Tlen (2009)

Kislorod
Reżyseria: Iwan Wyrypajew
Scenariusz:

Zwykły letni dzień. Saniek spacerując ulicami z ciekawością obserwuje przechodniów. Ktoś tańczy hip-hop, ktoś jeździ na skateboardzie, ktoś się całuje... I wtedy zauważa JĄ – wolną, piękną, rudowłosą dziewczynę. Od tego momentu, wszystko co miało wcześniej miejsce w życiu Sańka traci sens. Dziewczyna stanie się dla niego „czystym tlenem”, powietrzem, bez którego nie będzie mógł już żyć. (Sputnik)

Obsada:

Zwiastun:

Odważna formalnie adaptacja sztuki teatralnej. Pretekstowa fabuła, wkrótce porzucona na rzecz poetyckich rozważań, do tego szybkie tempo montażu, przepiękne kolorowe zdjęcia i muzyka elektroniczna. Osoby nieznające rosyjskiego i nie najszybciej czytające napisy mogą poczuć się sfrustrowane, tempo recytacji tekstu jest mordercze. Do tego, mimo wszystko, trochę chaosu kompozycyjnego. Ale warto.

Z powodów, o których piszesz (duża ilość tekstu), Wyrypajew twierdził w wywiadach, że nie bardzo wyobraża sobie projekcję tego filmu poza Rosją. Ale na szczęście miał w tej sprawie pewnie niewiele do powiedzenia :) Film bardzo oryginalny i choćby z tego powodu warto go obejrzeć. Główna nagroda na festiwalu Era Nowe Horyzonty w tym roku.

"Tlen" dostał nagrodę publiczności. Główną dostał "Głód". Tak tylko :)

Tak, wiem i w zasadzie zgadzam się z werdyktem, Głód uważam za film nieco lepszy, ale oba za świetne.

Kiedy robiłam, jak to się teraz modnie mówi, research do notki, wyczytałam, że Wyrypajew sugerował dubbing. To by częściowo rozwiązało problem, ale deklamacja po rosyjsku jest naprawdę urokliwa, ten język ma specyficzną melodię i szkoda by było to niszczyć. To ja już wolę pogimnastykować oczy.

Też słyszałem informacje o sugestiach dubbingu ale na szczęście nie zrealizowano tego koszmarnego pomysłu. Zabiłby (przynajmniej dla mnie) cały urok rosyjskiej melodyki.

Szczątkowa fabuła i sporo bełkotliwej, choć momentami uroczej treści ustępuje miejsca teledyskowej formie, chaosowi zdjęciowemu, jakimś nieczytelnym dla mnie impresjom i symbolice. Tlen nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, nie wywołał ukłucia emocji, nie wciągnął, nie dostarczył choćby odrobiny rozrywki, no może taką drobinę odrobiny.
Opis filmu jest dużo bardziej frapujący od tego co opisuje.
Gdyby nie Gruszka to bym pewnie po raz pierwszy od lat przysnął w kinowym fotelu.

Uuuu, no to teraz pójdzie na ostre! Co prawda nie ulega dla mnie wątpliwości, że "Tlen" jest filmem, który absolutnie ma prawo się nie spodobać, ale to jeszcze nie znaczy, że to przemilczę ;) Tak, owszem, to postmodernistyczny miszmasz, jak się patrzy, ale jednocześnie taka petarda obrazów, dźwięków i myśli - na wpół banalnych, na wpół megagłębokich - że przynajmniej przy pierwszym seansie (drugi z oczywistych względów okazał się dużo spokojniejszy) zrywa kapcie i skarpetki. Pamiętam, że kiedy skończył się seans "Tlenu" na ENH, nie miałem wrażenia, że obejrzałem film, ale że całościowo przeżyłem trudne do nazwania widowisko.

