Matka Teresa od kotów (2010)

Reżyseria: Paweł Sala
Scenariusz:

Czy główny bohater, Artur potrafi ożywić kota? Czy, jak twierdzi jego młodszy brat Marcin, czyta w myślach? Czy rzeczywiście umie przewidzieć, co się za chwilę wydarzy? (ENH)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Film zrealizowany w identyczny sposób jak "5x2" Ozona, tylko tu obserwujemy przyczyny morderstwa, a nie upadku związku. Na pewno niejednoznaczny, nie pokazujący wszystkiego, każący widzowi samemu wypełnić celowo pozostawione luki w fabule. Fenomenalny Mateusz Kościukiewicz w roli przepełnionego kompleksami starszego brata.

Miałam również skojarzenie z "5x2", ale wydaje mi się że Ozon był bardziej błyskotliwy. Z drugiej strony we francuskim filmie chodziło o zaskoczenie widza konceptem a w polskim chyba bardziej o głębię psychologiczną.

Serce roście patrząc na to co się dzieje w polskiej kinematografii. Brawa dla reżysera, odtwórcy roli Artura i autora zdjęć do filmu.

To chyba jednak bardziej wypadek przy pracy niz ogony trend. Ciekawe kino, ale tez bez zachwytow. Zdecydowanie wolelbym zeby w Polsce narodzilo sie cos pokroju "Kuszenia swietego Tonu".

Chyba wiem co masz na myśli wspominając o Kuszeniu. Moze kiedys w polskim kinie pojawi sie ktos skory do eksperymentow..

Niestety, oglądając miałem wrażenie, że niedopowiedzeń w fabula jest więcej niż samej treści... Ja rozumiem, że miejsce na interpretacje dla widza jest ważne, ale co za dużo to niezdrowo...

Dosadny, bardzo interesujący obraz, nie podający wszystkiego na talerzu. Świetna rola Kościukiewicza. Oklaski.

Fantastycznie patologiczna rodzina. Rozmemłany tatuś, mamusia, którą bardziej obchodzą modlitwy i koty niż własne dzieci, bracia skazani na siebie, emocjonalnie kompletnie zaniedbani, porzuceni. Absolutnie nie dziwi rozwiązanie fabuły – to są zdarzenia z tzw. „dobrych domów”, w którymś momencie ktoś już nie wytrzymuje latami narastającego napięcia. Świetnie zagrany Artur, niezła muzyka i zdjęcia, ale irytująca chronologia, która sprawdza się w książce, ale nie w filmie.

Myślę, że przesadzasz z tą patologią. Jeśli chodzi o ojca to jest to człowiek zmęczony psychicznie przeżyciami wojennymi, rozmemłany jednocześnie też, ale nie znalazłem w nim jakiś szczególnych objawów patologii. To, że dał sobie wejść na głowę synowi nie świadczy o jego degradacji moralnej. Co do matki to mam odmienne zdanie. Uważam ją za dobrą kobietę ( własne dzieci obchodzą ją jak najbardziej, ale synowie po prostu nie dają jej szansy aby to pokazać, wykorzystując jej słabość i odrzucając ją na starcie ), którą dręczy psychicznie syn Artur i to on jest osobą winną większości problemów. Modlitwy są wyrazem bezsilności wobec syna, bo ona już naprawdę nie wie jak ma sobie z nim poradzić. Artur zadręcza psychicznie rodziców i przejął kontrolę nad bratem, który łyka wszystko co powie, nawet największą bzdurę jak przywracanie życia zmarłym za pomocą myśli. Synowie są ofiarami dzisiejszych czasów i żyją w wirtualnym świecie, wmawiając sobie, że są w grze komputerowej. Wierzą w magiczne pierścienie, na które zresztą wymuszają pieniądze od rodziców, którym brakuje przysłowiowych jaj aby powiedzieć, że postępują źle i czerpią z niewłaściwych wzorców.

Nie, moralnie, ojca moralnie się nie czepiam, ale za wychowywanie synów są odpowiedzialni obydwoje - jakich sobie wychowali, takich mają. Ale matka jest w tym patologiczna. I to aż do przesady IMHO. Reżyser jeszcze to podkreślał scenami, w których roztkliwia się nad kotami, zwłaszcza w tej, w której namawia starszego do empatii wobec kotki, którą znalazła na działkach. No szkoda wielka, że dla swoich synów tej empatii nie miała. Bo wychowywania się nie zaczyna, kiedy oni już mają po naście lat. To, jacy są dla niej teraz, jasno określa, jaka była dla nich, kiedy byli mali. Bo to wtedy się nad zaufaniem i miłością dziecka pracuje najmocniej. I widać to na przykładzie Jadzi - dla niej mamusia znalazła więcej czułości.

