Człowiek ze stali (2013)
Man of Steel
Reżyseria:
Zack Snyder
Opowieść o dzieciństwie i młodości Supermana odkrywającego i ukrywającego swoje niezwykłe moce.
Obsada:
- Henry Cavill Clark Kent / Superman
- Amy Adams (III) Lois Lane
- Russell Crowe Jor-El
- Michael Shannon General Zod
- Kevin Costner Jonathan Kent
- Diane Lane Martha Kent
- Laurence Fishburne Perry White
- Christopher Meloni Colonel Hardy
- Jadin Gould Lana Lang
- Michael Kelly Steve Lombard
- Ayelet Zurer Lara Lor-Van
- Tahmoh Penikett Emerson
- Richard Schiff Dr. Hamilton
- Antje Traue Faora
- David Paetkau Threat Analyst
- Harry Lennix General Swanwick
- Alessandro Juliani Sergeant Sedowsky
- Cooper Timberline Clark Kent - age 9
- Dylan Sprayberry Clark Kent at 13
- Revard Dufresne Dev-Em
- Bridgett Newton Train Mom
- Brad Kelly Byrne
- Dan Aho FBI Agent #2
- Tom Nagel A10 Pilot #2
- Brian King Train Dad
- Brandon Berk Extra
- Roberta Chung Metropolis Citizen
- Sally Elting Student #4
- Kelvin Felix Extra
- Victor Formosa Train Ticket Buyer
- Raj Lal Rubble Survivor
- Trevor Lerner Man in Bar
- Samuel Meadows Train Station Commuter
- Roy Metcalf Pedestrian
- Johnny Otto Cop
- Carl Paoli FBI
- Steven James Price Train Station Survivor
- Jacqueline Scislowski Student #2
Słowa "Ostatni Syn Kryptona" właśnie odzyskały swoją gromkopierdną jakość. Dziecko dwóch ojców, nowy Superman po Snyderze odziedziczył paletę kolorów, miękkie kontury i kadrowanie, po Nolanie totalny brak poczucia humoru i inteligentne podejście do tematu, które zapewnia nawet jakieś drugie dno. Bardzo doceniam to ostatnie (plus gwiazdka), ale w sumie "Man of Steel" jest zbyt męczący i hałaśliwy. Widowiskowość skutecznie przesłania subtelniejszy dramat miłości i lojalności rozgrywający się na poziomie emocjonalnym, w które to klocki Nolan - współautor scenariusza - nigdy nie był zresztą specjalnie dobry. Tak więc - albo w kinie albo wcale, i ta druga możliwość nie jest bardzo przerażająca. P.S. Shannon o mały włos ukradłby całe przedstawienie.
Piękne zdjęcia. Super efekty specjalne. Ale przesycona epickością i naiwnością fabuła nie ma szans się wybronić.
A ja Snydera lubię - ma swoją linię obrony ;)
Niemalże doskonała egzemplifikacja tego, czego w kinie nienawidzę.
Superman ratuje cały świat. Ale nie zanosi się na to, żeby ktoś był w stanie uratować Supermana.
Tam gdzie jest psychologia Snyderowska superbohaterów jest nie jest najgorzej, tam gdzie zaczyna się blockbuster robi się słabo.
Mnóstwo nietrafionych scen, drętwych dialogów i doboru obsady na czele z Henrym Cavillem który ubóstwem aktorskiego warsztatu mógłby rywalizować nawet z samym Kijanu Riwsem...
Dawno nie widziałam tylu idiotyzmów w jednym filmie o superbohaterze. How It Should Have Ended mogłoby zakończyć tę opowieść na etapie 20 minuty. Zack Snyder słynął dotąd z tego, że lubił ekranizować wiernie. W takim razie zapraszam na dywanik. Proszę mi się pokajać za ten pasztetowy, bzdurny prolog i Jesus Christ Apocalypse. I proszę się nie zasłaniać tym, że to Goyer pisał. Goyera zresztą też zapraszam. Na pogadankę o rodzinie i prawdopodobieństwie (nawet w świecie wykreowanym obowiązuje jakieś). Nie wiem, czego się spodziewałam po tym filmie. Superman nigdy nie był moim ulubionym komiksowym herosem. Bez wątpienia oczekiwałam jednak czegoś więcej niż remake’u „Thora” i „Transformers 3” (niektóre sceny wyglądają jak żywcem wyjęte z tych produkcji). Efekty są tu świetne, montaż genialny, Zack to mistrz rozpierdolu, Cavill to ciacho i nawet są tu jakieś emocje (choć między Kal-Elem i Lois tyle co Wolkanin napłakał), ale film broni się jedynie jako widowisko.
Poszła na superhero movie i się skarży, że głupi... :P
Nie tyle, że głupi, co że głupszy niż być powinien.
Prolog najciekawszy.
Szkoda tylko, że taki nielogiczny. Nawet jak na komiks.
Równie głupi i nudny jak prawie wszystkie superbohaterskie filmy. Za to zdjęcia lepsze.