotografowane przedmieścia LA i kapitalną ścieżkę dźwiękową.

Rewelacyjny film. Najlepszy jaki widzialem w 2011 roku.

Film nie do końca mnie przekonał. Mimo początkowego realizmu, w końcówce zaczął graniczyć z absurdem.

Trailer i bardzo pozytywne recenzje strasznie mnie zaintrygowały, ale po obejrzeniu poczułem pewien niedosyt. Nie mam na myśli np. powolnego biegu akcji w filmie i nie brakowało mi specjalnie bijatyk, pościgów czy wybuchów- mniej więcej wiedziałem na co się piszę oglądając "Drive". Nie mam nic przeciwko długim ujęciom na których nic pozornie się nie dzieje - film jest na tyle wystylizowany, że można napawać się samą atmosferą.
Ale jednak zabrakło mi w filmie takiego "czegoś", co pozwoliłoby mi zrozumieć choć na moment Kierowcę. Jak na mój gust jest on zbyt enigmatyczny - nie wdając się w spoilery główny bohater podejmuje parokrotnie bez wahania na tyle kontrowersyjne decyzje, że aż chce się poznać jego historie i motywacje, co nie jest nam dane.
Film jest zdecydowanie wart obejrzenia choćby ze względu na soundtrack i zdjęcia, jednak nie mogę szczerze powiedzieć żeby efekt końcowy był w pełni zadowalający. Scenariusz moim zdaniem niestety trochę zbyt oszczędny.

Moim zdaniem Driver nie podejmuje w tym filmie zbyt wielu decyzji (poza tymi, które wynikają z uczuciowego zaangażowania). Decyzja wymaga rozważania, a ja widziałam na ekranie głównie prawidłowo funkcjonujący instynkt samozachowawczy.

W Drive klimat mi popsuły sceny przemocy. Nie wiem czemu miała służyć taka drastyczność. Jakby reżyser nie wiedział w którym kierunku pójść. Czy bardziej chce zrobić film po lynchowsku, czy po tarantinowsku. Zdecydowanie wolałbym, aby pozostał w klimacie początkowych dziesięciu minut, kiedy to miałem wrażenie że oglądam genialny film. Wówczas nawet brak scenariusza nie zaniżyłby mojej oceny, a tak im dalej tym bardziej czułem, że poziom filmu spada.

Film o mafii bez prawdziwej, wiarygodnej przemocy to kicz nad kiczami. Można się oszukiwać, że jak wejdziesz bandziorowi w paradę, ten pogłaszcze Cię po głowie, ale trzeba mieć świadomość, że to będzie kłamstwo. Jedną z rzeczy, za które cenię Refna, jest wiarygodność. I będę mu głęboko wdzięczna, jeśli w swoich filmach nadal będzie pokazywał świat takim, jakim jest, a nie takim, jakim chcielibyśmy go widzieć.

Myślisz nevamarja, że w prawdziwym świecie są tacy faceci jak Ryan Gossling? Naiwna :)

Nie. Myślę tylko, że w prawdziwym świecie czasem widać tryskającą krew i flaki. ;)

Nevamarja, widziałaś "Ojca chrzestnego" (nie widzę go w twoich ocenach)? To taki film jak piszesz, a jednak okupuje pierwsze miejsca rankingów (niemal)wszystkich portali filmowych.

Widziałam "Ojca chrzestnego" jako dziecko (w czasach szkolnych). Dopóki nie obejrzę jeszcze raz, nie odważę się ocenić (w czystej teorii mogłabym ocenić jeszcze kilkaset filmów, które kiedyś widziałam, ale staram się wystawiać noty tylko wówczas, kiedy jestem ich pewna). Niestety, telewizja mi nie ułatwia, a nie jestem pewna, czy mam ochotę wydać majątek na box z trylogią. Pewność zyskam dopiero po ponownym obejrzeniu. I tu koło się zamyka. Jeśli chodzi o rankingi, to wśród najwyżej ocenionych filmów nie ma zbyt wielu nowości. To są wszystko filmy, które dawno okrzepły, a jednak się nie zestarzały. Nie wiem, czy "Drive" kiedykolwiek będzie mogło rywalizować z "Ojcem Chrzestnym" (wątpię), ale w ciągu najbliższych kilkunastu lat nie widzę takiej szansy dla żadnego (na tę chwilę) w miarę nowego filmu.

Z Ojcem chrzestnym może tylko konkurować Dawno temu w Ameryce. Drive nie ma scenariusza.

Ależ ma. To, że ten scenariusz Ci nie podszedł, nie znaczy, że nie istnieje. ;) "Dawno temu w Ameryce" też młode nie jest, co potwierdza moją tezę, że nowe filmy nie mają szans konkurować ze starszymi.

Ale można to pokazać bez tanich chwytów rodem z Oszukać przeznaczenie.

Niby banalna historia, ale hipnotyzujący klimat, rewelacyjna muzyka i aktorstwo Goslinga sprawiają, że nie sposób oderwać się od tego filmu.

Zapraszam do przeczytania recenzji na blogu Bez Popcornu

http://bezpopcornu.wordpress.com/2011/12/29/drive/

Świetne kino exploitation, z artystycznym zacięciem. Dobre emocje, fajny klimat lat 80-tych. Trochę sztampowata muzyczka (można było w podobnym stylu wybrać lepsze kawałki), ale to też element klimatu. Refn nie bał się pojechać kiczem i bardzo dobrze, że się nie bał. Wyszła fajna bajka z dużą ilością krwi, takie kino sensacyjne dla wysnobowanych festiwalowiczów, jak ja.

Intrygująca artystycznie pieśń tęsknoty za twardym, pulpowym kinem lat 80. Jest ten klimat, jest ta muzyka, jest ten kicz - a jednocześnie jest swoista osobliwa mieszanka napięcia z chilloutem... chyba odpowiadająca temu, co gra w duszy małomównego bohatera. "Drive" to jeden z tych filmów, gdzie forma jest treścią - i bardzo dobrze. Można by stwierdzić po prostu, że "dziś się już takich filmów nie robi", ale to trochę pójście na łatwiznę... choć jest to święta prawda. Bardzo ciekawy stylistyczny fajerwerk.

komercyjne kino autorskie, czyli minimalistyczne pościgi samochodowe. nie rozumiem nagród dla tego filmu, nie rozumiem dla kogo powstał, nie rozumiem pochwał i nie rozumiem czego tak ciężko przychodzi mi używanie dużych liter.

"Drive" powstał między innymi dla mnie, dla miłośników retro i tarantinowsko-rodriguezowskiej poetyki, dla fanów Jamesa Deana, Ryana Goslinga i rycerzy na białym koniu oraz dla osób wrażliwych na ten rodzaj muzyki, typ zdjęć i technikę montażu.

Nie szybcy, nie wściekli, nie taxi, a film w swoim gatunku super. Można? Można!

BlonD1E
helen
patryck
tropicielkoni
MRZVA
Iceman
kasi3nka
slowcheetah
Diremptionm
wyleczchrapanie