Oczy szeroko otwarte (2009)

Einayim Petukhoth
Reżyseria: Haim Tabakman
Scenariusz:

Aaron prowadzi koszerny sklep mięsny w dzielnicy zamieszkałej przez ultra-ortodoksyjnych Żydów. Wraz z żoną i czterema synami wiedzie spokojne, pobożne życie. Zostaje ono zakłócone pojawieniem się zagubionej duszy – studenta Ezriego, który budzi w Aaronie zakazane uczucia. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Gejowski romans brodatych lub tylko zarośniętych mężczyzn wśród połci wiszącego mięsa. Rzeźnicza scenografia naraziła na szwank moje delikatne estetyczne odczucia, ale doceniam szczerość z jaką sportretowano społeczność ortodoksyjnych mieszkańców Jerozolimy i rozterki głównego bohatera, zatracającego się w namiętności. Na razie konserwatywne 6 i rozpoczynamy próbę czasu.

Nakręcony z dużym wyczuciem romans rzeźniczo-gejowsko-żydowski. Podobno nie chwyta, ale mnie chwycił i zachwycił, zarówno subtelnością zarysowanego związku jak i neutralnością z jaką przedstawiony został świat ortodoksyjnych Żydów w Jerozolimie. Świetna, nastrojowa muzyka. Przypominał mi miejscami Single Mana, ze względu na piękno sfilmowanego smutku.

A mnie właśnie nie zachwyca. Wagę głównego wątku zdecydowanie zmniejsza poboczny wątek heteroromansu. W efekcie film staje się opowieścią o (nie)rozwiązywaniu konfliktów w zamkniętej, konserwatywnej społeczności. Zrozumiałą ale nie specjalnie emocjonalną.

Z dużym wyczuciem pokazana gejowska miłość w chasydzkim środowisku. Tusze zwierzęce nie raziły zbytnio, za to stale sprowadzały na ziemię - historie miłosne zdarzają się przecież także rzeźnikom. Poza tym wiele miejsca poświęcił reżyser zwyczajom chasydzkim i religijnym reakcjom na "nieczystość" Ezriego. Dobry i przejmująco smutny film.

Fajnie, że się podobało. Przy okazji Twojej którkiej recenzji dowiedziałem się, że chasydzi, to jednak chasydzi a nie hasydzi. Choć istnieją też hasydzi - to tacy chasydzi sprzed dwóch tysięcy lat. Dziwny jest ten świat.

A ja się właśnie od Ciebie dowiedziałam o hasydach. :D

Żydowskie Brokeback Mountain. Przykładny ojciec i obywatel wikła się w romans z wrażliwym, przypadkowo napotkanym młodzieńcem. Zakazana namiętność i wynikające z niej skutki stają się dla reżysera jednak jedynie podstawą do filozoficzno-religijnych refleksji, a przede wszystkim stanowią punkt wyjścia dla krytyki ortodoksyjnej wspólnoty, która stara się za wszelką cenę kultywować wartości i tradycje, nie zważając na coś tak prozaicznego, jak szczęście i spokój drugiego człowieka. Mądre kino.

Ascetycznie opowiedziana historia zakazanej miłości. Na tle innych tego typu filmów wyróżnia się obraz Tabakmana subtelnością i osadzeniem w scenerii surowej obyczajowości religijnej. Właśnie ten kontekst czyni film bardzo wyrazistym. Twórcy , bez nachalnego opowiadania się, pokazują konflikt między tym, co narzucone przez kulturę a tym, co w człowieku. "Mięso" ma tutaj funkcję metafory, nad rzeźniczą, brutalną rzeczywistością rozgrywa się wewnętrzna walka bohatera.

