Nie jestem fanem slow cinema (kina wolnego, neomodernizmu, nie wiem jaka jest teraz najmodniejsza nazwa), jednak czasem taki film po prostu działa. Yulene Olaizola intryguje obrazem trwającym co prawda tylko godzinę, ale dobrze wpisującym się w ten nurt. Długie ujęcia, mało dialogów, raczej pokazywanie niż opowiadanie. Inaczej niż w "Sztucznych rajach" tematem nie jest tworzenie się relacji, a jej rozpad (upadek rybackiej wioski). I to właściwie tyle, a jak to się stało, że "Fogo" jest tak oglądalne to już tajemnica Olaizoli.

inheracil