Wszystko za życie (2007)

Into the Wild
Reżyseria: Sean Penn (I)

Film został nakręcony na podstawie bestselleru Jona Krakauera. Christopher McCandless, młody idealista, porzuca swoje dotychczasowe życie dla dziczy w Alasce. (NeverGiveUp)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Niemal wszystko w tym filmie jest płytkie i nieautentyczne. Starałem się, panie Penn.

O tym, że ideały trzeba wspierać głową a nie podręcznikiem do nauki przetrwania w dziczy.

Było nawet ciekawie i wciągająco. Byłoby całkiem dobrze, gdyby nie ostatnie pół godziny filmu, które jest pokazem łopatologii stosowanej. Przez większość tego filmu z tezą (o czym wiadomo już od początku) reżyser stara się nie prowadzić nas zbyt namolnie za rączkę, ale na koniec postanowił wytłumaczyć przesłanie dosłownie i pod koniec filmu co chwila wali nas łopatą prosto w pysk!! Może ktoś lubi czytanki dla debili - ja niekoniecznie, dlatego za końcówkę ocena w dół!!!

Od strony technicznej było dobrze. Natomiast jeśli chodzi o fabułę, to IMHO bohater postanowił uciec przed problemem /na Alaskę/, zamiast porozmawiać ze swoimi rodzicami. Skazał ich na ból tęsknoty, a w ostateczności nawet na ból straty dziecka. Spalenie pieniędzy również nie było zbyt roztropne, ponieważ jest to tylko środek płatniczy, dzięki któremu można pomóc wielu potrzebującym. Morał filmu - zanim zjesz nieznane tobie owoce, najpierw sprawdź ich działanie w magicznej książeczce.

Wiem, że to mało ważne, ale miałem podobne odczucia i spostrzeżenia i właśnie dlatego dałem nawet o punkcik mniej.
Mam wrażenie że ten film mógł sprzyjać gustom buntowniczym...chrzanić wszystko i wszystkich, jadę na Alaskę, olej z głwy wylałem do przydrożnej kałuży.

Jak spoilujesz w recenzji, oznacz to na początku.

Chyba jednak w tym filmie nie chodzi tylko o rodziców...
A pieniędzy spalił mało - większość oddał na fundację.

Nie wypada dać mniej, bo film zrobiony poprawnie. Szkoda tylko, że opowiedziana historia jest tak antypatyczna, a bohaterem zadufany w sobie, niedojrzały skubaniec, który postanowił za wszelką cenę udowodnić, że świat jest bez sensu i nikt nie wie jak żyć, włącznie z nim. Jeśli film jest na faktach, to na prawdę szkoda, że nie ma już bardziej pozytywnych bohaterów. PS. Chyba nigdy nie wiedziałem tak nudnego filmu drogi.

Jest jeden nudniejszy: "Prosta historia" Lyncha o facecie na kosiarce ;)

umbrin, to ironia, prawda?

A mnie się Prosta Historia znacznie bardzie wydała wciągająca - tam, tak jak na film drogi przystało, podróż odmienia bohatera, wciąż wpływa na jego postawę - tutaj - bohater niezmiennie wie swoje i spotykając kolejnych ludzi, którzy chcą dla niego dobrze, jest uparty jak osioł w przekonaniu że sam jeden zrozumiał sens życia. Owszem, daje coś z siebie tym ludziom, ale zupełnie przypadkiem. Gdyby chociaż ta podróż dała mu jakąś wiedzę praktyczną - oprócz grawerowania w skórze - czytając tyle mądrych książek, rozmawiając w kółko o Alasce, nawet ucząc się jak przechowywać i suszyć mięso, okazało się, że po dwóch latach jest tak samo głupi jak na początku... No wiecie co? A czego miał się nauczyć dzięki niemu widz?

Ale przecież w tym filmie nie chodziło o przedstawienie jakiegokolwiek bohatera, tym bardziej pozytywnego. Into the wild to hołd złożony naturze ludzkiej i jej więzi z Naturą ( w sensie przyrody, żywiołów, potęgi itp.), to pytanie o granice aspołeczności i wolności jednocześnie. To film o człowieku, który, czując zew wolności wyjątkowo intensywnie i przy okazji gardząc materializmem i władzą pieniądza, sprzeciwiając się normom społecznym, narzuconym zasadom, które "uginają wolnych szyję do łańcucha", porzucił dobra martwe i wyruszuł into the wild! By poznać siebie, siebie usłyszeć, żyć w naturalnym środowisku ssaka, w głośnej ciszy, bez ludzi, w świecie instynktów. A finał jego drogi był przecież bardzo wymowny! Pokora wobec Natury i Życia jest wskazana...

