Bracia Karamazow (2008)

Karamazovi
Reżyseria: Petr Zelenka

Grupa teatralna z Pragi przybywa do Krakowa by zaprezentować sceniczną adaptację powieści Dostojewskiego Bracia Karamazow na miejskim festiwalu teatru alternatywnego. Przedstawienie ma być pokazane w szczególnej przestrzeni miejscowej stalowni.

Gdy rozpoczynają się próby, śledzimy nie tylko emocjonalną opowieść dotyczącą zagadnień wiary, nieśmiertelności i zbawienia ludzkiej duszy, lecz także związki jakie łączą członków grupy, w dziwny sposób odzwierciedlające "wielkie tematy" Dostojewskiego. Dramat sceniczny przenosi się do prawdziwego świata, gdy podczas jednej z prób dochodzi do tragedii, która dotyka jednego z widzów…

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Czy Dostojewski miał niebieską sierść? Jakie dwa niemieckie słowa zna wnuczek Dostojewskiego? Te i inne dramatyczne pytania jakie każdy człowiek musi sobie postawić w pewnym momencie swojego życia utwierdzają widza w przekonaniu, że życie ma sens. A bez moralności to można tylko Nową Hutę postawić.

Dawno w kinie nie widziana zabawa z formą. Bo czy to film o inscenizacji "Braci Karamazow", czy może ekranizacja powiesci Dostojewskiego? Niepotrzebny wątek Mastalerza bez żalu utopić można w morzu zadawanych przez Czecha i Rosjanina fundamentalnych pytań. Wypda dodać: zadawanych w Polsce.

Bardzo ciekawie zrealizowany, świetny motyw teatru w filmie, niebanalna sceneria. I Dostojewski po czesku:)

Moje klimaty - czeski film, klasyczna sztuka w przestrzeni industrialnej w nowoczesnej wersji. I do tego ważne pytania o sens życia.

Wielka zgadywanka: co tu Treścią, a co Formą? To już nie jest wielopoziomowy utwór o tworzeniu innego utworu, do jakich się przyzwyczailiśmy, ani melanż gatunków. Wzajemne przenikanie inscenizacji z rzeczywistością i wirtuozerskie przejścia od tragedii do subtelnej, czeskiej komedii: czapki z głów!

Rekonstrukcja Braci Karamazow, której sam Dostojewski pewnie by się nie powstydził, a do tego doskonały czeski humor tragifarsy.

Kino czeskie najwyższej próby. Niektórzy nazywają to kinem moralnego niepokoju. Nowa Huta, teatr, Dostojewski, pytania egzystencjalne bez łatwych odpowiedzi, a do tego muzyka Kaczmarka. Czego chcieć więcej?

Nieudany film. Ogląda się to niby przyjemnie, ale gdy na koniec zadałem sobie pytanie "dlaczego", to zrozumiałem, że dlatego, że świetna jest sama książka i przedstawienie grupy z Pragi. Tymczasem film to miało być coś więcej. Ale co właściwie? Pokazanie, że stare dylematy są wciąż żywe? To raczej banalna prawda i nie trzeba do tego niby-polskiej huty (tak naprawdę film kręcono w Czechach). Postać grana przez Andrzeja Mastalerza (mimo ogromnego szacunku) nic nie wnosi i tylko irytuje. Niewypał.

Chodziło w tym filmie o trochę więcej. Chociażby Twój zarzut o bezzasadność owej "tragedii w tle" i tego, że grupa grała już tylko dla postaci granej przez Mastalerza. To kolejna produkcja Zelenki, w której zastanawia się on, gdzie kończy się sztuka i zaczyna "prawdziwe" życie. Tutaj obserwujemy człowieka, którego świat się rozsypał, a którego przy życiu utrzymuje głównie sztuka. Sztuka, która przegrywa. Ze smaczkiem na końcu (przedmiot, który posłużył za kopniaka na tamten świat).

Tak, z grubsza rozumiem, że o to chodziło, ale mnie to nie przekonało. W Twojej interpretacji to była opowieść o człowieku, który oglądał sobie "jakąś sztukę" i właściwie można by dojść do wniosku, że treść tej sztuki nie miała znaczenia. Ale przecież miała, bo tu jednak chodziło o "Braci Karamazow" a nie o życie robotnika granego przez Mastalerza. Do mojego zrozumienia ważnych treści zawartych w prozie Dostojewskiego wprowadzenie tej zewnętrznej postaci nic nie wniosło. Jeśli to miał być, jak piszesz, film o przenikaniu się sztuki i życia, to trzeba było wybrać jakąś mniej istotną powieść, a nie jedną z najważniejszych i najgłębszych książek w historii światowej literatury.

Próbowałem, ale nie dałem rady. Nie znasz Dostojewskiego - nawet nie podchodź...

Dostojewski wiecznie żywy, choćby pod postacią niebieskiego królika. Dylematy znane z Dostojewskiego są chyba jeszcze żywsze... Udało się ich nie spłycić i nie odebrać im tego swoistego ciężaru. Film jest rewelacyjny, a ja żałuję, że obejrzałam go dopiero teraz.

To, co wyssotzky lubi najbardziej. Teatr w filmie.

Film całkiem niezły, choć mało ma wspólnego z książką...nawet bardzo mało, wg mnie. Niektóre wątki są nawet niezrozumiałe, chyba że mają bardzo głęboką głębię! Nie mającą związku z odbiorem książki. Jakby rzec ogólnie, już o samym filmie, to jak na jedną z prób aktorów teatralnych, którzy przedstawiają coś dla siebie, co nie musi mieć związku z fabułą, to mi się nawet podobało, chociaż dopiero od połowy, kiedy zrozumiałam, o co tam właściwie chodzi. Muzyka też bardzo miła, nawet obraz- szczególnie kiedy Grusza wychodzi na papierosa przed hutę i stoi wśród drzew, płacząc i chodząc w miejscu- ładna muzyka i obraz, przemawiające przede wszystkim. Raczej polecam, bo co nie zaszkodzi to wzmocni! :)

"Jakby rzec ogólnie, już o samym filmie, to jak na jedną z prób aktorów teatralnych, którzy przedstawiają coś dla siebie, co nie musi mieć związku z fabułą, to mi się nawet podobało, chociaż dopiero od połowy, kiedy zrozumiałam, o co tam właściwie chodzi." No ja niestety nie zrozumiałem o co właściwie chodzi w tym zdaniu :-/

To bardzo proste! : Wracając do filmu, to podobał mi się. Uważam, że nie musi mieć związku z fabułą film o takiej samej nazwie co książka, jeśli spojrzy się z takiego punktu widzenia, że jest to zwykła próba teatralna. Podobał mi się dopiero od połowy, co przesądziło o tym, że moja opinia będzie pozytywna. Dopiero wtedy też zaczęłam rozumieć, o co tam chodzi i że nie ma to być zobrazowanie powieści.

Zycanary
Nietutejszy
bartje
exellos
jakilcz
Uciekinier
kammro
Ambrotos
occulkot
gustawkonrad