Autor widmo (2009)

The Ghost Writer
Reżyseria: Roman Polański

Bohaterem filmu jest "Ghostwriter" - pisarz, który za pieniądze tworzy dla innych, oddając prawa do swego dzieła. Zostaje zaangażowany do napisania wspomnień w imieniu byłego premiera Wielkiej Brytanii. Jednak wydaje się, że projektowi od początku towarzyszy zła passa. Poprzednik pisarza zginął bowiem w wypadku w tajemniczych okolicznościach. Również „The Ghost” w trakcie prac nad książką odkrywa sekrety, przez które znajduje się w śmiertelnym zagrożeniu. Opowieść o zdradzie oraz o tym, że nikt i nic nie jest tym, na co wygląda. Odkrywanie przeszłości niesie ze sobą wielkie niebezpieczeństwo, a historię tworzą ci, którzy przeżyją. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Nieco staromodny thriller political - miejmy nadzieję - fiction. Fabuła, gdyby nie to, że jest tak mocno aluzyjna, byłaby mało oryginalna, ale to już wina Harrisa. Na szczęście historię przedstawiono zgrabnie, z wdziękiem, dowcipem i dystansem, nie zaniedbując budowania napięcia. Dobra rola McGregora, nienaganne zdjęcia i wspaniała scena na zakończenie. Bez standing ovation, ale na tak.

Szkoda, że jednak nie dorasta do najlepszych dzieł R.P. - liczyłem prawdę mówiąc na wiele, nie wiem w sumie czemu. Ale miło, że to dobry film, na pewno obejrzę jak będzie tylko okazja. No i oczywiście czekam na notkę niecierpliwie.

Doskonały klimat: fantastyczne surowe wnętrza, zmysłowe, ciekawie kadrowane zdjęcia i budująca nastrój muzyka. Świetny Ewan McGregor i trzymający w napięciu scenariusz. Minus za nachalny product placement BMW i nieświeżą mantrę "Blair, Bush, CIA i Blackwater są be" (może i są be, ale ile można).

Chodzą słuchy, że ta firma związana z obronnością to codename dla Halliburton, ale może Blackwater też się nadaje ;)

Zgadam się w 100% co do minusów. Jak dla mnie to fantastyczny materiał na pokaz do szkoły filmowej, gdzie można analizować wpływ poszczególnych elementów na ostateczny efekt.

Wyborny thriller, którym należy się delektować jak najlepszym winem. Świetne zdjęcia i jeszcze lepszy sposób prowadzenia narracji. Multum ciekawych postaci i smaczków realizacyjnych. Tak klimatycznego tytułu w tym gatunku dawno nie widziałem. Zachwyca.

Trochę jednak rozczarowanie - może ze względu na płynące zewsząd zachwyty. "Ghost Writerowi" nie można odmówić rasowości, ani (absolutnie!) klimatu, a Polański zrobił wiele, aby wyciągnąć całość na wyższą półkę, niż teoretycznie pozwala na to materiał źródłowy... Ale właśnie: materiał. Książki nie znam, lecz przeczytałem wystarczająco dużo thrillerów, aby w fabule dostrzegać zbyt wiele kliszowych rozwiązań, zbyt wiele... no, jednak mielizn. Ale z drugiej strony Polański sam sobie wybrał tekst.

Miałam to samo wrażenie i oceniłam podobnie. Podobno Polański początkowo planował ekranizować inną książkę Harrisa, "Pompeje" - co prawda nie wiem, czy jest warta coś więcej.

Bo to jest tak: mam wrażenie, że Polański trochę chciał zrobić takie swoje nowe "Chinatown" - finał nawet mocno się może kojarzyć w pewnym sensie - ale jednak trochę to jest nalewanie z pustego. Osobliwa sprawa jest nawet na poziomie samej thrillerowości: Polański buduje napięcie warsztatem, fotografią, muzyką, scenografią, nawet częściowo aktorstwem... ale warstwa fabularna zbyt wiele tego napięcia, szczerze mówiąc, nie oferuje. Stąd dziwią mnie trochę aż tak entuzjastyczne głosy niektórych - nie odmawiając "Ghost Writerowi" tego, że dobrze się to ogląda. Niemniej jeśli chodzi o najnowsze, zrobione po staroszkolnemu thrillery z pesymistyczną puentą, moim zdaniem wygrywa Tykwer ze swoim "The International". Przy czym tam oczywiście jest szczypta akcji, a u Polańskiego to ciągle, panie, gadają ;)

Gadają, to dobrze, bo dialogi są fajne, niezależnie od tego, kto je napisał :) Oceny mogły trochę podskoczyć dzięki politycznym aluzjom i atmosferze skandalu. "Aresztowany reżyser tworzący nowe arcydzieło" brzmi w gazecie zdecydowanie lepiej niż "aresztowany reżyser tworzący dobry film".
Nie załapałam się na "The International" w kinie, muszę zobaczyć.

