Brzmienie hałasu | Nieściszalni (2010)

Sound of Noise

Policjant Amadeus Warnebring pochodzi z uzdolnionej muzycznie rodziny, a wśród przodków ma cały szereg sławnych muzyków. On sam jednak nienawidzi muzyki. (WFF)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Hm. Dziwny film, jakby nakręcony wyłącznie dla scen muzycznych, ale one wynagradzają wszystko inne, np. prawie całkowity brak fabuły i puste postacie. :)

pierwotnie była to krótkometrażówka więc z czegoś trzeba było ulepić te 1,5h ;-)

Kapitalny pomysł i sporo błyskotliwego humoru, choć fragmentami scenariusz nie obył się bez mielizn, a realizacja momentami była zbyt nijaka. Tak czy inaczej kawał dobrej zabawy.

czemu to sie wszystkim podobalo a mnie nie? :-/

Film, koncert i happening w jednym - świetne doznania muzyczne i mnóstwo śmiechu. Pozycja obowiązkowa!

Taki lżejszy, bardziej ciepły i fantastyczny Fight Club. oczywiście, świetna muzyka.

Brzmienie hałasu to najlepszy film, który widziałem na WFF 2010. Pozytywny, śmieszny, inspirujący. Cała sala klaskała przy napisach końcowych. To tyle.

Uroczy, zabawny film. Wyraźnie nakręcono go dla niesamowitych scen muzycznych, na szczęście pomyślano również o dodaniu do nich jakiejś fajnej historii. Stąd sympatyczny główny bohater, nieśmiały wątek miłosny i różne inne rzeczy, które umilają czas między jednym występem perkusistów a drugim. Warto.

Gdy wyszedłem z seansu na WFF pomyślałem tylko: "Ja chcę jeszcze raz!". Sześcioro perkusistów bierze odwet na tragicznej "muzyce" naszych czasów, zamieniając się w terrorystów wprowadzających muzyczny chaos w kolejnych częściach miasta. Grają więc na czym się da i gdzie się da, a ich występy wgniatają w fotel. Śledztwem zajmuje się obsesyjnie nienawidzący muzyki policjant o imieniu Amadeusz. Jest oryginalnie, wspaniale dźwiękowo, śmiesznie i zupełnie absurdalnie, co w ogóle nie psuje zabawy.

miałem to szczęście, oddając swój głos przyczynić się do zdobycia przez ten film nagrody publiczności na wff

dobrze. ale o co chodzi - Helikopter-Streichquartett?

Bezpretensjonalny i bardzo zabawny. Aż chce się zostać perkusitą!

"To mogli wymyśleć tylko naukowcy z Czech" - to cytat, który oddaje styl filmu. Publiczność WFF jak zwykle nie zawodzi. Wszystkie filmy wyróżnione tam nagrodą publiczności należą do moich ulubionych.

Wszystko mi się w tym filmie podobało: absurdalny pomysł, genialny pastisz filmów sensacyjnych, muzyczna anarchia. No i co najważniejsze, tak po prostu, dawno się na żadnym filmie tak świetnie nie bawiłem.

Niesamowity koncept i jednocześnie koncert muzycznego wandalizmu. Artyści-perkusiści wściekli na rzeczywistość plastikowej, płaskiej muzyki, postanawiają atakować miasto własną twórczością. Ale nie taszczą ze sobą swoich ciężkich bębnów - swoje poczucie rytmu i smaku udowadniają za pomocą przedmiotów codziennego użytku - rur, puszek, klawiatur czy nawet koparek i młotów pneumatycznych. Ludzie są zszokowani i jak to artystów - nie rozumieją tego zjawiska. Przeciwstawić się im ma władza, czyli policjant - Amadeus. Nieszczęśnik ten, wychowany w rodzinie wybitnych muzyków, sam nie potrafi grać i nienawidzi muzyki. Jedyne co wychwytuje z muzycznego jazgotu to stukot metronomu. Muzyka wandalów ma dla niego ciekawy wpływ - nie słyszy on żadnego dźwięku przedmiotu, który został użyty przez muzyków, nawet mowy ludzkiej, jeśli "grali" na człowieku. Po cichu dopinguje ich, bo rezultatem ich czynów jest ukochana przez niego cisza. Film o tym, że każdy inaczej odbiera muzykę, a raczej dźwięki.

Absurdalna anarchia (a?)muzyczna. No, to podsumowaliśmy film w trzech słowach. Jest śmiesznie, abstrakcyjnie i diablo pomysłowo. Zaczyna się porywająco, szaleństwo rozkręca się przy drugim utworze... a potem niestety trochę siada i już do końca film nie odzyskuje tempa (nie tylko muzycznego) z początku. Zwłaszcza że nawet sceny/utwory muzyczne, zamiast podążać od przystawki do wybornego dania głównego, przyjęły raczej odwrotną kolejność - to, co najlepsze, słyszymy i oglądamy w pierwszych dwóch odsłonach, a ostatnia okazuje się najmniej ciekawa. Jednak mimo nierównego poziomu fabularnego i muzycznego jest to fajny, bezpretensjonalny pastisz kina kryminalnego, a także eksperyment filmowo-dźwiękowy, który warto zaliczyć. W końcu móc powiedzieć: "Oglądałem szwedzki film, w którym sześcioro muzyków gra na mieście" - to dopiero szpan. A i zabawy niemało.

Chyba jednak jestem pozbawiony poczucia humoru. Obejrzałem i nie żałuję, ale zachwytów nie rozumiem. Pomysł absurdalny, pierwsze numery muzyczne bardzo fajne, co z tego skoro całość nie zachwyca. "Brzmienie hałasu" jest po prostu nijakie, ani bardzo śmieszne, ani wyjątkowo odjechane, zaś fabuła została byle jak doklejona do muzyki, co nie wyszło filmowi na dobre. Wiele hałasu o nic.

Po prostu film nie trafił w Twoje poczucie humoru (sytuacja podobna do tej z Cohenem). Gdyby trafił, byłbyś nim zachwycony. :)

Sory, Dabal dał jeden.

To mnie akurat nie dziwi, skoro "Dyktatorowi" dał 10. Zupełnie różne typy poczucia humoru.

Farary
bartje
falkenberg
Ambrotos
Lamia
arcticconnie
mistermaddog
ola_ku
antblant
jacobpajev