jak spojrzałem na oceny Tlenu filmasterów i zobaczyłem że dałeś 9 to pomyślałem sobie, że nie zostawisz mojego esemesa bez słów komentarza ;)
Tak, to postmodernistyczny miszmasz. Tak, to petarda, ale zabrakło mi w niej własnie ostatniego ze wspomnianych przez Ciebie składników, czyli myśli przez co petarda okazał sie niewypałem. Wychwyciłem albo myśli banalne (nazwałbym je nieciekawymi), albo myśli zamierzone na efektowne prowokocje, które na mnie nie robią wrażenia, albo całkiem nieczytelne lub bełkotliwe, albo takie z którymi najzwyczajniej w świecie się nie zgadzam. Oczywiście mówiąc o tych przede wszystkim nieczytelnych stwarzam pole do dalszej dyskusji. Chciałbym o ile masz ochotę dowiedzieć się co megagłębokiego wyczytałeś w tym potoku słów. Zakładam bowiem, że mogę okazać się jełopem niezdolnym do poprawnej interpretacji i zrozumienia treści zawartych w filmie co tłumaczyłoby moją wobec niego obojetność.
Dodam jeszcze że w filmie zabrakło mi fabuły. Podczas seansu miałem nadzieję, że muzyka w końcu umilknie, montaż "znormalnieje", że przynajmniej przez chwilę film z teledysku przejdzie do "snucia" opowieści w trybie konwencjonalnym, dając głos bohaterom, pozwalając jakoś się bliżej z nimi zapoznać . Nic z tego, 80 minutowy teledysk to dla mnie zbyt męczące. Gdyby ten film zawierał tylko elementy tego z czego składa się w całości, elementy które inkrustowałyby dwupłaszczyznową fabułę o ile bazowałaby na dobrym tekście to zapewne "bawiłbym się" duzo lepiej.

Na początek na temat głębokich myśli: podoba mi się na przykład oczywiście sama metafora tlenu, podobał mi się cały myk o tym, co najważniejsze, podobało mi się - mimo pozornej tandetności - umotywowanie terroryzmu miłością, podobali mi się dwaj tancerze, podobały mi się przelotne komentarze do współczesnej Rosji... i podobało mi się też wiele innych rzeczy, których w tej chwili nie potrafię już jednoznacznie przywołać, ale wywarły na mnie wrażenie i pozostały gdzieś w podświadomości. Bo ten film moim zdaniem w sporej części gra na poziomie podświadomym. Odwołuje się w niewielkim stopniu do rozumu, przede wszystkim zaś do uczuć - jak to zwykle poezja, bo "Tlen" to w gruncie rzeczy nic innego jak odczyt poezji w nowatorskiej oprawie. Dlatego jeśli będziemy chcieli za wszelką cenę w nim szukać filmu sensu stricto (przykład: piszesz, że brakowało Ci fabuły), to nie będzie się nam mógł spodobać za nic w świecie. Bo to jest film w stopniu trzecio-, jeśli nie czwartorzędnym; po pierwsze poezja, po drugie teatr (to ekranizacja dramatu, mind you!), po trzecie teledysk... no i po czwarte film. Wyrypajew zresztą w ogóle nie uważa się za filmowca.

PS. Przypomniałeś mi o tej dziewiątce - po drugim seansie jednak obniżyłem o jedno oczko, bo to jest świetny film (albo niefilm), ale jednak trzeba mieć umiar :)