Widz dostał możliwość oceny wyborów, których dokonał Supertramp. Co zrobiłbyś, będąc w jego skórze i na jego miejscu? Czy w jego postawie widzisz tylko bezmyślnosć, szczeniackość i głupotę czy utożsamiasz się z jego porywem do wolności? Czy uważasz, że struktury społeczne, w których żyjesz są naturalne i jest Ci dobrze w tym systemie, czy może mierzi Cię cały ten materializm, konsumpcjonizm, pęd do kariery i brak miejsca na szczerość? Podstawoe pytanie brzmi: czy kiedykolwiek czułeś potrzebę, żeby rzucić wszystko i wyjechać gnany wewnętrznym głosem vel instynktem?

Bohater musiał przejść tę drogę, żeby skonfronotować swój wewnętrzny bunt i potrzebę poznania z prawdziwym życiem. Zwykle bywa tak, że wędrówka duchowa kończy się prostym wnioskiem. Supertramp przegrał z bezmyślnością - to jest jasne i nikt go za to nie gloryfikuje. Sam masz ocenić, czy warto było osiągnąć cel czy nie. Albo czujesz zew wolności albo go nie czujesz.

A co z tymi ludźmi, którzy czują zew wolności, decydują się na zerwanie ze społeczeństwem w jego ramach, porzucają system, ale robią to mądrze, bez idiotycznych manifestacji w postaci palenia pieniędzy (które później chętnie przyjmuje w różnej formie i tak) i przy tym ostatecznie wygrywają swoje życie? Na prawdę według scenarzysty nie ma takich ludzi? Życie w zgodzie z naturą, wyzwanie rzucone cywilizacji? To po co strzelba (za co kupiona, jeśli nie za obrzydliwy wytwór materializmu - kasę?), po co mieszkanie w autobusie (to szałas nie byłby bardziej naturalny)? Po co kanistry na wodę - skórzany bukłak bardziej naturalny. Po co takie górnolotne banialuki? Pochwała bezmyślności, ot co.

Znów wróciliśmy do punktu wyjścia. Penn nie miał na celu przekonania do słuszności postawy Supertrampa. On pokazał człowieka zbuntowanego. BUNT, kontestacja - to niesamowicie silne emocje. Nie bez powodu Camus pisał: "Buntuję się, więc jestem"! Kontestatorstwo jest gigantycznym motywatorem, wymaga akcji, podjęcia działania na rzecz sprzeciwu - to tłumaczy postawę Supertrampa. Pewnie, że można czuć zew wolności i gardzić materializmem, nie wyruszając na Alaskę, ale przecież sęk w tym, że czując wewnętrzny nakaz po prostu musisz coś zrobić! Zajrzyj może do książki, na podstawie której nakrecono film, poczytaj trochę Thoreau.

Nie chodzi przecież o to, by człowiek zamieniał się w buszmena, ale o to, by żył z zgodzie z Naturą (przyrodą) i własną także. Nie chodzi też o ascetyczne wyzbycie się dóbr materialnych - spalenie pieniędzy było swego rodzaju demostrancją, symbolem, środkiem wyrazu. Innymi słowy, chodzi o materializm, a nie o materię :)
Penn pokazał, że Alexander zginął skutkiem swojej bezmyślności - wcale nie poparł takiej śmierci. Była beznadziejna i pojawiło się pytanie: czy było warto? Z jednej strony tak, bo tego domagał się wewnętrzny zew, a z drugiej nie - bo można było żyć dalej i śmierci uniknąć. Przy okazji okazało się, że człowiek jest jednak człowiekowi potrzebny...

Dla mnie ten film, choć niedoskonały, jest kapitalnym hołdem złożonym ludzkiej potrzebie eksploracji. Muzykę do filmu napisał Vedder (w większości) - człowiek, który bunt, poszukiwanie właściwego siebie i indywidualizm rozumie najlepiej. Soundtrack uważam za genialny. To trzeba czuć, a nie rozumieć i basta! :)

"Zajrzyj może do książki, na podstawie której nakrecono film, poczytaj trochę Thoreau. " -- to, że trzeba sięgać di innych źródeł, żeby film się wydał atrakcyjny, świadczy raczej na jego niekorzyść.

"Dla mnie ten film, choć niedoskonały, jest kapitalnym hołdem złożonym ludzkiej potrzebie eksploracji." -- Ja nie mam problemów ze zrozumieniem aspiracji tego filmu. Ja nie rozumiem wyboru przedmiotu (bohatera), który stał się jego materią. Taki hołd? Kiepsko... Wyszło raczej na bakier. Wyraz jest raczej odwrotny -- człowiek bezmyślnie ucieka przed swoim własnym wytworem...