Czy Ghost Writer dorównuje Chinatown? Zbyt dawno oglądałem ten ostatni, no i nigdy nie będzie miał już możliwości zaskoczenia mnie fabułą, bym mógł rzetelnie odpowiedzieć na to pytanie. Niech więc fakt, że pytanie takie nie jest bezzasadne świadczy o poziomie najnowszego dzieła Polańskiego, a porównanie napisze jakiś inny filmaster - będzie o tyle ciekawe, że na prawdę wiele łączy te filmy. Na razie daję 8, choć z powyższego powodu flirtowałem z myślą o 9.

Film najwyższej klasy.

No właśnie aż zagooglałem The Ghost Writer + Chinatown i nie wygląda na to, by nowego Polańskiego porównywano z klasykiem - aż dziwne.

To z pewnością będzie też klasyk. Inny niż Chinatown, ale nie znaczy że gorszy.

Hmm... Ghost Writera nie widziałem i na podstawie większości recenzji, które czytałem, wyrobiłem sobie zdanie (być może błędne), że to pierwszorzędny film drugorzędny. Obejrzę oczywiście chętnie, ale chyba poczekam na dvd.

Natomiast Chinatown widziałem niedawno (ponownie) i jest to absolutne arcydzieło. Mistrzowsko poprowadzona intryga, z nieoczekiwanymi zwrotami akcji i grą z widzem, genialną grą aktorską, w tym również postaci drugiego planu (John Huston!) i fantastycznym, mrocznym zakończeniem (o które Polański pokłócił się z Townem i napisał sam, bo tamten chciał więcej optymizmu). Polański sam w wywiadach twierdził, że w obecnych czasach takiego (tak mrocznego) filmu już by mu nie pozwolono zrobić.

Z tych wszystkich powodów powątpiewam, żeby "Ghost Writer" mógł się równać "Chinatown" choć oczywiście bardzo bardzo chciałbym się mylić.

Co dokładnie rozumiesz pod pojęciem "film drugorzędny"? Mam wrażenie, że jesteś niesprawiedliwy i chcę okazać dezaprobatę, ale wolałabym mieć jasność sytuacji.

Zabawne, bo użyłem tego sformułowanie m.in. na podstawie Twojej notki :P Ja filmu nie widziałem, więc żadnej osobiście wyrobionej opinii nie mam. A przez "pierwszorzędny film drugorzędny" rozumiałem, że świetne rzemiosło, ale nie film, który jest jakąś nową jakością, poszerzającą horyzonty kina. Przy czym, jak mówię, to tylko mój (daj Bóg niesłuszny) domysł.

A takie "Żądło" to jest jakaś nowa jakość? Albo "Kotka na rozgrzanym blaszanym dachu"? Jeśli pierwszorzędne filmy to tylko te, który poszerzają horyzonty, to takich jest w sumie garstka.

Potarmosiłam w notce "Autora" za kliszową fabułę, ale to chyba jedyna wada tego filmu. Niestety kluczowa, więc dałam tylko 7.

Jest taka scena na plaży gdy Ghostwriter odbywa po raz pierwszy pogawędkę z Amelią. Kamera nie podąża za tą dwójką na pierwszym planie, ale skupia się na ochroniarzu na drugim planie, który idzie z tyłu między nimi. Chyba pierwszy raz spotkałem się z takim rozwiązaniem realizacyjnym. Albo rewelacyjne ujęcie przekazywania informacji na kartce z ręki do ręki. Takie elementy wzbogacają kino.

Nie, to pierwszorzędny film pierwszorzędny, a wyprawa do kina jak najbardziej wskazana.

A ja widziałam oba i potwierdzam, że "Chinatown" obroniło w mojej prywatnej klasyfikacji złoty medal a "Ghost Writer" znajduje się poza klasyfikacją medalową.

Film zrealizowany świetnie. Trzyma w napięciu od początku, do samego końca. Niesamowity jest tez klimat filmu i małe humorystyczne smaczki umiejętnie wpisane w historię. Gra McGregora na najwyższym poziomie, tak jak i muzyka.
Jednak czy poza byciem wzorcowo zrealizowanym thrillerem film niesie za sobą coś więcej... to już każdy musi sobie odpowiedzieć sam, ale zobaczyć zdecydowanie warto!