Pilotka ma rację - przed Arturem nie postawiono żadnej bariery. I myślę, że tak było od małego. Bo nawet jeśli był chory, to powinien był być doprowadzony do lekarza - i to też dużo wcześniej, nie teraz, kiedy już jest właściwie dorosły.

Mnie przeraża to, że nikt z dorosłych w tym domu nic nie robi. Bo oni nie weszli przecież w sytuację zastaną, oni sobie ją sami stworzyli, a w najlepszym razie - pozwolili na nią. A kiedy już było naprawdę źle, tatuś się wyprowadził, mamusia zajęła się kotami. I co, mieli nadzieję, że sytuacja sama się rozwiąże? Nie było, albo Sala nie pokazał, absolutnie żadnych prób rozwiązania problemu, choćby odwiedzenia ośrodka interwencji. Nic, absolutnie nic. TO jest patologia: zamieść pod dywan i udawać, że nic się nie dzieje.

A Sala tak naprawdę nie mówi, że matka nie żyje. Mało tego, jeśli zabił ją któryś z synów, to też nie wiemy który. To tylko sugestia policjanta na samym początku.

Najbardziej mnie przeraża, że tam tak naprawdę nie ma żadnej rodziny. Nie ma żadnej więzi. Tylko dwaj bracia jakąś mają. Kaleką, ale jakąś. Rodzice nawet w czasach sielanki nie zajmowali się dzieciakami, nawet na wspólnym wyjeździe nad wodę rodzice idą w krzaczki oddawać się.... no, sobie. ;P A dzieciaki same robią ognisko. Jedyne interakcje między rodzicami a dziećmi to strofowanie dzieci przez rodziców. Przynajmniej tak to Sala pokazał, nie wiemy, jak było naprawdę (bo to film inspirowany faktami). A dzieci psychicznie zaniedbane, pozbawione uwagi rodziców, często robią właśnie rzeczy złe i zaczynają być świadomie niegrzeczne, żeby w ten chociaż sposób zyskać uwagę rodziców. Bo lepsza taka uwaga niż żadna. I to właśnie bardziej chłopcy niż dziewczynki (Jadzia nic złego nie robi).

I takie rzeczy dzieją się właśnie w tzw. "normalnych rodzinach".

Moim zdaniem na zachowanie synów, mają wpływ poza wymienionych przez Ciebie czynnikami, także gry komputerowe. Już w pierwszej scenie mówią między sobą, że to przecież tylko gra. Mówią o tym kto z nich będzie anty, a kto terror w kontera i całe zarobione pieniądze w księgarni oczywiście wydają na wirtualne strzelanki. Celując w ojca laserem krzyczą: " uważaj snajper " no i cały czas mówią o postaci z gry dającej nieśmiertelność. Żyją w nierealnym świecie.

Scena gdy z szafy wylatuje głowa matki ewidentnie mówi, że ona nie żyje. To, że zabił któryś z synów jest pewne, bo widzimy jak stoją z zakrwawionym nożem w ręku i nie dopuszczają nikogo do pokoju.

Starszy mówi do młodszego. Ale to IMHO też z jego strony gra i żaden z nich przecież w to nie wierzy. Najłatwiej zrzucić wszystko na gry, to teraz modne. ;P Tymczasem sama byłam bachorem i z bratem graliśmy w gry polegające na tym, że trzeba było zabić jak najwięcej ludzików. Doskonale wiedzieliśmy, że to nie real life, a byliśmy młodsi od Marcina. I nie lataliśmy z nożami po ulicy mordując ludzi. ;P

Myślę, że mogą wierzyć ( np. znakomity film "Słoń" ). Nie chodzi tu o żadną modę. Teraz granie w gry jest zupełnie inną bajką niż kiedyś gdy było tylko zabawą. Bohaterowie filmu mówią np. o Counter strike (sam grałem często i gęsto), w którego organizowane są nawet mistrzostwa świata. Niektórzy tylko z samego grania w gry się utrzymują. Wystarczy posłuchać o czym rozmawiają przeciętni nastolatkowie w autobusie. Gry komputerowe bardzo się ostatnimi laty zmieniły. Są krwawe, bardziej realistyczne i uzależnionych jest coraz więcej osób. Granica między realem, a fikcją może się u niektórych zatrzeć i wtedy jest problem. W Chinach bogaci biznesmeni wynajmują osoby, aby w czasie gdy oni są w pracy grali za nich online i zbierali złoto, bo popadali w depresję, że nie mogą grać.

A teraz zwyczajni ludzie, tacy jak ja, wysyłają sms-a do znajomych, żeby się za nich zalogowali do farmville i zebrali kapustę, bo inaczej zwiędnie. ;P
Nie wierzę, że oni wierzą, że to gra, są na to za starzy!

Optymistka ;). Niestety nie każdy potrafi nie wierzyć, a wiek tu nie gra roli.

