Rock'N'Rolla (2008)

RocknRolla
Reżyseria: Guy Ritchie
Scenariusz:

Kiedy rosyjski gangster zamyka szemraną transakcję sprzedaży ziemi w Londynie pojawiają się miliony dolarów, a wszyscy kryminaliści zaczynają snuć plany przejęcia pieniędzy. Każdy, od groźnego króla podziemia po seksowną księgową i od skorumpowanego polityka po żałosnych drobnych złodziejaszków, stara się, sam albo w porozumieniu ze wspólnikami, położyć rękę na pieniądzach i pokrzyżować plany konkurentom.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Nie dorównuje "Lock, stock..." i "Snatch", ale nie brakuje mu do tego aż tak dużo. Guy Ritchie znowu robi to za co go wszyscy polubili i czego powinien się trzymać.

Nie ta liga co "Lock, Stock..." i nie wyróżnia się specjalnie z bandy brytyjskich filmów gangsterskich, lecz jest to właśnie ta mieszanka humoru, przemocy, twardzielstwa i głupoty, które wszycy tak lubią.

Naprawdę mocna produkcja. Ciężko mi być obiektywnym, bo wszystkie produkcje tego reżysera łykam bez popitki. Aha... "Archie and Johnny will return in 'The True RocknRolla'"

Sensacja pozbawiona innych walorów poza sensacją to najnudniejszy rodzaj filmów. Ciekawe, kiedy dojdę do wniosków, żeby przestać się tym katować i obejrzeć coś ciekawego. :P

Zakręcony film, ale potrafi wciągnąć, jeżeli nie zrazimy się z początku, gdzie wszystko wgląda na jeden wielki chaos.

Guy Ritchie wraca do korzeni i jest to powrót udany. Znów mamy szybką akcję, wiele splatających się, prowadzących do zaskakującego finału wątków, gangsterów, przemoc i narkotyki. Niestety humoru nie ma tak wiele jak w dwóch pierwszych filmach tego reżysera, dlatego tylko 7.

Bezcenna czołówka, paleta akcentów i jędrne dialogi. Również jeden z tych filmów, w których Mark Strong gra jak należy. Niestety sporo słabości w porównaniu do "Przekrętu" - mniej zgrabnie wymierzone tempo, mniej wyrazista galeria postaci, scenariusz napisany z mniejszą werwą. Stąd i współczynnik kultowości dużo niższy. Warto, ale bez szału.

Dokładnie tak. Gdybym wcześniej nie widział "Lock stock..." i "Snatch" to uznałbym "Rock'n'Rolla" za bardzo dobry, ale Ritchie sam sobie za wysoko postawił poprzeczkę ;)

Na pewno gdyby nie było tych dwóch, moja ocena dla RocknRolla powędrowałaby w górę, ale chyba nie jakoś niebotycznie. Chwilami wkradało się coś, co już-już miało stać się nudą, a takich wrażeń nie lubię.

Gdyby nie Mark Strong to film byłby przeciętny. Ratuje film w podobnym stopniu co Cruz Vicky Cristinę Barcelonę.

Pomimo że bardzo lubię Stronga, to w "RockNRolla" najbardziej podobały mi się dialogi. Są tak testosteronowe, w tak niewymuszony sposób wulgarne, że aż ogromnie zabawne. Nie ma co prawda jakichś klasyków, które się potem cytuje, ale całokształt zapamiętałam bardzo pozytywnie.

BlonD1E
sanchitabrol
bartje
Fi5heR
Szklanka1979
liongotie
MureQ
asia1298
angela2700
targos21