Italiani (2011)
Najnowszy film w reżyserii Łukasza Barczyka, który zaprosił do współpracy wybitnego reżysera teatralnego, Krzysztofa Warlikowskiego i aktorów Teatru Nowego - Jacka Poniedziałka i Renate Jett. Główna rola w filmie "Gli Italiani", to debiut aktorski Krzysztofa Warlikowskiego.
"Gli Italiani" to podroż w głąb intymnego świata mężczyzny (Krzysztof Warlikowski), jego relacji z rodziną i najbliższymi (Renate Jett, Jacek Poniedziałek), wyprawa w głąb obrazów i przeżyć tak osobistych, że aż paradoksalnie uniwersalnych. "Gli Italiani" jest śmiałym poszukiwaniem języka filmowego dla wyrażenia podstawowych przeżyć i emocji, języka wychodzącego poza konwencjonalne filmy psychologiczne. To próba ukazania kluczowych wspomnień każdego człowieka, jakby były częścią baśni, którą każdy z nas sam sobie opowiada, która rośnie i ewoluuje z biegiem naszego życia.
Ta produkcja, niemalże w całości sfinansowana przez twórców filmu, powstawała przez ostatnie cztery lata w plenerach środkowych Włoch. "Gli Italiani" są efektem współpracy scenariuszowej między Barczykiem a Warlikowskim i poprzez współdziałanie tych dwóch osobowości, fuzją współczesnego kina i nowego teatru. Film działa głównie przez swoją stronę wizualną, również za sprawą hipnotycznych zdjęć Kariny Kleszczewskiej, stałej współpracowniczki Łukasza Barczyka. (opis dystrybutora)
Obsada:
- Krzysztof Warlikowski Bruno
- Thomas Schweiberer Tommaso
- Jacek Poniedzialek Massimo
- Margherita Di Rauso Maria
Wyróżniona recenzja:
Dno, dno, dno
Notatka będzie krótka, ale też film nie jest zbyt długi. Swoją drogą słowo "film" jest tutaj sporym nadużyciem, ponieważ w życiu nie miałem okazji obejrzeć niczego bardziej koszmarnego. "Zagłada robotów" jest dziełem w porównaniu z tym czymś. "Akademia policyjna 7" ma wartość "Decamerona" w porównaniu z tym gniotem. Bawiłem się na tym filmie świetnie, bo był tak absurdalnie słaby. Ale ...
Intrygujący i artystowski w jednym. Nade wszystko nie mam fantazji na temat seksu z matką. Może jestem dziwny. Podobało mi się ciało Warlikowskiego - opalone i proporcjonalnie umięśnione. Włoskie. Tzn. chciałbym tak wyglądać, ale mam brzuch. I nie lubię Włochów i faszystów. Wszystko to sprawiło, że jak dla mnie film drażniący. Chociaż magnetyzm ma.
Muzyka i zdjęcia przepiękne, ale film ogólnie koszmarny, w stylu "Nieruchomego poruszyciela". Nie wiem, jak to możliwe, ale można się zachwycać poszczególnymi scenami, a film jako całość będzie nie do zniesienia. Jak rozsypane fotografie. Po Warlikowskim spodziewałam się dużo, dużo więcej...
Ciężko oceniać ten film gwiazdkami. To odważny eksperyment i za to należą mu się słowa uznania, Barczyk ma czelność porywać się na zupełnie nowatorską formę przedstawienia "Hamleta". Jest w tym filmie kilka scen naprawdę niezłych, ale całość niestety się nie klei. Mimo wszystko trzymam kciuki za Barczyka, bo jak to ładnie ujął w swojej recenzji Jakub Marmurek "nawet jeśli jest to klęska - to tak ambitna, że zasługuje na większy szacunek i uwagę niż większość sukcesów".