Co do metafory Tlenu to był to dla mnie jeden z najjaśniejszych punktów filmu ( poza Gruszką oczywiście ;) ), choć nie określiłbym jej, metafory, jako głębokiej co raczej jako poetycko trafioną. Z kolei wspomniane przez Ciebie wytłumaczenie terroryzmu miłością to w moim odczuciu było to ani tandetne, ani ciekawe, tylko irytujące. Odebrałem ten fragment (zresztą nie tylko ten) jako tanią prowokację, choć mierzoną na kontrowersyjną, a moje odczucia wynikały zapewne stąd, że kompletnie nie zgadzam się w tej kwestii z autorem. W ogóle ten fragment o terroryzmie mnie znudził, czy może już tylko pogłębił uczucie znużenia. Reszta rzeczy o których wspominasz przemknęła mi prawie niezauważona ( chyba w większości była mi obojętna). Teraz jednak zastanawiam się czy miało to w ogóle jakieś znaczenie. To znaczy, skłaniam się ku temu, że film operując wspomnianą przez Ciebie poetyką, o ile jest ona dla widza strawialna, będzię się podobał, albo inaczej. Pojawi się szansa, że zostanie dobrze odebrany. Ja jako widz odczytując treść tej poezji, nawet jeśli trafiła do mnie jej połowa, zostałem w głównej mierze, albo nieporuszony, albo zirytowany ( to było kluczowe być może). W trakcie seansu raz czytałem tekst, a raz gapiłem się tylko na obraz. Nie trafiało do mnie ani jedno ani drugie. Niewykluczone jest, że film spodoba się wtedy kiedy widz tego filmu rejestrować będzie równocześnie wszystkie elementy tego widowiska, czyli melorecytacje oraz obraz i dźwięk i to pod warunkiem, że żaden z tych elementów nie będzie dla niego odpychający (np. wtedy kiedy nie znamy albo są nam obojętne treści tych melorecytacji, idąc za tym co napisał @doktor )
Może rzeczywiście gdybym od początku nie czytał tekstu a tylko wsłuchiwał i wpatrywał się w to widowisko to by mi się spodobało.

Nie przesadzałbym, że treści były mi obojętne. Raczej - że nie spodziewałem się po nich rewelacji. Z czytaniem tekstu i śledzeniem równocześnie obrazu rzeczywiście jest kłopot, dlatego zresztą sam Wyrypajew twierdził, że film poza Rosją powinien być dubbingowany. Ale ja się cieszę, że nie był. Coś tam z rosyjskiego ze szkoły pamiętałem i piąte przez dziesiąte rozumiałem. Dubbing zabiłby melodykę filmu.

rozumiem. Nie spodziewałeś się rewelacji, ale z drugiej strony treść nie okazała się dla Ciebie wkurzająca, co miało miejsce w moim przypadku :)

Problem w tym, że ten fragment z terroryzmem i miłością, chociaż kontrowersyjny i "źle brzmiący", w zasadzie jest nie do podważenia. Nie wiem, czy Filmaster to nie miejsce na takie rozmyślania, choć zasadzie czemu nie? Ta myśl z "Tlenu", choć teoretycznie idąca na przeciw wszystkiemu, w co chcielibyśmy wierzyć, spowodowała, że mentalnie na chwilę przystanąłem i powiedziałem sobie: "Cholera, rzeczywiście". To nie jest żadna tania prowokacja. To myśl bardzo niewygodna, ale przez to bardzo wartościowa. A jeśli irytuje - w sumie nawet powinna - to dlatego, że budzi wręcz fizyczny odruch obronny. A jednak...

W gruncie rzeczy jeśli z "Tlenu" wyniosłem jedną myśl, która ze mną została, to właśnie tę. Oczywiście wyniosłem więcej, bo tu sporo udanych myśli skrzydlatych (ok, dajmy sobie już spokój z analizowaniem ich głębi - dobrze to nazwałeś: poetycko trafione), ale gdybym musiał wybrać jedną, pewnie pozostałbym przy tej.

może rozwiń to w takim razie, to znaczy to jak to rozumiesz, bo jest to być może zalążek do ciekawej rozmowy :)

Generalna myśl jest pewnie rzeczywiście dość banalna: że różne rzeczy są dla różnych ludzi tlenem, bez którego nie potrafią żyć. Na pierwszym planie oczywiście miłość (Wyrypajew w pewnym sensie podważa zdanie Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej - "widać można żyć bez powietrza"). Przyznam, że podobnie jak Oferma niczego głębokiego nie odczułem / nie zrozumiałem śledząc tę opowieść. A sprowadzenie jej do kilku zdań, już w ogóle ją trywializuje.

ALE to jest film, który na mnie oddziałał obrazem, dźwiękiem, emocjami. Słuchanie melorecytacji Gruszki i Filimonowa jest po prostu przyjemne. Zupełnie nie potrzebowałem w tym momencie zastanawiać się, czy to wszystko czemuś służy i do czegoś dąży. Oglądałem oryginalny obraz i dałem się uwieść.

