Czyngis-Chan (2007)

Mongol
Reżyseria: Sergey Bodrov

Czyngis-Chan z początku będący niewolnikiem, cierpiącym głód i upokorzenie, dzięki swojej sile, wytrwałości i inteligencji, staje na czele nowego imperium. Zawsze u jego boku znajduje się jego wierna żona, Borte, gotowa nieść pomoc nawet w najgorszej sytuacji. Jest to opowieść o młodzieńczych latach Czyngis-Chana - o tym jak powstał z niewoli, aby stać się potężnym władcą wszystkich Mongołów.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Ladnie zrealizowany, dobrze ogladajacy sie film z gatunku wybielonych portretow bohaterow narodow. Trzyma w napieciu, ma klimat, ale drazni pobieznoscia I ignorowaniem faktow. W sumie jednak pozytyw. Takie "Ogniem I mieczem" zrobione dobrze.

Film obejrzałem przez zupełny przypadek, skacząc po kanałach tv. Po tytule spodziewałem się "filmu wojennego". Scen bitewnych itp itd Nic bardziej mylnego. Bitwy są chyba ze dwie ale ich tempo jest nieśpieszne. Cały film jest taki sam. Bez pośpiechu pokazuje jak dochodzi się do władzy nie tyle dziką siłą co inteligencją, uporem i wytrwałością. Temudżin nie chciał ugiąć karku więc nie zostało mu nic innego jak zostać władcą.

Oczywiście film mocno gloryfikuje Dżyngis-hana (m.in. przemilcza jego setki kochanek opierając scenariusz na wątku prawie platonicznej miłości do żony), ale ogląda się naprawdę dobrze, szczególnie że o tych czasach i tych rejonach niewiele powstało filmów, głównie zapewne ze względu na fatalną gospodarczą sytuację Mongolii.

O tej gloryfikacji chciałem napisać. Naprawdę! Tylko mi się limit znaków skończył a chyba każdy bierze jakąś tam poprawkę na to, że jest to film mongolski o mongolskim władcy (i to nie byle jakim władcy). Zresztą przezornie film opowiada bardziej o zjednoczeniu Mongołów a nie o podbijaniu świata (jest tylko krótka wzmianka historyczna na końcu). Zaskoczył mnie nie tyle samym wybielaniem czy selektywnym widzeniem rzeczywistości co sposobem opowiedzenia (nie znanej mi) historii jednego z "Władców Wszechświata" =o) Podobało mi się również tempo filmu. Zdjęcia na pewno mogłyby być lepsze (aż się prosiło o zapierające dech w piersiach pejzaże).

Michuk, w gwoli ścisłości, film jest z Kazachstanu. Z gospodarką tam znacznie lepiej.

Tak, wiem o tym. Nazwisko reżysera (Bodrow) jakoś mało po mongolsku brzmiało :)
Co nie zmienia przesłania mojego komentarza -- jeśli Mongolia byłaby dziś bogatym krajem, filmów o tym panu i tamtych czasach byłoby zapewne tyle ile w Stanach o Dzikim Zachodzie.

"Komu w drogę, Temudźin" - taka się wynudziłem, źe jednocześnie z oglądaniem filmu czytałem ksiąźkę i układałem kuplety.

Film z serii co legenda robiła jako dziecko.

Wysoka ocena jak na tak przewidywalny i jednostronny film. Oglądał mi się wprawdzie nieźle, ale do prawdy historycznej ma się mniej więcej tak jak Robin Hood Ridleya Scotta.

Oglądałam do dwa lata temu i pamiętam, że byłam zadowolona. Ale 8 to może faktycznie przesada...

jakilcz
PedroPT
korba
makropl
annemily
jango
Ambrotos
rosemary83
jjj
jjj
ploki