Pozwól mi wejść (2010)

Let Me In
Reżyseria: Matt Reeves

Nastoletni Owen od czasu rozwodu rodziców przechodzi trudne chwile. Nielubiany w szkole staje się coraz częstszym obiektem kpin kolegów. Czas spędza samotnie oddając się marzeniom o zemście na swych prześladowcach. Pewnego dnia w sąsiedztwie pojawia się tajemnicza Abby. Owen zaprzyjaźnia się z dziewczyną, nie zwracając początkowo uwagi na jej nietypowe zachowania: Abby wychodzi na dwór tylko po zmroku i podobnie jak Owen nie ma żadnych przyjaciół. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna skrywa pewien mroczny sekret. W miasteczku dochodzi do brutalnych morderstw, a mieszkańcy zaczynają podejrzewać właśnie ją. Gdy Owen odkrywa sekret przyjaciółki, rozumie, że właśnie wkroczył w nowy niebezpieczny, ale niezwykle pociągający świat przyjaźni z wampirem. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Niezłe psychologiczno-obyczajowe kino o samotności, odrzuceniu, inności i przyjaźni między 12-letnimi dzieciakami. Fantastyczność to tylko sztafaż, nienarzucający się widzowi. Oby więcej takich właśnie horrorów, zamiast bezmyślnej rąbanki!

jakoś nie wierzę, że lepsze od szwedzkiego oryginału

...który skądinąd też nie był jakimś wiekopomnym wydarzeniem.

Coraz więcej ludzi twierdzi, że jednak jest. Choć z drugiej strony jeśli to faktycznie remake typu "scena po scenie" jak "Funny Games US" to trochę bez sensu porównywać. Lepszy będzie zawsze ten który zobaczymy jako pierwszy.

lepsza to jest książka :P

Czytałeś czy strzelasz? W 90% przypadków książka jest lepsza :P
Ciekawe, że książka ma tytuł "Wpuść mnie", a film już nie. Jeżeli film się sprzeda to pewnie dodrukują z innym tytułem.

Film ma przecież również tytuł "Wpuść mnie" (Let me in).

Chodzi mi o nasze tłumaczenie, synonimiczne, ale niekonsekwentne marketingowo (chyba), skoro już jest książka i można zarobić na dwóch rzeczach. Odmienny tytuł może sprawić, że mniej rozgarnięci się nie zorientują :)

Tytuł książki to zdaje się "Pozwól mi wejść"

Mówimy o tym?

no tak, stoi u mnie na półce i wystarczyło rzucić okiem :)

Czytałem i nie był to czas stracony. Książka jest zaskakująco wielowymiarowa i właściwie nie nazwałbym jej horrorem, zresztą verdianie i po seansie filmu naszła podobna refleksja, mimo, że to głównie eksktrakt z wątku przewodniego powieści.

Warto przeczytać po obejrzeniu filmu? Czy z punktu widzenia kinomana, nie bibliofila ksiąźka jest lepsza?

Zabierając się za tekst znałem zarys jego fabuły, wiedziałem z jakimi bohaterami będę miał do czynienia, a i tak książkę pochłonąłem w trybie ekspresowym dobrze się bawiąc. Powieść ma sporo wątków pobocznych ( o których w filmie zupełnie nie ma mowy), które elegancko zazębiają się i przenikają z wątkiem glównym, a do tego ma trochę inne i dużo ciekawsze zakończenie.
Osobiście polecam przeczytanie :)

A miałam nie czytać! Przez Ciebie teraz muszę! ;P

Typowo kobiece wymuszanie poczucia winy, ale ja już zaprawiony w boju nic sobie z tego nie robię ;)

Tak a propos to jakby kto chciał mogę pożyczyć swój egzemplarz do przeczytania. Byłby do odbioru przy metrze wierzbno w ciągu tygodnia. W razie czego pisać na priva.

Nie napisałam, że lepsze! Nie widziałam szwedzkiej wersji. :)

A tę szwedzką wersję można gdzieś jeszcze obejrzeć? Chętnie bym porównała. :)

W zaprzyjaźnionej Alchemii w czwartek i Etnokinie we wtorek. Nie jeszcze, bo oficjalna premiera jest 22 października.

