Palindromy (2004)

Palindromes
Reżyseria: Todd Solondz

Aviva już jako mała dziewczynka marzyła o gromadce dzieci. Kiedy mając 12 lat zachodzi w ciążę, rodzice są zrozpaczeni. Każą jej usunąć niechciane dziecko. Po zabiegu, na który dziewczyna nie chciała się zgodzić, wszystko wydaje się wracać do normy. Aviva jednak ucieka i przyłącza się do rodziny, która jest opętana wiarą w Jezusa i bardzo radykalnie walczy o życie nienarodzonych dzieci.

Obsada:

Pełna obsada

Mroczny, niepokojący dramat o niechcianych dzieciach i aborcji ( w dużym skrócie ). Jakze inny film od choćby Juno...

Byłby świetny film, gdyby nie przekombinowanie z Avivą graną przez 8 aktorów i aktorek. To naprawdę gruba przesada.

Faktycznie, męczące to było. Aczkolwiek różnorodność tych postaci fajnie się odciska w głowie, ale nie jako film, historia, tylko taka figura jakaś alegoryczna. Sam film chyba jednak nie jest dla mnie zbyt interesujący, niezależnie od tego eksperymentu.

Ten eksperyment IMHO położył film. Mogło być dobre psychologiczne kino.

Genialny! Z takim wdziękiem rechotać z tego, co zwykliśmy nazywać dobrem. To pierwszy film Solondza, który obejrzałem i będę się zaczajał na następne. Najlepsze są tagi: dramat i komedia w jednym.

Solondz w charakterystycznym sobie stylu o ludzkiej moralności i jej hipokryzji. Jak zwykle odważnie. Jak zwykle posuwając się daleko. Trudno ten film polubić, jeszcze trudniej przejść obok niego obojętnie.

Ile wcieleń może mieć jedna dziewczynka? Czy ta dziewczynka widzi siebie samą w tak różnych ciałach? Imię Aviva to palindrom, czyli słowo, które czytane wspak nadal ma to samo brzmienie. Zabieg wprowadzenia tak wielu aktorek w jednej roli uważam za całkiem zrozumiały, a jednocześnie prosty w swym założeniu. Los Avivy mógł przydarzyć się każdej dwunastoletniej dziewczynce. Każda z nich mogła mieć swoje nietypowe marzenie o dziecku. Mogą mieć podobne pragnienia i myśli. Ale każda z nich jest jednocześnie unikalna. I tutaj chodzi właśnie o uchwycenie tej wyjątkowości. Mimo zbieżnych celów, człowiek jest jednostkowy w swoim istnieniu. Film mówi o wielokrotności i powtarzalności zdarzeń, ale o różnorodności ludzkiej. Nie rozstrzyga moralnie czy legalizacja aborcji jest słuszna, ale zaznacza, że po rezygnacji z tego życia, straciło się możliwość poznania nowej istoty. Wielość indywiduum w domu wierzącej rodziny, obrazuje szanse i zagrożenia jakie niesie ze sobą kolejna osobowość ludzka.

Sama nie wiem jak ocenić ten film. Nie podobał mi się, Todd Solondz jest reprezentantem zupełnie obcej mi wrażliwości, jednak nie mogę powiedzieć, że film pozbawiony jest wartości i nie podejmuje ważnych problemów. Zbyt dużo rażących udziwnień i niezrozumiałej dla mnie ironii.

Nie skreślaj go na podstawie jednego filmu; mi się "Palindromy" też nie bardzo podobały, ale już "Happiness" bardzo. Daj Solondzowi drugą szansę :)

bartje
nevamarja
psubrat
JoannaChmiel
Skyscore
jozeflorski
fammko
wojtekacz
idefiks
PawelKanski