Wschodnie obietnice (2007)

Eastern Promises
Reżyseria: David Cronenberg
Scenariusz:

Do szpitala, w bardzo ciężkim stanie, trafia młoda dziewczyna w ciąży. Niestety lekarzom nie udaje się utrzymać jej przy życiu, jednak ratują dziecko. Młoda położna, Anna, znajduje przy niej jedynie pamiętnik zapisany w języku rosyjskim. Chcąc odnaleźć rodzinę dziewczyny, której mogłaby przekazać niemowlę postanawia go przetłumaczyć. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że zostanie wciągnięta w świat rosyjskiej mafii...

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Temu filmowi zdecydowanie należy się dłuższa notka, ale na szybko, w dwóch słowach: w swoim gatunku świetny. Groteskowy, ironiczny, brutalny. Baśń dla niegrzecznych chłopców, Batman bez zbroi, rosyjski Corleone w wersji light. Na szybko: polecam miłośnikom gatunku, zdecydowanie.

No ale jak na Cronenberga to jednak trochę lajcik, nie sądzisz?

Spróbuję napisać dłuższą notkę jak najszybciej, ale odpowiadając naprędce: fakt, nie znam zbyt dobrze Cronenberga, ale tym razem mi zaimponował, w przeciwieństwie do tego co widziałem. Tym razem wyważona ironia nie powodowała, że film stawał się produkcją klasy B, raczej właśnie dawała poczucie odrealnienia, coś, co kocham u Tima Burtona -- wrażenie baśniowości, tylko tutaj osiągnięte zupełnie prostymi zabiegami... Ale lepiej żebym napisał to na trzeźwo :)

takiego gniota dawno nie widziałam, i to Cronenberg, zarabia na waciki dla dziewczyny, czy co?

Gniota? Chyba się mylisz.

Cronenberga znam tylko z trzech filmów, ale to właśnie Obietnice są jedynym, który mogę z całą mocą polecić. Viggo Mortensen stworzył autentyczną postać, Rosjanina z krwi i kości. Dużo lepsze od choćby History of Violence czy The Fly.

"The history of violence" i "Eastern promises" to po prostu zupełnie inne filmy niż te, do których Cronenberg nasz wcześniej przyzwyczaił. Ten reżyser specjalizował się dotychczas w dziwacznych, absurdalnych horrorach science-fiction typu "Mucha", "Nagi lunch" czy "Videodrome". Taki zwrot w kierunku typowego komercyjnego kina akcji nie wszystkich fanów zadowala.

Zgodzę się, że jest to pewien zwrot, ale raczej w stylistyce, nie w jakości. O ile co do HoV mam duże wątpliwości, tak Eastern Promises trudno nazwać mi kinem komercyjnym... No, jeżeli już, to taką nienachalną komercją. A taką bardzo lubię :)

Niezły, ale przez obecność znanych (i nierosyjskich) aktorów niezbyt autentyczny. Na plus scena w łaźni, ale generalnie za mało w całym filmie Cronenberga.

Świetna rola Viggo Mortensena, Naomi Watts gra jak zwykle, jej role prawie się od siebie nie różnią - nie wiem, jak ona to robi... Polski akcent: Jerzy Skolimowski jako Rosjanin. Film mało cronenbergowski, ale z klimatem - dość mrocznym, niestety rozwój akcji łatwo przewidzieć. Nie żałuję obejrzenia.

Guma
Kentaaco
Cragnar
KarolinaMulm
Onna123
kaminoo222
Fenor
Fikasm
Ogrejusz
MonikaRatowniczka