Oj, a ja nie mogę ani we wtorek, ani w czwartek. :( Ale jeśli premiera ma dopiero być, to jeszcze zdążę, mam nadzieję. :D

Pozwól Mi Wejść zrobiło na mnie swego czasu piorunujące wrażenie

Rozumiem, że pokaz prasowy właśnie się odbył i się już na niego nie załapię?

Odbył się dziś i wg info - był już ostatni. :(

Nikt mi nic nie mówi :(
Będę musiał poczekać na premierę, i znowu przeżyć pofestiwalowy szok podczas siedzenia na widowni z warszawką.

A krytycy filmowi to wg Ciebie nie warszawka? I widownia WFF? :)

Trzeba iść rano. Mało ludzi = mało warszawki...

Ale dlaczego szok?? Mnie szokuje pełna widownia, jak ostatnio na "Wyśnionych miłościach" - komplet był. A ja jestem rozpuszczona, lubię, jak jest 10-20 osób. Jakaś moda nastała na kino. Na Muranów w szczególności. Ale to właściwie dobrze, że ludzie chcą oglądać dobre filmy. ;)

Dlaczego szokuje Cię pełność na "Wyśnionych"? Wg mnie to film dla każdego, w każdym razie każdemu polecam. Może dlatego każdy poszedł na to do kina :)

Nie szokuje mnie, że akurat na Wyśnionych, tylko to, że w ogóle był komplet! Ja do Muranowa zawsze chodziłam właśnie dlatego, że nie było kompletów, tylko po 10-20 osób na seansie! ;)

Czy Ty dziś byłaś w PH? Czy miałam przywidzenie? :)

Bywają komplety na co lżejszych filmach. Sporo ludzi poszło też na "Była sobie dziewczyna". Musisz się przerzucić na cięższe kino :)

Byłam, tylko ćśśśś... bo się mnie zaraz ojciec dyrektor spyta, skąd mam czas jeść obiad, jak jest festiwal...

Oj, to żałuję, że nie zagadałam! Tak mi mignęłaś, jak zdejmowałam płaszcz z wieszaka, wychodząc... a z ikarią byłyśmy. Ja właśnie po pokazie prasowym poszłam na śniadanie. ;)

Żeby mi się to więcej nie powtórzyło. Proszę zagadywać następnym razem :)

Ale gdybyś to nie była Ty? Ja mam problem z rozpoznawaniem twarzy! Jeszcze zagadam do kogoś obcego i się spalę ze wstydu i zestresuję. ;P

Nie chwaląc się, mam charakterystyczną facjatę i mało prawdopodobne żeby znalazł się ktoś inny wystarczająco podobny :) Ale oczywiście będę się bardziej rozglądać, żeby w razie czego wybawić Cię z kłopotu i samej zagadać.

Ale siedziałaś boko-tyłem. ;P

A to przepraszam :)

Powiem krótko; kto widział oryginał może sobie darować. Może jedna dodana scena, taka sama treść i słabszy wydźwięk, mniej artyzmu (choć nadal bardzo wiele jak na szeroko dystrybuuowany amerykański film). Można, ale tylko w przypadku jakiejś skrajnej awersji do skandynawskiego kina. W innym razie, sięgaj po oryginał.

Trudno powiedzieć, czy to film słabszy, czy nie od pierwowzoru, przynajmniej obiektywnie. Niby wszystko do bólu podobnie i właściwie zgodziłabym się z twierdzeniem, że ocena zależy od tego, którą wersję zobaczy się pierwszą - efekt nowości, ale jednak szwedzki film był bardziej klimatyczny. Czy smutniejszy? - nie wiem.
W sumie nie wiem też po co robić takie powtórki?

Niby niezły, niby niebanalny, ale czegoś mu brakuje. Jak na horror za mało straszny. Jak na melodramat psychologiczny, za słabo oddaje emocje, nie wnika wystarczająco głęboko.
Muszę obejrzeć szwedzki oryginał celem porównania. I przeczytać książkę.

Trafiłam przypadkiem do kina, chciałam sobie obejrzeć drugi raz szwedzką wersję i nie doczytałam, że to remake. Bardzo dokładny i to uratowało sprawę. Ale Szwedzi i tak zrobili to lepiej.

jayb85
kotskacukru
cvbih
JUMAN
MonikaMazurkowna
suiCid3R
Nika1604
PedroPT
agryppa
Tilca