A ja wciąż go nie widziałem. Nie mam kiedy wybrać się do kina >:

Od początku do końca czuć było rękę mistrza. Mimo powolnego (jak na obecne czasy) tempa, bezustannie trzymani byliśmy w napięciu. Nawet nijaki zwykle Ewan McGregor okazał się nieco mniej nijaki mimo nijakiej roli. Wszystko do siebie pasowało i naprawdę szkoda, że opowiedziana historia spłynęła po mnie jak po czymś po czym dobrze się spływa. Z tym scenariuszem nie dało się wycisnąć z filmu więcej niż zrobił to Polański i za to brawa. Za dobór książki do ekranizacji - buczenie.

Człowiek się stara, pisze notki, a potem michuk mieści kwintesencję w paru zdaniach. Nie fer.

Przy tak doskonałej reżyserii ( Złoty Niedźwiedź w Berlinie nie mógł do nikogo innego trafić ) nawet Brosnan nie miał odwagi zagrać źle ;)

Być może fabuła nie jest jakaś bardzo odkrywcza, a zakończenie można przewidzieć, ale sposób narracji powoduje, że film ogląda się z prawdziwą przyjemnością.

Świetna realizacja, która dzięki super zdjęciom i muzyce oraz sprawnie opowiedzianej historii doskonale utrzymuje klimat i nie pozwala oderwać się nawet na moment od filmu. Obejrzany i polecany z wielką przyjemnością.

Pierwszorzędny film drugorzędny. Dobrze się ogląda, ale szkoda tak wybitnego reżysera (zasłużona nagroda w Berlinie) dla tak wtórnego tekstu (zasłużony brak nagrody w Berlinie).

Reżyseria wybitna. Muzyka również zachwycająca. Zdjęcia takoż. Historyjka już taka sobie. Dobrze się ogląda, ale arcydzieło to to nie jest.

Bardzo nastrojowy film. Warto zobaczyć Brosnana grającego "tego złego". Powrót do korzeni kryminału jest bardzo odświeżający przy wszystkich thrillerach i fantasy puszczanych teraz w kinach. Kolejny film, w którym nie zrozumiałem końcówki.

Zastanawiałem się właśnie w jakim sensie Brosnan gra "tego złego", ale ostatnie zdanie zdaje się być pewną wskazówką ;)

Jeśli tępy jak cep karierowicz nie jest postacią negatywną w konfrontacji z poczciwym Ghostem, to ja już nie wiem :)

No ale on nie jest zły w sensie "evil". On jest po prostu głupawy i próżny. Ale dowodów na to, żeby był "tym złym" nie ma.

Zła to chyba była jedna kobieta z tego filmu :>

Nie no, pewne że evil genius była tam kobieta. Ale Brosnan nie grał miłej postaci mimo wszystko.

Grał marionetkę. "Ten zły" to władca marionetek :)

Tak, wiem, ale premier grany przez Brosnana jest głównym podejrzanym przez większość filmu i stąd "ten zły" w cudzysłowach. A w ostatnim zdaniu mojej krótkiej recenzji chodziło o to, że nie zrozumiałem motywacji działania głównego bohatera w ostatniej scenie. Jeszcze apel: przestańmy wreszcie spoilerować! ;-)

Ja nie spoilowałem, odpisałem tak, żeby ktoś kto nie wie, się nie domyślił. To dziewczyny zaczęły. To one! :)

A co do motywacji głównego bohatera na koniec, to nie ma chyba nic do rozumienia. Po prostu zachował się jak dureń. Albo Polański ma nas za durniów. Jedno z dwojga ;)

No co Wy! Końcówka jest bardzo "filmowa". To przechodzenie karteczki z rąk do rąk... a potem te kartki niesione przez wiatr. ;-) Facet zrobił głupio - to prawda - ale jak fajnie zostało to pokazane!

Zgadzam się! Końcówka świetna, demoniczny wzrok Evana 10/10 :)

Te kartki jak jesienne liście pana z taczką odleciały w niepamięć. Świetne, wysmakowane kino.

Końcówka jest na pewno świetnie sfilmowana, a scena z kartkami niesionymi przez wiatr ładna. Ale to nie zmienia zasadniczej wątpliwości, po cholerę Ewan McGregor się tak naiwnie podłożył. Szczególnie że już przecież wiedział, jak ten świat funkcjonuje. Chyba tylko po to, żeby Polański mógł sfilmować tę piękną scenę ;)

Kwestia podejścia do kina. Nie zawsze jest ono zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu. ;-) Czasem jest zamkniętą całością, w obrębie której należy dopatrywać się sensu. Dobre zamknięcie filmu - to jego sens. Rzeczywistość filmowa triumfuje nad prawdopodobieństwem w świecie pozafilmowym. Tak mi się wydaje. Ostatnio bardzo mnie ta kwestia niepokoi, bo widzę, że mam inne podejście do kina niż dużo osób, których komentarze do filmów czytam. Proszę się ze mnie nie śmiać.