Dobre, bo szukam w kinie nowych sposobów narracji. Słabe, bo jakoś nie udało mi się polubić żadnego z bohaterów. I niech mi ktoś powie, na co ta wstawka Karoliny G. , mówiącej "ludzkim językiem" (w cudzysłowie cytat z Doktora Pueblo).

"Słabe, bo jakoś nie udało mi się polubić żadnego z bohaterów" - dzięki Lapsus, w stadzie mi raźniej...czy dwóch to stado?
Wstawkę zrozumiałem jako wyjaśniającą czy odsłaniającą fakt że Gruszka zza mikrofonu to aktorka która bierze udział w tym melorecytacyjnym przedsięwzięciu. Spodziewam się jakiegoś naprostowującego desantu, kryć się !

Ja bym to sprostował tak: "Kocham ją, chociaż Ona mnie nienawidzi" - Iwan W.

Kłócić się nie będę. Film oglądałem jednym okiem, drugim wodząc po wymyślnej fryzurze dziewczyny siedzącej w fotelu przede mną ;)

No no, jestem już cytowany w innych wątkach ;)
A co do sceny z Gruszką mówiącą po polsku, to ja miałem z tą sceną olbrzymi problem bo film oglądałem w wersji z angielskimi napisami, a ten fragment był po polsku, z nachodzącym rosyjskim lektorem i angielskimi napisami, więc lekko nie było ;) Ale to zdaje się był wątek osobisty, w końcu Gruszka i Wyrypajew to zakochana para.

P.S. Ta dziwna wersja nie oznacza, że nielegalnie zdobyta, takie materiały ENH udostępnia dziennikarzom, a jednego znałem. To tak żeby nie było :)

REWELACJA. Jeśli ktoś zastanawia się, jak mógłby wyglądać sfilmowany tekst Dostojewskiego w naszych czasach, powinien pójść na "Tlen". Świetni aktorzy, brawurowy montaż, ekspresyjna muzyka i zdjęcia - jedyne, czego żałuję, to przewagi melorecytacji nad śpiewem. Ale: bez Kislaroda żyć się nie da ;)

O sile tego filmu świadczy fakt, że mimo faktycznego braku fabuły (wszystkie wydarzenia można by przedstawić w 10 minut) nie pozwolił się nudzić. Kolejne obrazy układane przez irracjonalne skojarzenia, wszystkie poruszane tematy są tak samo ważne. Do ekranu przykuwa niezwykle bogata warstwa wizualna, to jest temat na jakiś dłuższy tekst, mamy animację poklatkową, spacer po księżycu, wybuch jądrowy. Kolejnym plusem są świetne role Gruszki i Filimonova. To film, który albo się czuje, albo nie.

Przypomniała mi się animacja z grzybami. Nie mam pojęcia po co ona jest w tym filmie, ale zawsze kiedy przychodzi mi na myśl, wprawia mnie w dobry nastrój.

„Tlen” Igora Wyrypajewa to bajka, szalona jak miłość, porywająca jak wodospad, namiętna, radosna nawet wtedy, gdy traktuje o sprawach uznawanych zwyczajowo za poważne. To nieustanne igraszki z widzem, kluczenie po zaułkach jego podświadomości, nieustawanie w poszukiwaniach, gra w skojarzenia, przewrotna zabawa w kotka i myszkę. Hip-hopowy nurt rozpędzonej ulicy, bieg do utraty tchu za znikającą za rogiem ulicy miłością, gwałtowne czerpanie powietrza po wyjściu z wody. Zaskakujące jak diametralnie zmienia się odbiór scen w zależności od muzycznego tła. W tym kalejdoskopie wrażeń reżyser stawia pytania o sprawy fundamentalne, jednak giną one w natłoku emocji. Co pozostaje? Miłość szaleńcza, miłość jak żywioł, jej siła i piękno jako oś napędowa rozwoju wszechświata, bo przecież dla niej warto oddychać, budzić się każdego poranka i zasypiać każdej nocy, toczyć wojny, spadać w przepaść i odradzać się na nowo, to ona jest tytułowym tlenem niezbędnym do życia.

