Hanna (2011)

Reżyseria: Joe Wright
Scenariusz: ,

Hanna (Ronan) jest nastolatka, która jako jedna z niewielu rówieśnic, posiada siłę i sprawność żołnierza. A wszystko dlatego, że została wychowana przez ojca (Bana), byłego agenta CIA w fińskiej dziczy. Trening jaki przeszła służyć miał jednemu celowi - zostanie perfekcyjnym zabójcą. Punktem zwrotnym w życiu dziewczyny staje się misja, na którą wysłał ją ojciec. Hanna przemieszcza się ukradkiem po Europie, wymykając się agentom nasłanym przez bezlitosną szefową wywiadu pilnie strzegącą własnych tajemnic (Blanchett). Będąc już blisko celu, Hanna staje przed zdumiewającymi odkryciami dotyczącymi jej życia i pytaniami na temat człowieczeństwa. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

PIerwsza scena skreśla autentyczność filmu, dla tego kto choć trochę miał styczność ze zwierzętami na wolności, film z duża dawką napięcia, emocjonujący, ++ za muzykę - momentami zbyt głośna ale to chyba wina nagłośnienia w kinie, film polecam

ja na wiekszosci filmow w Multi mam wrazenie, ze oni jeszcze dokladaja tam pare kresek jak muzyka wchodzi.

Kolejna dziewczynka-kiler na ekranie, tylko więcej powagi. Bardzo przyjemna mieszanka gatunków. Nie wykracza poza granice żadnego z nich, nie grzeszy mądrością, ale misję wypełnia. Do tego unika przesadnego wykładania kawy na ławę. Dużo plusów, które mają nazwiska lub nazwy - idealna do roli Ronan, wymuskana Blanchett, łomocząco-stukający Chemical Brothers i sprawny pan za kamerą. Zabawia należycie.

Świetnie zrobiony film, ale o niczym. Historia ma w sobie niezły, nierozwinięty potencjał. Zabrakło zarówno pytań jak i odpowiedzi. Film warto natomiast obejrzeć ze względu na umiejętnie zbudowany klimat.

Dziwny film. Psychologicznie mało wiarygodny, w dodatku bardzo długo nie wiadomo, o co chodzi. Ale bohaterka jest tak sympatyczna, że z tej sympatii się chce obejrzeć do końca. :) Świetna muzyka. Nie do słuchania "oddzielnie", ale idealnie dobrana do filmu.

U, a w Dzienniku tak się zachwycali.

Kill Bill meets Salt, z tym że na serio. Wolę jednak filmy ostentacyjnie głupie niż te nieudolnie dorabiające sobie głębię. Całkiem spaprany scenariusz, a szkoda, bo pierwsza i ostatnia scena wybitna. Takie niewiadomoco. Raczej do ominięcia.

I co, żadnych punktów za Blanchett i muzykę? Głębi nie zauważyłam, dla mnie był to film ostentacyjnie głupi właśnie.

Dla mnie ten film to był jeden wielki teledysk TCB.

nutinka
SuperMarker
Guma
KornelNocon
MureQ
PiotrKowalski
liz29
matadu
jakilcz
jhsdsdkf