Gdy wydawało się, że Tsai Ming-liang osiągnął już w swoim kinie granice minimalizmu, reżyser poszedł o krok dalej: ustawił nieruchomo kamerę i zarejestrował swoją rozmowę (a właściwie monolog) z ulubionym aktorem Lee Kang-shengiem. Rozmowę, której przedmiotu Panowie nawet nie uzgodnili, rozmowę nieco chaotyczną i pełną powtórzeń, choć bez wątpienia rozmowę szczerą: o ich dziwnym związku, o kinie, które tworzą i o śmierci, której Tsai boi się coraz bardziej. Zaskakująco dobrze się to ogląda, ale sądzę, że film jest w stanie zaciekawić jedynie fanów reżysera. Dla reszty będzie to po prostu średnio interesująca, przydługa pogaduszka na tle pięknego pejzażu.

psubrat
3um
3um
doktorpueblo