Hmm i zgadzam się z Tobą, Verdiano i nie zgadzam. Na pewno Artur od dzieciństwa nie był psychicznie chory. Był normalnym dzieckiem. Zresztą, jego domniemana choroba psychiczna to była tylko jedna z wielu sugestii, jako reakcja na coś niezrozumiałego. Nie możemy za nią rozliczać matki. Moim zdaniem matka nie była całkowicie wyzuta z uczuć, była to zagubiona kobieta, ale widać było, że przejmuje się ich losem, tylko była tak bezwolna, bezradna w tym wszystkim, że nie miała u chłopców żadnego posłuchu. Tę jej miękkość Artur znakomicie wykorzystywał. Przecież szukała sposobów, by sobie poradzić z tą sytuacją, nawet przyszła błagać ojca dzieci by powrócił, rozmawiała z psychologiem, modliła się, poszła nawet na pielgrzymkę, widać było, że ta cała sytuacja ją mocno przygniata. Poza tym bała się syna, bała się też bliskich z nim emocji. Była niedojrzała. Nie była obojętna zapatrzona tylko w koty, choć im w całym chaosie poświęcała najwięcej uczuć. Może była to jakaś forma odreagowania, potrzeby czułości? Nie brakło jej uczuć, tylko autorytetu. A kiedy nie ma autorytetu zaczynają liczyć się medialne bodźce. Kiedyś byli kochającą się rodziną, w ogóle nie zgadzam się z tym, że od początku było źle, dopiero po powrocie ojca z Afganistanu wszystko zaczęło się sypać. To, że się kochali na łonie natury nie oznacza przecież, że w ogóle nie zajmowali się dziećmi. Na wspólnej wycieczce widać kochającą się, szczęśliwą rodzinę. Zresztą, jak można własnej matce obciąć głowę, to jest patologia, Artur był zły, wciągnęło go to zło, sprawdzał jak daleko może się posunąć, jeśli w każdej rodzinie przy jej rozpadzie mielibyśmy takie sytuacje, to jaki byłby ten świat?

Każdy sobie tam dokoptuje co trzeba, ale właśnie na tym polega siła filmu Sali, że nie wskazuje on jednoznacznie przyczyny, tak celowo został skonstruowany ten film, jeśli z bliska przyjrzymy się jego strukturze. Inaczej Sala nakręciłby to w ten sposób, że inspirowani grami komputerowymi chłopcy odcinają matce głowę. I wszystko jasne.

Chodziła, rozmawiała, tylko co z tego wynikało? Nic. Bo nie rozmawiała ani o tym, o czym trzeba, ani z tymi, co trzeba.
Jeśli się przez całe życie ma dobry kontakt z dzieckiem, to się go nie traci ot tak, po jednym błędzie. Dla mnie jest jasne, że od początku musiała mieć zły kontakt z Arturem. Na autorytet też trzeba sobie zasłużyć, za friko i bez pracy nad sobą i dziećmi się go nie dostaje.

Nie próbuję zrzucić winy na matkę - ona nikogo jednak nie zabiła, więc na śmierć nie zasłużyła, ale rozumiem Artura aż za dobrze. Matka zrobiła wszystko, żeby doprowadzić go do takiego stanu, a on na koniec podjął taką a nie inną decyzję. Ja na to patrzyłam przez 1.5h i mamusia już zdążyła mnie do szału doprowadzić, a on to miał przez całe życie. Naprawdę nie wiem, jak mógł tak długo wytrzymać bez żadnej reakcji na jej zachowanie. Jak się to w sobie tłumi, to wcześniej czy później wyłazi. Mógł te emocje rozładować w boksie, mógł na terapii, albo zabijając mamusię. Sposób, który wybrał, też świadczy o nim.

(ps. czy Wy też dostajecie powiadomienia o postach w paru egzemplarzach?)

Dziwi mnie, że tak postrzegasz jego matkę. Ja mam o niej zupełnie odmienne zdanie i w żadnym wypadku nie doprowadzała mnie ona do szału. Współczułem jej, a tego zdania : 'Naprawdę nie wiem, jak mógł tak długo wytrzymać bez żadnej reakcji na jej zachowanie" po prostu nie rozumiem i nie wiem jak można bronić Artura.

Mnie dziwi, że Ciebie dziwi. ;)
Ten film to podręcznikowy przypadek. Właśnie takie matki najczęściej wychowują bandziorów, wcale nie alkoholiczki, narkomanki, złodziejki itp.

Zresztą jakkolwiek by tego nie interpretować - to do rodziców należy obowiązek wychowywania dzieci.