Odwracasz kota ogonem - nieznajomość książki czy filozofii Thoreau nie świadczy najlepiej o krytyku ;) Droga jest taka, że jeżeli nie rozumie się do końca przesłania filmu albo intencji reżysera, to warto zajrzeć za kulisy - to bardzo pożyteczna praktyka. Po to czyta się wcześniej o filmie, żeby wiedzieć, na co się idzie, a jeśli z góry załozyłeś, ze taka postawa Cię nie kręci, to trzeba było sobie darować i nie byłoby rozczarowania. Chyba że chciałeś obejrzeć film, żeby go zjechać - to rozumiem ;)

Piszesz, ze nie rozumiesz wyboru przedmiotu, kt. stał się filmu materią - no ale to był wybór narzucony. Historia jest prawdziwa. Penna poruszyła, Ciebie nie. I od tego wszystko się zaczęło.
Może i masz rację, że człowiek ten uciekał pzred samym sobą, ale w tym sęk, że wielu ludzi tak właśnie ma - szukają siebie, bo czują się stłamszeni w swoim ciele albo za sprawą swojej duszy - stąd ten silny zew eksploracji, ryzykowania, testowania siebie. Ciebie to nie kręci i nie musi, co nie znaczy, że działania takich Supertrampów wolno Ci sprowadzać wyłącznie do bezmyślności. Odważyłbyś się rzucić wszystko w swoim poukładanym, wygodnym, bezpiecznym świecie?

Pierwsze primo, nie jestem krytykiem i praktyki zawodowców nie są dla mnie wiążące. Jeśli piszę o filmie, to z punktu widzenia przeciętnego widza, a nie znawcy kina, a już na pewno nie jest moją intencją dociekanie tak uparte o co chodziło reżyserowi, jeśli nie ma na to odpowiedzi w filmie. Drugie primo, proszę nie sprowadzaj notorycznie dyskusji na tory dywagacji o naszym życiu, bo to nie jest adekwatne. To czy ja bym się odważył, czy nie, nie ma absolutnie znaczenia w kontekście filmu.

Piszesz, że wybór tematu filmu "to był wybór narzucony" - czy film był robiony na zlecenie? "co nie znaczy, że działania takich Supertrampów wolno Ci sprowadzać wyłącznie do bezmyślności" -- nie uogólniajmy. Pisałem wcześniej, że wierzę, że są właśnie ludzie, którzy wyrażają siebie ucieczką od społeczeństwa. Cenię to, widzę sens takiego działania i ubolewałem, że bohaterem historii, którą opowiedziano w tym filmie stał się ten akurat chłopak, którego nota bene uważam za bezmyślnego.

Habdank, moim zdaniem cała bezmyślność Supertrampa wynikała z jego młodego wieku, kiedy ideały i wszelkie porywy w ich imię są silniejsze od racjonalizmu - więcej w takim działaniu emocji niż rozsądku, ale też na żadnym etapie życia człowiek nie jest skłonny do podejmowania tak dużego ryzyka - tylko po to, by szukać siebie, nawet za cenę życia. Nie widzę w kierowaniu się takimi pobudkami niczego złego i je rozumiem, Ty natomiast przypisujesz takim działaniom bezmyślność. Jasne jest, że gdyby Supertramp nie zginał, to nikt nie nakręciłby o nim filmu - nie pojawiłoby się pytanie, gdzie jest granica w duchowo-filoloficznych eskploracjach i czy porzucanie społeczeństwa ma sens. Ale właśnie dlatego warto było pokazać jak może skończyć się taka wędrówka. Choćby po to, żeby docenić jednak wartość życia w społeczeństwie. Śmierć Supertrampa była tragiczna - nie bohaterska - daje do myślenia.

Wybacz, jeśli przesadziłam z kąśliwością a propos profesjonalnego krytyka - nie miałam na celu Cię urazić. Jestem amatorem, jeśli idzie o kino i z takiej, amatorskiej, perspektywy je oceniam również. :-)

