Peryferie (2010)
Odsiadująca wyrok więzienia, buntownicza i autodestrukcyjna Matilda wychodzi na 24-godzinną przepustkę, aby pojechać na pogrzeb matki. Nie chcąc wracać do więzienia planuje ucieczkę z kraju. Ale zanim dzień dobiegnie końca, Matylda musi się zmierzyć z kłopotliwą przeszłością. Odwiedza rodzinę, ale brat, któremu stała się obca, odmawia pomocy, a bratowa chętnie wyrzuciłaby ją z domu. Matylda nie ustępuje... (WFF)
Obsada:
- Ana Ularu Matilda
- Mimi Branescu Paul
- Andi Vasluianu Andrei
- Ioana Flora Lavinia
- Timotei Duma Toma
- Ingrid Bisu Selena
- Marius Chivu Sofer taxi
- Andrei Gheorghe Cosmin
- Cristian Gras Matei
- Damian Oancea Domnul Cezar
- Cristian Olescher Daniel
- Ioan Popescu Preot
- Teodor Ratescu Luca
- Oana Rusu Functionar inchisoare
- Ion Sapdaru Virgil
Zwiastun:
Wyróżniona recenzja:
Prosta historia. Zbyt prosta.
Kiedy pojawiły się końcowe napisy poczułem, że na twarzy wyświetla mi się olbrzymi znak zapytania. O ile przez większą część filmu śledziłem losy bohaterki z zainteresowaniem, ze współczuciem, z odrobiną tylko odrazy, o tyle pod koniec czułem, że nasze drogi pewnie nagle się rozejdą. I tak się stało. Pamiętam, że Kurt Vonnegut przeprowadzał kiedyś "wykresową" analizę dzieł literackich, która w ...
Prosta, bezpośrednia opowieść o dniu z życia kobiety, której życie nie oszczędziło. Tak prosta i bezpośrednia, że wręcz pozbawiona narracyjno-fabularnego komentarza. Chyba tylko taki, że jak raz wpadniesz w kłopoty, to już nic i nikt ci nie pomoże... Natomiast estetyka i rumuńskie "okoliczności" miejsko-wiejskie ładnie zrealizowane. Mimo wszystko nie polecam.
A ja polecam, choć liczbowo oceniam podobnie (u mnie 6 oznacza jednakże dobry film). Peryferie to kwintesencja rumuńskiego realizmu, film z pełnokrwistą, wyrazistą bohaterką, która ponosi porażki w kontaktach z mężczyznami swojego życia, a jednak poddaje się (niemniej też nie tak do końca) dopiero, gdy poniesie zawód najbardziej bolesny. Polskie kino jeszcze długo nie będzie tak seryjnie tworzyć dobrych filmów, jak ostatnimi laty robią to w Rumunii.
U mnie 6 również oznacza dobry film. Bo to dobry film. Zrealizowany bardzo dobrze, zagrany świetnie. Fabuła niebanalna i konsekwentnie poprowadzona. Formalnie dobrze ujęta. Ciekawym "bohaterem" jest czas w tej historii. Doskonale wyczuwa się jak cenny potrafi być każdy moment i jak krótki jest dzień. Ale trochę to wszystko jest nudne i bez wyrazu.
[moja def 6: DOBRY: Dobry film, można obejrzeć. Lepiej niż przeciętny. Lepszy film telewizyjny. Raczej nie do polecania, chyba że ktoś szuka w konkretnym temacie.]