Ach, świetny film! Nie wiem, czy "soczysty" jest dobrym określeniem, ale nie tylko mnie wyrwał się z ust taki określnik. Szczere, proste i piękne ujęcie homoseksualizmu - z jednej strony jako grzechu, z drugiej jako wyzwolenia - "byłem martwy, a teraz czuję, że żyję". Obraz daleki od zniesmaczenia - zarówno w odniesieniu do mniej naturalnej kombinacji płciowej, jak i do pozornie nieestetycznej rzeźni. No i to zakończenie w symbolicznym źródle oczyszczenia. Z piękną muzyką. Dreszcze murowane.

Ciekawy. Przez cały film nie sposób pozbyć się wrażenia, że akcja dzieje się jakieś 50 lat wcześniej, niż w rzeczywistości, a bohaterowie z wynalazków takich jak samochody, telefonia komórkowa czy klimatyzacja korzystają niejako z konieczności. Sama historia miłosna jakoś mnie nie urzekła; było w niej coś, hmm, zbyt poprawnego. Cała reszta interesująca, pod warunkiem, że dysponuje się choć podstawową wiedzą o ortodoksyjnych Żydach (inaczej telewizor w szafie będzie nieczytelnym symbolem).

Nudny, kurczę. Nie lubię filmów o homoseksualistach (przynajmniej jeśli to jest głównym tematem), nie lubię filmów o Żydach. Nie ta orientacja, nie ten krąg kulturowy. Dlatego też mogłem nie odczytać pewnych symboli, nie mam też porównania do innych filmów traktujących o tej tematyce, ale i tak mnie znudził. Był taki moment po godzinie, że film przyśpieszył na chwilę i dobrze się oglądało, tym bardziej szkoda. I ta muzyka, moim zdaniem miejscami kompletnie niepotrzebna. Takie nijakie 5/10.

To nie tyle opowieść o miłości, co o konflikcie między wiarą a namiętnością. Jak człowiek wierzący ma pogodzić religijne zakazy, w których słuszność wierzy, z tym co podpowiada mu serce? I jak zrobić to nie krzywdząc siebie i innych? Ciekawy temat choć widziałem już film, który mówił o tym samym i robił to dojrzalej i subtelniej, było to Ciche światło Reygadasa. Oczy szeroko otwarte tak świetne nie są, ale mimo to oceniam je wysoko, podnosząc ocenę o oczko za egzotykę świata żydowskich ultrasów.

Przez cały seans towarzyszyła mi atmosfera napięcia pomiędzy bohaterami. Nic w tym filmie nie jest zaakcentowane jasno i przejrzyście. Egzotyka kraju akcji i konserwatywność społeczeństwa wzmagają dodatkowo poczucie izolacji, nawet zamknięcia. Nie można uciec, trzeba zmierzyć się z tym, co przynosi los. Temat wdzięczny, choć może fabuła została poprowadzona nieco schematycznie i brakuje zakończenia, które naprawdę wnosiłoby coś nowego do interpretacji. Tymczasem mamy po prostu poprawny film.

"brakuje zakończenia, które naprawdę wnosiłoby coś nowego do interpretacji"
Jak to? Zakończenie jest chyba najmocniejszym momentem tego filmu. To symboliczne oczyszczenie, akt pokory, w jakimś stopniu to również dokonanie wyboru między miłością do Boga i do człowieka. To kres napięcia, które budowało emocje w trakcie seasnu, to kres walki ze sobą i światem, z przykazaniami wiary i społecznym ostracyzmem.

Dla mnie zakończenie było puentą doskonałą. Absolutnie wolną od banału.

Ja też myślę, że ten film mógł być lepszy. Temat jest po prostu (moim zdaniem) bardzo ciekawy - chyba trudno o większy dylemat jak ten między Bogiem, sobą (miłością) i rodziną. Też mi czegoś zabrakło, wydaje mi się, że film troszkę za szybko gnał do przodu, że ledwie przemknął po wielu ciekawych problemach. Nie jest arcydziełem, a mógł być.

Piszesz marylou o kresie walki. Kresie? A czym się ta walka w takim razie zakończyła? Bohater urodził się na nowo, ale jako kto? Czy będzie już teraz szczęśliwy w tym świecie? Czy zazna spokoju? Dużo pytań, ale mimo wszystko mało odpowiedzi.