Posiadanie innego zdania niż inni Cię niepokoi? Masz potrzebę konformizacji? :)

Utrudnia komunikację i współżycie społeczne. Taki ze mnie outsider. ;-) Ale nie psychologizujmy tu. :P

Rozumiem. A czy skoro ja mam dokładnie odwrotnie, czyli uwielbiam mieć inne zdanie niż wszyscy, to znaczy, że jestem insiderem? ;)

Oooo... Bardzo ładnie, Doktorze, właśnie o tę lekkość wnioskowania mi chodziło, gdy dyskutowaliśmy sobie o SH :)

Nie rozumiem do czego to "rozumiem". ;-)

Z polityką i spec-służbami nie ma żartów...

Dobry, wciągający, rozrywkowy film. Bardzo odpowiada mi taka spokojna narracja, w której bez bieganiny i bez strzelanin buduje się coraz większe napięcie.

Rozrywkowy ;)

No, dający dobrą rozrywkę :)

Fabuła banalna, za to bardzo stylowo podana. Ostatnia scena kapitalna.

Książka Roberta Harrisa nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii światowej literatury, ale z racji mojej fascynacji gatunkiem political-fiction przeczytałem ją z satysfakcją. Roman Polański jest zaś reżyserem świetnym i posiadany materiał wykorzystał bezbłędnie. Braki oryginalnej historii były nie do przeskoczenia, ale film robi naprawdę dobre wrażenie. Powolne tempo "Ghostwritera" jest dla mnie atutem, klimat gęstnieje z każdą minutą, a ostatnia scena zapada w pamięć.

Bardzo lubię taką powolną narrację w thrillerach jaką zastosowano w Autorze widmo. Uczucie napięcia, strachu i niepewności czai się ciągle gdzieś w tle, choć namacalnego niebezpieczeństwa niemal w filmie nie widać. Ciekawa, aktualna, dobrze opowiedziana historia.

Spodziewałam się czegoś więcej. Dosyć dobrze uchwycony mroczno-szary klimat. Rozczarowujące zakończenie.

Perfekcyjny film, perfekcyjny scenariusz, perfekcyjna reżyseria. Wszystko tak perfekcyjne, że bez emocji.

gdybym miał coś napisać o tym filmie, to dokładnie to. I dokładnie 7/10 ode mnie.

No scenariusz nie jest perfekcyjny. Raczej sztampowy. Reżyseria jest perfekcyjna, to na pewno.

Trzyma w napięciu, proporcje odpowiednie - taka zupa, która już była, ale po mistrzowsku przyprawiona.

Podobało mi się, chociaż zakończenie...

Zakończenie jest super! Podobało mi się chyba najbardziej z całego filmu. :) Co z nim nie tak?

Tak, zakończenie efektowne.

No właśnie było takie, że nie potrafię się do niego ustosunkować. Sam nie wiem, czy mi się podobało czy nie. Na pewno zaskakujące.

Tzn nawet nie chodzi mi o fabularne uzasadnienie (nie rozumiem do tej pory, po co Ghost tam poszedł), ale realizacja doskonała. Ta karteczka wędrująca z rąk do rąk, ten maszynopis rozsypujący się po ulicy... Genialne!

Tak, to co on zrobił było głupie, ale jak to zostało pokazane - genialne!

Typowy kryminał. Nie sensacja, ale kryminał właśnie. Pada tylko jeden strzał, nie ma właściwie krwi, ani trupów. W dawnym stylu. Przyjemnie się ogląda, głównie ze względu na oprawę. Tylko trochę mało wciągający - nasuwało mi się w trakcie seansu pytanie: "tylko w sumie co mnie to obchodzi?"

Dobrze budowane napięcie, niezła rola McGregora, kilka świetnych kadrów i wreszcie fantastyczna ostatnia scena; solidny Polański. Zastanawiam się jednak, czy będzie kiedyś w stanie wrócić do formy "Chinatown".

Może jest trochę zbyt staroświecki, ale wciąż to bardzo dobry kawał taśmy filmowej. Za zakończenie ósemka (ah, te kartki). Wszystko jest perfekcyjnie skrojone (zdjęcia, muzyka, scenariusz, reżyseria), tylko ładunek emocjonalny mniejszy niż np. przy "Chinatown".

Efunia
filmsterka
moch
avrewska
KataCzy
bartje
malamadi
AniaVerzhbytska
Szklanka1979
GARN