Surrealistyczne wędrówki przez zamroczony fantazjami Paryż i biała limuzyna, która skrywa tajemnice pewnej agencji. Jej wiernymi pracownikami są Monsieur Oscar i wyrafinowana Céline. Léos Carax bawi się konwencjami. Oscar przybiera 11 różnych wcieleń, stacza erotyczną walkę w wirtualnym świecie gwiezdnych wojen, liże pachę Evy Mendes, na dachu wieżowca romansuje z Kylie Minogue i do ostatniej minuty nie pozwala nikomu wyznaczyć granicy dzielącej fikcję od rzeczywistości. Georges Bataille spotyka koreańskiego płatnego zabójcę, francuska Nowa Fala styka się ze średniowieczną przypowieścią. Oczy bez twarzy patrzą spod przymkniętych powiek? Absurd? W filmie Caraxa największe niedorzeczności są motorami napędowymi ostrej jazdy bez trzymanki. (www.nowehoryzonty.pl)
francuska konfekcja, ale nie dla mnie.
Film w stylu ogladasz i sie zastanawiasz o co w tym chodzi i oczywiscie nie dostajesz odpowiedzi. Natomiast same ogladanie jest przyjemne, genialna rola Denisa, głownie ze wzgledu na różne osoby którymi musi sie stawac.
Genialna rola Denisa , głównie ze względu na jego sterczącego penisa.
@lapsus tekst idealny na promocyjny plakat.
Wbija w fotel. Do oglądania wielokrotnego.
Jako kina czysto rozrywkowego nie oceniłbym tego filmu aż tak wysoko. Epizody były nierówne, a ten najciekawszy, z dziwakiem z kanałów, był wykorzystaniem postaci (Merde) znanej wcześniej z filmu Tokyo! Ale dla mnie to nie był film rozrywkowy, tylko film o kinie, o tym jak Carax je postrzega. Jeśli dobrze rozumiem, uważa on, że kino nie ma "sensu", nie ma przesłania, nie opisuje prawdy, jest kuglarstwem, oszustwem, które może nas cieszyć, ale którego nie powinniśmy traktować zbyt poważnie. Jeśli rzeczywiście o to chodziło (zasadniczo każdy ma inną wizję tego filmu, a Carax w wywiadach nic nie wyjaśnia), to się z Caraxem nie zgadzam, bo ja w kinie szukam właśnie prawdy i emocji. Ale nie szkodzi, Holy motors jest wizją ciekawą i trzeba ją docenić.
Przy okazji odpowiada na jedno z podstawowych pytań postawionych w "Cosmopolis", tj gdzie nocują limuzyny. ;)
Przepyszne danie filmowe z wyrafinowanymi przyprawami z kuchni mistrza Caraxa.
Zmieniam zdanie. Za drugim razem odkryłem go na nowo i uważam, że w wybitny sposób pokazuje jak różne oblicze może mieć kino. Sztuka dla sztuki przez duże Sz i wielki impuls do chęci kupna akordeonu.
Fiu, fiu, co za skok, z 5 na 9. Ale ja też muszę powtórzyć ten film, bo właściwie to nie wiem co o nim myśleć.
nie jesteś osamotniony ;)
Tak to jest jak się zajebisty film ogląda na śpiocha. W Media można kupić.