To jeden z tych filmów, w których na początku było słowo i wszystko jest słowem, a przy tym kino mocno eksperymentalne. Jest tu miejsce na musical, animację, video-art, teledysk, kamerę z ręki, a nawet reklamę (jakby co, w tle lecą „Griby iz Leningrada” Markscheider Kunst). Na „Tlen” składa się 10 poetyckich melorecytacji odnoszących się do wiary, miłości, nienawiści itd. Tekst zapodawany przez Filimonowa i Gruszkę zasuwa niczym TGV, ale przekaz wcale na tym nie traci. „Bo ta moja znajoma Sasza zawsze zachowywała się jak aktorka z filmu o miłości. Bo tylko w takich stosunkach między kobietą a mężczyzną jest tlen. A jeśli ktoś zaklina się, że kocha, a nie kocha, to to jest psie gówno, a nie tlenodajny film, a kiedy kocha i nie przysięga, to to już jest niemieckie porno, a kiedy spotyka się z różnymi mężczyznami, a kocha tylko jednego, to już przypomina radziecką kinematografię o brzozach i polach”. Jeśli ten cytat Was nie zachęcił, to nie marnujcie czasu i idźcie poszukać swojego tlenu.

Wspaniałe kino, Gruszka zachwycająca.

W "Tańcu Delhi" jest jeszcze lepsza.

Miałem napisać to samo. Chyba się wreszcie wybiorę na "Taniec Delhi" do teatru, bo ten tekst cały czas mi chodzi po głowie. Może w ten sposób się go pozbędę :)

Albo jeszcze bardziej się na nim zafiksujesz. :) Sama bym to chętnie w teatrze zobaczyła, ale na luty chyba nie ma już biletów.

Trzykrotne obejrzenie "Tlenu" pomogło to może i tym razem podziała :) BTW w lutym będzie dużo Wyrypajewa w stołecznych teatrach - premiera "Ożenku" w Studio, tam też grają "Ufo. kontakt", do tego "Iluzje" w Na Woli i "Taniec Delhi" w Narodowym. Wygląda na to, że z moim budżetem i apetytami trzeba będzie koczować pod kasą by dostać wejściówki :)

Cudny ciąg skojarzeń. Ogląda się świetnie, choć chaos dla mnie za duży. Za to Gruszka w rudych włosach - mru.

Chyba obejrzałem ten film częściowo. Tylko dolną część ekranu. Tam literatura się dzieje jakiej dawno nie miałem w rękach. Wiem, że wyżej była Gruszka, ale ona ma męża. A mąż ma pióro wybitne. Zepsuł mi oglądanie, ale czytania nigdy mu nie zapomnę. Napisy znajdę i wydrukuję.

Kino eksperymentalne bez 12-minutowych scen, gdzie głównym bohaterem jest krajobraz lub, w najlepszym wypadku, milczący bohater - stali bywalcy Nowych Horyzontów musieli być mocno oburzeni. Ja jestem zachwycony: pomysłem, muzyką, Karoliną Gruszką.

Miło, że przypomniałeś o tym starociu, nowohoryzontowym hicie sprzed lat ;)

Co to za hit oceniony na 7?:]. Jakie byly inne hity, ktore nie ocieraly sie o skrajny minimalizm i robie filmu dla filmu? oprocz man tanker sitt.

No taki, że wszystkim się podobało. Mnie aż tak bardzo nie musiało. Filmów było jak zawsze mnóstwo i ekstremalnie różnorodnych. Ja widziałem Tlen z 10 razy już i nawet pisałem scenar do lekcji na podst filmu dla NHEF.

Oj tak. Bywalcy NH byli tak oburzeni na ten film za brak 12-minutowych scen spadania liści, że aż przyznali mu główną nagrodę w głosowaniu publiczności.

pewnie to jacyś przyjezdni co byli pierwszy raz i się nie znają, ale prawie na pewno to byli jednak ludzie od Putina, najpierw Smoleńsk teraz Nowe Horyzonty

Haha! A w Klewkach były obozy CIA :DDDD

Jeżeli już to najpierw Nowe Horyzonty a dopiero później Smoleńsk

milali
Farary
matadu
dcd
dcd
pannadrama
karolin
occulkot
emerenc
psubrat
Uciekinier