Wenus w futrze (2013)

La Vénus à la fourrure
Reżyseria: Roman Polański

Thomas, reżyser, cały dzień przesłuchiwał aktorki do głównej roli w swoim przedstawieniu. Były beznadziejne. Żadna nie przekonała go jako kobieta, która zawiera układ z mężczyzną, że będzie jej niewolniczo posłuszny. Thomas ma już wychodzić z teatru, kiedy do środka wpada Vanda. Ucieleśnia wszystko, czego Thomas nienawidzi. Jest arogancka, wulgarna i bezczelna. Thomas niechętnie zgadza się, by w końcu zaprezentowała swoje umiejętności. Jest zachwycony jej transformacją. Podobieństwo Vandy do postaci jest niebywałe i bynajmniej nie powierzchowne. Przesłuchanie przedłuża się i przybiera na intensywności… Film oparty na broadwayowskiej sztuce Davida Ivesa, opartej z kolei na powieści Leopolda von Sacher-Masocha. (WFF)

Obsada:

Zwiastun:

Póki co najlepszy film roku (muszę sobie zachować możliwość weryfikacji po Sputniku i oczekiwanej przeze mnie "La grande bellezza"). Przy "Wenus w futrze" "Rzeź" to była niewinna zabawa, niegodny uwagi przerywnik. Ta błyskotliwa i szalenie zabawna komedia aż kipi od kontekstów literackich i filmowych. Do tego Polańskiemu udało się utrzymać napięcie do samego końca. Nie jestem w stanie się do niczego przyczepić, po prostu wybitne.

Zabrakło jakiegoś ciekawego pomysłu, erotyzmu specjalnie nie czuć, ot taki tam teatr telewizji. Nie polecam.

Masa ciekawych pomysłów, pełno erotyzmu i jak na teatr telewizji to zdecydowanie za dobra realizacja. Może coś innego obejrzałeś niż ja? :)

Moja niska ocena tego filmu wynika w ogromnym stopniu z moich osobistych preferencji i nie zamierzam tego ukrywać. Zdecydowanie wolę kiedy w grze miłosnej to mężczyzna jest stroną dominującą, więc relacje typu silna kobieta - uległy facet kompletnie na mnie nie działają. Poza tym zwyczajnie nie lubię teatru i uważam że jest to jedynie ubogi krewny sztuki filmowej, który powstał jedynie z konieczności wynikłej z braku odpowiednich technologii w starożytności. Stąd też film w formie teatralnej uważam za działanie uwsteczniające, czerpiące z teatru wszystkie jego wady, a nie posiadające żadnych jego zalet (występ na żywo, interakcja z widownią itp.).

Przyznam szczerze, że nie odczuwam żadnej potrzeby pójścia na to do kina. Chwaloną powszechnie "Rzeź" uważam za najsłabszy film w dorobku reżysera, a po zapoznaniu się z kilkoma recenzjami mam wrażenie, że tu jest podobnie. Polański podobno dowodzi reżyserskiej maestrii, tylko po co, skoro nikt nie ma co do niej wątpliwości? Obejrzę w telewizji.

Do kina może niekoniecznie, ale wg mnie to jest lepsze niż "Rzeź" i podobało mi się, mimo że zostałam przez ten film opluta. "Rzeź" to była taka sobie farsa, ten zahacza o klimaty, które są Polańskiemu dużo bliższe i to widać.

To trochę porno dla wykształciuchów (można dodać prefiks "pseudo") bez ani jednej sceny erotycznej :D W kinie lepiej widać Seigner ;) "Wenus w futrze" jest filmem głębszym niż "Rzeź" i chyba nawet lepiej zagranym.

Pseudoporno czy pseudowykształciuchów?

Myślałem o tym drugim, ale nie będę się upierał. Jakbyco to proszę się nie obrażać, bo w końcu sam dałem "Wenus w futrze" dziewiątkę ;)

Ja też na wszelki wypadek nie pójdę na to do kina. :-)

Jeśli da się porównać do "Gorzkich godów" to niezbyt głębokim. :P

"Oresteję" da się porównać z "Modą na sukces", czy z tego wynika, że Ajschylos pisał o Brooke i Ridge'u? :P Trochę dziwny argument.

Bez sensu, Krzysiu.

Jeśli Cię to zachęci, mogę porównać z "Before midnight", bo jest ta i owa wspólna płaszczyzna. :P Nie ma się co uprzedzać z powodu porównań.

Jest to oczywiście bardziej złożona kwestia i dotyczy reżysera. Chociaż akurat Rzeź nie gra w niej doniosłej roli. ;-) Rzeź miała dobry scenariusz.

Co kto lubi. Dla mnie "Rzeź" i "Autor widmo" to zabawki, a "Wenus w futrze" jest bardziej w stronę starszego Polańskiego - oprócz "Gorzkich godów" może też "Lokator", tylko mniej w tym wszystkim mroku, a więcej farsy.

Mam inne zapatrywania nt. jego filmów. Tylko co do Autora - zgoda. Starszy czy nie, Polański umie omamić maestrią reżyserii. Czasem wg mnie niewiele więcej kryje się za tym. Dlatego się wstrzymam. Już wolę sprawdzić jakieś nowe SF na kinowym ekranie.

Widać, że to ten sam facet, który 20 lat temu nakręcił "Gorzkie gody" - może tylko starszy, bardziej wyrafinowany i bardziej oszczędny. Świetni aktorzy, świetne role, urocza zabawa w teatr w kinie (brzęk niewidzialnej łyżeczki mieszającej niewidzialną kawę). Materiał źródłowy raczej chwiejny, można go było zepsuć nadmierną dosłownością. Ostatnia scena może nieco zbyt dosadna. Trochę jest w tym wszystkim nostalgii za niegdysiejszymi śniegami, trochę satyry (średniej jakościowo) na współczesną kobiecość, jednak siła pochodzi tak naprawdę z gry w dominę i dominowanego. Frustracja Thomasa wywołana ciągłymi przemianami Wandy z kobiety, którą gardzi, w kobietę, której pożąda, jest zabawna. Ale ponieważ sceny z kobietą-w-futrze tak bardzo iskrzą erotyzmem, cały film przypomina nie tyle farsę, ile miłosne zapasy, które co rusz przerywa dzwonek telefonu. Jestem zaskoczona. Myślałam, że nowo osiągniętym szczytem zmysłowości we współczesnym kinie są kopulujące na ekranie lesbijki.

Oj tam kopulujące lesbijki też były fajne. Zarówno Wenus jak i Adela dostały ode mnie po 8/10.

Jak budować napięcie erotyczne używając przede wszystkim słowa, a nie epatując nagością? Polański serwuje znakomitą rozrywkę z błyskotliwymi dialogami i solidną dawką perwersji dla nieoziębłych intelektualnie.

Najchętniej dałbym 8,5. Lepszy od innych filmów którym dawałem 8 (czyli lepszy niż bardzo dobry), ale pozostawił pewien niedosyt.

Rzeź była świetna. Wenus już niestety taka nie jest.

Zgrabne, ale niestety zbyt oczywiste. Polański wielkim reżyserem jest, ale Vanda ma rację: materiał źródłowy jest do luftu.

WijElitarnegoKorpusu
asthmar
Iceman
filmsterka
magdaalicja
Guma
Farary
milosniczka
Szklanka1979
MonikaMazurkowna