Gorączka sobotniej nocy (1977)
Saturday Night Fever
Reżyseria:
John Badham
Tony jest sprzedawcą w sklepie z farbami na Brooklynie, ale nocą przemienia się w niekwestionowanego króla tanecznego parkietu. Każdej soboty zakłada koszulę z wykładanym kołnierzem, szerokie spodnie, buty na koturnie i rusza do jedynego miejsca, w którym nie jest traktowany jak biały śmieć, ale jak bóstwo. Jednak w tle, gdzieś w ciemnościach nocy, z dala od dyskotekowych świateł i błyszczących kul, rozgrywa się dramat miłosnych zawodów, rozczarowania i przemocy.
Obsada:
- John Travolta Tony Manero
- Karen Lynn Gorney Stephanie Mangano
- Barry Miller Bobby C.
- Joseph Cali Joey
- Paul Pape Double J.
- Donna Pescow Annette
- Bruce Ornstein Gus
- Julie Bovasso Flo Manero
- Martin Shakar Frank Manero Jr.
- Sam Coppola Dan Fusco
- Nina Hansen Grandmother
- Lisa Peluso Linda Manero
- Denny Dillon Doreen
- Bert Michaels Pete
- Robert Costanzo Paint Store Customer
- Robert Weil Becker
- Shelly Batt Girl in Disco
- Fran Drescher Connie
- Donald Gantry Jay Langhart
- Murray Moston Haberdashery Salesman
- William Andrews Detektyw
- Ann Travolta Pizza Girl
- Helen Travolta Lady in paint store
- Ellen March Barman
- Monti Rock III The Deejay
- Val Bisoglio Frank Manero Sr.
- Roy Cheverie The Wrong Partner
- Adrienne King Tancerz
- Alberto Vazquez Gang Member
Rewelacyjny Travolta w kultowym filmie o młodzieży ery disco. Do tego muzyka Bee Gees. Polecam.
Po seansie wskakujesz w dzwony i śmigasz na parkiet bez gadania
Przed obejrzeniem nie czytałam wiele o tym filmie. Znając pochodzące z niego przeboje i ogólną tematykę (taniec), spodziewałam się lekkiego filmu muzycznego. Tymczasem okazało się, że to kawał ciężkiego, szarpiącego psychikę kina obyczajowego. Bardzo dobry film.
Podejrzewam, że po jakimś czasie jedyne wspomnienie jakie pozostaje z "Gorączki sobotniej nocy" to John Travolta w dzwonach, jednak w tej produkcji jest coś więcej. Bynajmniej nie chodzi mi o muzykę Bee Gees i wątpliwej urody zdjęcia (mamy do czynienia z Bursztynową Komnatą weselnych kamerzystów), a o fakt, że spod tanecznego love story wyziera dramat społeczny. Wszyscy bohaterowie są w jakiś sposób przegrani, złamani, albo niedopasowani, taniec nie jest dla nich ratunkiem, a co najwyżej kolejną używką. Na tle współczesnych filmów tanecznych wypada jednoznacznie pozytywnie, dlatego że ciężar obrazu lokuje się w historii, a nie efekciarskich występach.