Doktorze, w moim odczuciu cały film był bardzo soczysty i jak to sam określiłeś, pełen "namiętności". Przede wszystkim urzekł mnie sposób, w jaki pokazano homoseksualne relacje, tę zdrową fascynację, której, właściwie, kibicowałam, jednocześnie utożsamiając się z dylematem moralnym odnośnie wiary i rodziny. Niczego mi w tym filmie nie brakowało, bo, moim zdaniem, reżyserowi chodziło jedynie o zaakcetowanie wielowymiarowości dylematu. Gdyby zaglębić się w meandry poszczególnych wymiarów, to stłumilibyśmy motyw przewodni - zakazaną namiętność.

Samo zakończenie było dobrą pointą, bo zwyciężył konkret: racjonalizm i pokora wobec wiary i przyjętych paradygmatów. Symboliczne oczyszczenie było finałem decyzji i kwintesencją całej historii. Nie wiadomo, co będzie dalej, ale wiadomo, co wybrał bohater. Nie chodzi o to, co go czeka i czy będzie szcześliwy. Normalne, że pozostało tyle pytań; za wielkie to było przeżycie, żeby wybór nie niósł za sobą cierpienia i niepewności, a jednak owo oczyszczenie równoznaczne jest z pewną gwarancją spokoju i emocjonalnej stabilności.

Btw, możesz mi odtworzyć krótko samo zakończenie? Mam wrażenie, że trochę inaczej je zapamiętałam - wydawało mi się, że wcale nie jest jasne, że bohater się ponownie narodził...

PS Ostatni Nomadzi - świetna muzyka (zwłaszcza mongolska) i przegenialne zdjęcia ( poza tym trochę płytki, ale co też mogli nakręcić zhiszpańsceni Baskowie - lekkoduchy :)) . Muszę się postarać o soundtrack!

Jakby film był kompletny (przy tak ciekawej tematyce), to powinnaś dać 10. Obydwoje daliśmy 8 (choć ja trochę naciągane), więc najwyraźniej czegoś mu do arcydzieła brakowało. Ja uważam, że mógł pójść głębiej, bo temat dawał spore możliwości. Czego Tobie brakowało nie wiem. Końcówki Ci nie odtworzę, bo widziałem film w telewizji.

PS A na Nomadów się wybierałem, ale utknąłem w Castoramie :)

Czekaj, bo nie kumam: co ma telewizja do końcówki? Rozumiem, że napisów nie pokazują, ale zakończenie chyba tak? :)

Nie pamiętam, czego i czy w ogóle czegoś mi brakowało... ale raczej nie o braki tu chodzi. 10 daję filmom subiektywnie wybitnym, ten nim nie był, ale nie znaczy to, że miał braki. Był satysfakcjonujący na tyle, że skupiłam się na jego zaletach a nie wadach. Ja dałam 8 za spełnienie, Ty 8 za niedosyt.

PS Z życia mongolskich nomadów: W życiu nomada najważniejsze są: rodzina, KOŃ i przyjaciele :)

Zrozumiałem, że chcesz, żebym Ci "odtworzył" to z jakiegoś nośnika (dvd), a takowego nie mam. Jeśli chodziło o odtworzenie z pamięci, to Przeczytaj spoilery +

Ad. PS A "Ostatni nomadzi" w tym tygodniu na TVP Kultura (poniedziałek, 18.00). Nie ma więc tego złego...

Uniwersalna historia łamania reguł społeczności, w której się żyje. Poetycko pokazany konflikt między potrzebami jednostki a dobrem wspólnoty. A wszystko w ortodoksyjnej dzielnicy żydowskiej w Jerozolimie. Piękne, subtelne i oczywiście tragiczne.

milali
milenahovsepyan
bartje
LEPREHAUN
dcd
dcd
Birdman
annemily
poemisme
BlueSky
psubrat