Miasto 44 (2014)

Reżyseria: Jan Komasa
Scenariusz:

Wysokobudżetowy film Jana Komasy, twórcy wielokrotnie nagrodzonego kinowego przeboju „Sala samobójców”. Zrealizowana z rozmachem uniwersalna opowieść o młodości, miłości, odwadze i poświęceniu, rozgrywająca się w czasie Powstania Warszawskiego, z efektami specjalnymi współpracownika Petera Jacksona i Christophera Nolana.

„Miasto 44” to projekt filmowy o niespotykanym w Polsce rozmachu scenograficznym, kostiumowym i wizualnym. Za efekty specjalne odpowiada hollywoodzki specjalista Richard Bain, który wcześniej współpracował z takimi wizjonerami kina, jak Christopher Nolan, Peter Jackson oraz Terry Gilliam i ma w dorobku efekty do światowych hitów, między innymi: „Casino Royale”, „Incepcji”, „King Konga” i „Nędzników”. Zdjęcia do filmu trwały równo 63 dni - tyle, ile Powstanie Warszawskie. Przez plan przewinęło ponad 3 000 statystów. Budową imponujących dekoracji zajęło się 10 odrębnych ekip, które do zainscenizowania zniszczonego miasta użyły 5 000 ton gruzu. Obsada została wybrana w serii ogólnopolskich castingów, w których wzięło udział ponad 7 000 osób. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Powracające pytanie o sens powstania w kontekście "Miasta 44" jest nie na miejscu. To kino nieskażone myślą, za to pełne innych atrakcji. scenografia i efekty specjalne imponują. Szkoda, że mnóstwo w tym niepotrzebnych scen w slow motion (w tym najbardziej kiczowata scena erotyczna dekady), a aktorstwo przywodzi na myśl takie produkcje jak "Kochaj i tańcz". Czułem dużo większy żal z powodu walących się kamienic niż z umierania tych androidów sterowanych przez Jana Komasę.

Faktycznie identyfikacja widza z bohaterami leży. Tzn owszem, identyfikowałam się z braciszkiem Stefana - dzieciak był bardzo naturalny i uroczy. No, ale szybko się skończyło.
Jakby miał wreszcie powstać ten polski film superbohaterski, to Komasa jest moim typem na reżysera! :)

Jeżeli miałbym szukać jakiejś postaci, z którą da się identyfikować to wybrałbym Biedronkę. Wielka w tym zasługa Zofii Wichłacz (nie jestem z tych co narzekają na nagrodzenie jej w Gdyni). To jedyna postać obdarzona szczątkami niezależności, działa, a nie tak jak pozostali jedynie daje się gdzieś zaciągnąć.

Muszę się tym podzielić, wczoraj mignął mi w TV jakiś test o polskim filmie, gdzie sam jedyny i niepowtarzalny Jerzy Gruza nazwał "Miasto 44" najlepszym filmem dekady.

Jak polubiłam Biedronkę od chwili, gdy cmoknęła w rękę jakiegoś faceta. :) Ale jej niezależność wydaje mi się nieco kontrowersyjna biorąc pod uwagę, że przy pierwsze okazji dezerteruje z wojska, żeby ratować swojego zombieboy. Poza tym cały czas gdzieś biegnie i nie ma kiedy dobrze jej poznać. Wiemy tylko, że jest dzielną blondynką z polskiego dworku. Mało.

Gruza może mało filmów ogląda. Ludzie z branży czasem tak mają. Wiem np., że Jesse Eisenberg nie ogląda prawie niczego i gdyby się go zapytać, pewnie też by podał coś kontrowersyjnego. :) Jakimś nie jestem znawcą polskiego kina, ale dla mnie w dekadzie to najlepszy był "Tatarak" albo "Róża", a jeśli chodzi o kino w ogóle, to boję się, że nic polskiego się nie załapie do pierwszej dziesiątki...

To o czym piszesz to i tak dużo więcej niż w przypadku innych postaci. Co np. wiemy o Kamie? To, że nie będzie wybranką serca, bo nie jest blondynką :D Sorry, ale donna angelicata trzyma się mocno w popkulturze i z blond imperatywem nie wygrasz.

Biedronka jest na tyle bystra by wiedzieć, że w tej grze nie chodzi o zwycięstwo a o zminimalizowanie strat i konsekwentnie próbuje tego dokonać. W gruncie rzeczy robi to samo co w oddziale, ale tam gdzie uważa to za ważniejsze. Na pewno to zły żołnierz, ale chyba dobry człowiek.

Jednak zdania "Najlepszy film dekady" z podpisem "Jerzy Gruza" dystrybutor nie chciałby na plakatach ;)

O Kamie wiemy mniej więcej tyle samo - nie pochodzi z dworku, jest bitna, zazdrosna, bezpruderyjna i ma większe poczucie obowiązku niż blondie. A, i woli spodnie. :)

Jak mówiłam, lubię Biedronkę. I jej pragmatyzm też lubię. Dlatego nie mam pojęcia, dlaczego jej los tak mnie nie przejął. Zamiast ryczeć jak bóbr, gdy biegła przez miasto z dzieckiem na rękach, westchnęłam tylko "no tak, scena z niemowlakiem".

Też nie mogę powiedzieć, że łzy roniłem, ale jest w Biedronce trochę życia, a reszta jest już i tak martwa, więc wszystko mi było jedno.

Porażające. Ciężko się odezwać po seansie.

Miałam to samo. Wyszłam z kina w jakimś kokonie milczenia i wkurzałam się, że ktoś coś do mnie mówi.
Rozumiem, że tak właśnie miało to działać, tak miało trafić do młodych, którzy patriotyczne kwestie mają daleko poza polem świadomości. Przyznaję prawo rezyserowi do przedstawienia tej akurat, a nie innej powstańczej perspektywy, przy pomocy takich, a nie innych środków. Mnie się podobało, ale też nie wkładałam sobie tego filmu w żadne pudełeczko kategorii, i okazuje się, że dobrze...

Komasa trochę miejscami przedobrzył, ale wstydu nie ma, produkcja na poziomie światowym. W sumie - ku własnemu zaskoczeniu - jestem na tak.

Ten film nie ma pomysłu scenariuszowego. Są za to inne pomysły to kilkanaście luźnych teledysków w jednym filmie. Brakło mi prawdziwej historii i prawdziwej historii.

psokol
asthmar
ala2004
NikoPL
jakubkonrad
Nietutejszy
MRZVA
mozga01
Folciuu
dvdmaniak