Ja, Don Giovanni (2009)

Io, Don Giovanni
Reżyseria: Carlos Saura

Film opowiada o źródłach powstania arcydzieła Mozarta, opery Don Giovanni. Centralną postacią historii nie jest jednak słynny kompozytor, tylko żyjący w jego cieniu librecista, Lorenzo da Ponte. Żywot da Pontego sam w sobie wydaje się być materiałem na operę. Lorenzo prowadzi libertyńskie życie. Jego liczne romanse zmusiły go do porzucenia kapłaństwa i ucieczki do Wiednia. Dzięki wsparciu przyjaciela i mentora, Giacomo Casanovy, da Ponte zostaje przedstawiony nadwornemu kompozytorowi, ulubieńcowi Cesarza, Antonio Salieriemu, oraz nowicjuszowi Wolfgangowi Amadeuszowi Mozartowi. Salieri, dostrzegając możliwość osłabienia pozycji rywala, namawia Mozarta, by ten zatrudnił młodego hulakę na swojego librecistę. Ale natura da Pontego oraz jego sentymentalne wędrówki po Wiedniu doprowadzą go do najsłynniejszej kompozycji Mozarta: Don Giovanniego.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Carlos Saura na stare lata zaszalał. Ja nawet nie wiem, czy to film słaby, dobry, czy taki sobie. Wrażenie miałem takie, jakby to miała być opera w filmie z całą jej sztucznością i przesadą. W rezultacie wytrzymałem dość długi seans tylko dzięki ariom z Don Giovanniego, chociaż konkurencja dla "Amadeusza" to raczej żadna, szczególnie jeśli chodzi o rolę samego Mozarta. Wolałbym obejrzeć film o tym, czym było kiedyś samo zjawisko opery niż operę w kinie.

Twoja wypowiedź sugeruje, że "Amadeusz" jet dla ciebie zarówno punktem odniesienia dla nowego filmu Saury, jak i filmem wzorcowym o statusie arcydzieła lub kina kultowego. Wybacz, że ujmuję to tak mocno, ale w mojej opinii są to dwa różne filmy, które łączy jedynie postać Mozarta. Pomysł Saury nie musi się podobać, ale ma w sobie więcej nowatorstwa niż dzieło Formana.

A na czym polega Twoim zdaniem owo nowatorstwo? Jeśli chodzi o zestawienie z "Amadeuszem" to postać Mozarta wykreowana w filmie Saury powodowała, że chciało mi się wyjść z kina. Myślę, że dlatego zatęskniłem za mistrzowską kreacją Hulce'a. No i ta charakterystyczna peruka, identyczna w filmie Formana i Saury - ja nie wiem, czy to jest rekwizyt o znamionach autentyczności, ale skojarzenie było dla mnie zbyt silne (prowokacja?). Będę szczery - ten film to dla mnie dziwadło, gdzie w przypadkowy sposób łączy się stylistykę opery (np.dekoracje, napuszona gra aktorska pozbawiona subtelności) z filmem kostiumowym. Ale jest rzecz istotniejsza - ten film jest pozbawiony myśli, tak naprawdę nie wiem po co powstał, do kogo jest skierowany, bo chyba lepiej słuchać arii z "Don Giovanniego" w operze. No i w związku z tym - czy Ty znajdujesz w filmie Saury ideę, myśl przewodnią, która uzasadniałaby w istotny sposób powstanie tego filmu? Nie chodzi mi, rzecz jasna, o samą historię powstania opery, tylko co ta historia ma nam do przekazania. No właśnie - jeśli mam odnieść się do porównania filmów Formana i Saury, to "Amadeusz" jest filmem o czymś, a "Don Giovanni" nie wiem o czym. Mam nadzieję, że mnie oświecisz.

"Amadeusz" jest filmem kostiumowym, w którym najlepszym elementem jest swoista dla Formana interpretacja tematu i obrazu. W przeciwieństwie do tego Saura tworzy film muzyczny, w którym w nowatorski dla mnie sposób podejmuje się przeniesienia na ekran muzyki operowej, która dotychczas służyła w innych filmach jedynie jako podkład muzyczny lub jako dosłowna inscenizacja opery. Nie sądzę, żeby to przekonało ciebie do filmu Saury, ale w mojej opinii jest on przeznaczony tylko do wąskiego grona odbiorców.

Ta opera w kinie to było najlepsze, co pozwala wytrzymać seans bez szczególnych męczarni. Natomiast historia głównego bohatera po prostu nic wg mnie nie wnosi. Rozumiem, że na tym polega stylistyka opery, żeby intryga była miałka, żeby postaci były do bólu skonwencjonalizowane? W mojej opinii sama oryginalność pomysłu to za mało. Czego brakło? Może rozmachu inscenizacji? Jeśli operowy kicz był zamierzony, to powinien być kicz mega rozmiarów. Wtedy umowność konwencji stałaby się myślą, ukazaniem fenomenu opery. A do dyskusji o "Amadeuszu" chętnie powrócę, tylko pozwól, że odświeżę sobie ten film.

Jestem pełen podziwu dla tego filmu. Saura stworzył obraz, które pokazuje trzy teatry - wiedeńską operę, oraz dwa teatry wyobraźni - bohaterów i reżysera. Sztuczność ścigana jest przez sztuczność, pośród kartonowych i płóciennych dekoracji rozgrywają równie nieważne i błahe miłostki i zdrady. Jedyne co w "Ja, don Givanni" prawdziwe to muzyka Mozarta, która między napisami początkowymi a końcowymi jest realniejsza od jakiejkolwiek rzeczywistości. Dałem się porwać obrazom i dźwiękom - to chyba jest film do przeżywania, a nie do rozważań.

tropicielkoni
ScuMmy
sharbat28
inheracil
fabiocristi
Bedrzich
lapsus