To była zwyczajna rodzina, są pewnie lepsze, są i gorsze. Artur wypróbowywał jak daleko może się posunąć. I ... nie postawiono przed nim żadnej bariery. Problem, ale i cała esencja tego filmu tkwi w tym, że Sala nie podaje na tacy przyczyn, daje luźne wskazówki, troszkę kpiąc z widza. Może przyczyną był wykończony psychicznie wojennym piekłem ojciec, może matka, która rzeczywiście najbardziej kochała koty, może gry komputerowe, może parapsychologia, może Artur był chory psychicznie, nie wiemy. Sala wie, że będziemy szukać tych przyczyn, zamiast zaakceptować, że zło się po prostu dzieje. Szukamy ich, bo bezpiecznie jest wierzyć, że zło musi mieć jakąś przyczynę. Wtedy można mu zapobiec. A tak pozostawia nas zupełnie bezbronnymi.

A ja myślę,że matka chłopca bała się cokolwiek zrobić nawet nie z powodu że bała się swojego starszego syna,który faktycznie nadawał się tylko do tego aby zrobić mu lobotmię mózgu,ale dlatego że gdyby próbowała go"prostować"to straciłaby całkowicie młodszego syna z którym i tak już kontakt był mocno ograniczony.Matki,owszem są od tego aby wychowywac swoje dzieci-ba,rodzice są od tego,ale jesli nie ma rodziców bo 1)ojciec zarabia na dom jak potrafi albo inaczej-w taki sposób w jaki się nauczył(ten akurat był w wojsku),2)matka w związku z tym że jednak ta kasa od ojca nie była imponująca podejmuje pracę,tutaj-agenta ubezpieczeniowego-niestety bardzo pochłaniająca czas.Uważam też,że ojciec dzieci też nie był do końca zdrowy psychicznie,albo miał z tym poważny problem więc cóż się dziwić,że synalek miał tendencje do szaleństwa.Rodzice niestety często nie widzą-lub nie chcą widzieć co robią ich pociechy.To nie była też rodzina patologiczna,to była rodzina której nikt nie powiedział MASZ PROBLEM-POMOGĘ CI.W dobie kiedy w szkole nawet nauczyciel jest dla dzieci wrogiem trudno o to żeby sam zechciał się zainteresować,a nawet jeśli to uczyni to znaczy że się uwziął nasze"maleństwo".Jeśli koś nie widział patologi to zapraszam na 4p bloku w którym mieszka moja mama.Tam w tej chwili mnoży się-tak, tak mnoży się-które to już?3 pokolenie.1-rodzice-prości ludzie nawet nie wiem czy potrafią dobrze czytać-niby wszystko ok ale był alkohol,awantrury,2- spłodzili 5 dzieci z czego TYLKO 1 wyszedł na ludzi i powiedział,że swoją rodziną nie chce mieć nic wspólnego-oczywiście jest on teraz najgorysz syn.Pozostałe pociechy-każde ma problemy z prawem włącznie z podejrzeniem o próbę zabójstwa.Te dzieci płodzą kolejne dzieci o twarzach niedorozwiniętych istot,a te zapewne jak dorosną spłodzą kolejne. To jest patologia,która rośnie prawie w tempie wykładniczym.

A jesli chodzi o film to uważam że nie był taki zły tylko nie bardzo rozumiem zabieg reżyserski który polegał na odróceniu wszystkich scen od "końca" do "początku". To mnie szczerze zirytowało.

W tym cofaniu się do szczęśliwego początku (jak w "Nieodwracalne") coś jednak się gubi z czasem. Nie do końca umiałem się skupić, film się trochę rozmywa. Niektóre postaci mają niewyraźny status. Dobre aktorstwo - okazuje się że Kościukiewicz to utalentowany gość, jeśli tylko nie szczerzy się non stop do kamery.

film o ucieczce od odpowiedzialności. O ucieczce w łatwe środki. O braku zainteresowania, neurozie. Film otwarty, zmusząjący do zastanowienia nad genezą zła wsród młodych ludzi. Nad genezą wyplywającą z sposobu wychowania.

Poważny temat i niepoważne motywacje. Pomysłowa konstrukcja fabuły, dobre zdjęcia i aktorstwo, ale scenariusz z psychologicznym ubytkiem. Niemniej, warto zobaczyć. Choćby dla Kościukiewicza.

Niezłe aktorstwo, historia straszna o tragicznym i szokującym końcu, a może początku(?). Finał histori pokazany na początku filmu nie wyjaśnia w jaki sposób doszło do tragedii.Cofanie się wstecz próbuje wyjaśnic genezę tragedii, jednak mnie to nie wiele wyjaśnia kto mógł zrobić coś tak strasznego bardziej się można tego domyśleć. Całkiem nieźle.

Nietutejszy
MRZVA
bartje
Szklanka1979
KornelNocon
HollyGolightly79
jakilcz
PrzemyslawLes
nevamarja
FoolCanBeKing