Pewnie niczego nie miał się nauczyć widz. To film o wolności i możliwości wyboru. Postawa bohatera jest dokładnie przemyślana i konsekwentna. Spalenie pieniędzy to symbol zerwania ze światem, na który w sobie nie wyraża zgody. Wybiera drogę i musi być konsekwentny, chodzi o bezkompromisowość. Wie, że zadaje ból bliskim, ale dla niego nie ma innej drogi. W "Żywotach Świętych" jest motyw zerwania z dotychczasowym życiem, zatem to nie pierwszyzna. Supertramp poddaje siebie próbie, a my nie dowiemy się, co stałoby się, gdyby udało mu się przetrwać. On ma konkretny plan od samego początku, niestety nie udało mu się go przeprowadzić, ale właśnie tak tworzy się większość legend - dzięki tragedii. Ja bohatera nie nazwałbym głupim czy bezmyślnym. Niedostosowanym - tak, poszukującym - tak, ale bezmyślnym? Są ludzie, np. moja znajoma, która zakonników uważa za debili, bo tracą życie dla jakichś abstrakcyjnych spraw. Ja doceniam postać bohatera za to, że nie może żyć w tym świecie, a jednocześnie nie ma zamiaru wysadzać go w powietrze. Doceniam to.

Też uważam, że Into the wild nie miał wymiaru dydaktycznego, bo z jakiej racji? Lapsusie, jak Ty widzisz intencje Penna? Po co ten film powstał?

Dopisałem.

No i właśnie z takim punktem widzenia ja się utożsamiam. "Zadufany w sobie, niedojrzały skubaniec" niewiele ma wspólnego z taką wizją. Dyskutuję tu, bo zaintrygowało mnie jak różne można mieć podejście do ludzkiego wyboru i szacunku do konkretnej postawy przy okazji. Może to kwestia tolerancji. Może wrażliwości. Dla mnie cała historia Supertrampa (i jej sfilmowania) warta jest świeczki, bo bliska jest lwiej części rodzaju ludzkiego, zadającego sobie i światu pytania o to i owo.

Idąc na film wiedziałam,że jest to ekranizacja książki,która została zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami.Jednak dotarło to do mnie dopiero na samym końcu kiedy zostaje pokazane autentyczne zdjecia tego mołodego chłopaka,który pognał za swoimi marzeniami.Smutne jest to,że nie poszedł tam szukać śmierci ale życia- życia dla siebie.Spodobało mi się to,że reżyser nie opowiada wszystkiego od początku ale podzielil to na kolejno po sobie następujące sceny z życia.Rzadko ronię łzy,a tu uroniłam.Na 7

Można po prostu wyjść i zostawić cały ten syf. Wyjść i mieć to gdzieś. Można. I byłoby całkiem fajnie, żeby ten film krótszy był o pół godziny i czasem robi się ckliwie, a tego nie lubię. Ale i tak szacun wielki dla Seana Penna za to, co robi w Holiłudzie.

O, o, właśnie. Czasami robi się zbyt ckliwie i ja tego też nie lubię..

mo?e i ckliwie, ale muzyka eddiego veddera to wszystko wynagradza...

Prawdziwa historia - zatrważająca i piękna jednocześnie.

smutna historia poszukiwania sensu życia, smutna ponieważ mimo znalezienia jego sensu życia już zabrakło

Tak zgadza się bunt przeciwko cywilizacji ale po całej drodze jaką przebył i po wszystkich doświadczeniach postanawia do niej wrócic i ten właśnie końcowy moment jest dla mnie oznaką tego że jednak z tą rzeczywistością się pogodził.

Tęsknota za wolnością, niestety wolnośc to już tylko utopia zawsze nas cos zatrzyma... ograniczy. Odbieram tę historie jako proces dojrzewania bohatera i stopniowego godzenia sie z rzeczywistościa, czekająca na niego za każdym razem gdy zamyka ksiązkę. Film bardzo mi sie podobał, świetnie dopasowana muzyka.. moze jest troszeczkę za długi jednak z checią do niego za jakis czas powrócę:)

Pogodzenie się z rzeczywistością? Ja to odebrałam jako jeden wielki bunt przeciwko cywilizacji.

Może po prostu lubię filmy drogi, ale oglądałem go drugi raz i dalej był dla mnie ciekawy i to mimo jego długości :-).

Jest za długo - to odczucie zabija wszystkie pozostałe wrażenia. Film o głupocie ludzkiej i o uporze wynikającym z tejże głupoty. I o tym, że mądralińskich głupoli nie ma sensu chronić przed nimi samymi, bo tylko pociągną nas za sobą. I nie ma ich też co żałować - dlatego też bynajmniej nie płakałam

Jeden z ulubionych filmow ludzi ktorzy podrozuja. Piekna historia motywujaca do wyruszenia w daleka droge. Wracam do tego obrazu z wielka przyjemnoscia.

miarisugin
duzulek
patrycja76
Nietutejszy
Iceman
slowcheetah
RobinHa
nikanika
milali
EdwardNewgate