Hobbit: Pustkowie Smauga (2013)

The Hobbit: The Desolation of Smaug
Reżyseria: Peter Jackson

Akcja filmu toczy się 60 lat przed zdarzeniami z "Władcy pierścieni". Bilba Bagginsa (Martin Freeman), hobbita kochającego ponad wszystko spokój domowego zacisza, zaskoczyła niespodziewana wizyta czarodzieja Gandalfa (Ian McKellen), który zjawił się z kompanią krasnoludów, dowodzoną przez Thorina Dębową Tarczę (Richard Armitage). Drużyna Thorina kontynuuje teraz wędrówkę, by odbić skarb krasnoludów z Samotnej Góry, której strzeże przerażający smok Smaug. (Opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastuny:

Oczywiście to dla mnie najbardziej oczekiwany film roku, na który za długie dwa tygodnie w końcu się wybiorę do kina:)

Od jutra do kin marsz!

Na doskonałej formie atuty tego filmu się kończą. W treści nie różni się on od większości holywoodzkich superprodukcji. Czego Jackson tam nie dodał: i dramat miłosny (ich jest dwóch, ona jedna), i tragedia podwójnego mezaliansu (on jest synem króla, ona dziewką-elfką z ludu lub wersja lux: on jest krasnoludem a ona elfką). Wyciska łzy bez dwóch zdań. Wzrusza również szlachetność krasnoludów (co tam wyprawa po jakieś tam złoto, liczy się pomoc rannemu koledze) i ich legendarna hojność (gotowi podzielić się złotem z caaałym miasteczkiem). Ułańską fantazję ma ten Jackson, Tolkien się nie umywa.

Trzyma poziom pierwszej części, czyli jest znakomity. Zajebista fantastyka, czyli znowu muszę drugi raz wybrać się do kina. Jackson to mistrz współczesnej rozrywki filmowej.

Niejednoznaczny. Mało Tolkiena w tym zostało, mało humoru i lekkości. Mamy za to dodatkową porcję patosu. Od strony wizualnej - piękne. I ta "nowa" fabuła chyba się nawet kupy trzyma, tylko nie mogę się do niej przekonać...

Dużo Tolkiena, sporo humoru i mało patosu, czyli oglądaliśmy inny film.

Albo co innego cenimy u Tolkiena ;) Taki urok ekranizacji książek, nigdy wszystkim nie dogodzą :)

Jackson mówił w wywiadzie, że to adaptacja.

Adaptacja - przystosowanie, przetworzenie dzieła literackiego na utwór innego rodzaju, np. powieści na film, a także utwór w ten sposób przystosowany.
Ekranizacja - opracowanie sztuki teatralnej, powieści itp. w wersji filmowej; też: film powstały na podstawie sztuki, powieści itp.
Za słownikiem języka polskiego PWN.
Czyli to chyba to samo... I dalej mi się nie podobała zbyt duża kastracja Tolkiena.

Adaptacja i ekranizacja to naprawdę nie to samo. Adaptacja nie musi być linijka w linijkę wierna książce, ale też nie powinna być w podstawowych wątkach z nią sprzeczna. Dobra adaptacja nie zabija ducha powieści, a moim zdaniem ta taka była. Ba, nawet uważam, że w tym przypadku ta trylogia będzie lepsza niż sama książka.

Ekranizacja też nie musi być wierna. Umbrin, chyba tworzysz własne definicje.

Ale musi być wierniejsza od adaptacji

Jeden koleś tak to definiuje jak Umbrin. W Słowniku Literatury Współczesnej tak stoi.

tzn. w Słowniku Terminów Literackich jest mową o wąskim, rozumiem, że pierwotnym, znaczeniu ekranizacji jako wiernego przeniesienia na ekran dziela literackiego. Z czasem, zaczęto używać tego terminu synonimicznie do adaptacja.

Wiele osób narzekało na "Niezwykłą podróż", ale akurat mi wyjątkowo przypadła do gustu. Nastawiając się, że "Pustkowie Smauga" będzie na podobnym poziomie, a nawet i lepszym, dość się zawiodłem, gdy akcja filmu przeniosła się do miasta na jeziorze. Po atrakcyjnej podróży, świetnych plenerach tempo całkowicie siadło. Przy takiej ilości postaci dorzucenie tuzina nowych, a z nimi wątków politycznych, wydało mi się czymś kompletnie zbędnym. Dodatkowo dużą ilość czasu poświęca się na opatrzenie rany Killi'ego – tak jakby nie było ważniejszych wątków w filmie. Aż się prosiło, aby zamiast tego wydłużyć wizytę Gandalfa w grobowcu (byłem porażony klimatem i wizualną formą tego miejsca). Mam mocno mieszane uczucia. Ostatecznie daję dobrą ocenę, z nadzieją, że przy następnym seansie całość wypadnie lepiej.

Wątłe, ledwo zarysowane postaci przywalone tonami bajecznej scenografii. Hobbita oczywiście prawie nie ma, a szkoda, bo właściwie tylko on i smok robią wybitnie dobre wrażenie. Swawolne dialogi zaczerpnięte z książki (spotkanie Smauga i Bilbo) gryzą się z podniosłym tonem całości. Wygląda wspaniale, ale nie ma nerwu, nie ma humoru, nie ma napięcia, a wszystkie rasy poza orkami (których bigosuje się tu bez liku) mają źle skrywany immunitet. Krasnoludom wzrósł chyba współczynnik fajtłapowatości i niesympatyczności, bo przyłapywałam się na zastanawianiu się, czy gdyby je trochę przetrzebiono, zaczęłabym je wreszcie rozpoznawać po imieniu.

Jak to jest, że widzę recenzje na 5, 7, 4, a średnią z ocen pokazuje mi 10.00?

Taka doświadczona Filmasterka, a nie wie, że średnia ocen aktualizuje się ze sporym opóźnieniem? Jako pierwsze idą oceny mitycznych amerykańskich krytyków, czy jakoś tak (na moje oko to chyba nie tyle krytycy, co specjaliści od promocji, ale co się będę kłócił, michuk na pewno wie lepiej).

Trochę wypadłam z obiegu, zapomniałam, że to opóźnienie liczy się w dniach.

Czytam i oczom nie wierzę. Wietrzę spisek;)

Bardzo chciałam, żeby zachwycało, ale jakoś nie zachwyca...

Bo to ekranizacja sprawna (jak ma nie być za te pieniądze) ale czy film taki dobry?

No co ja za to mogę, że uwielbiam oglądać Podziemie i pewnie nawet jakby postaci i wątków było jeszcze więcej, a bohaterowie jeszcze bardziej miałcy i tak by mi się podobało.

Śródziemie;)

Wow :)

Spoko. Nic się nie stało. Napisałeś, że uwielbiasz. Nie twierdziłeś, że ogarniasz. ;D

Cieszyć się! Też bym wolał wyjść z kina zadowolony :P

Największym atutem tego filmu jest sposób, w jaki się kończy. W chwili gdy pojawiły się napisy, zrozumiałam, że CHCĘ WIĘCEJ! Nie czułam tego ani w trakcie, ani po seansie pierwszej części, na dobrą sprawę nie czułam tego także oglądając „Pustkowie Smauga”. Miałam co prawda poczucie, że jest fajniej, dynamiczniej, mroczniej, bardziej ekscytująco (dali więcej Kíliego! a i Bard doszedł), bardziej elfio (wiadomo; ocena filmu fantasy rośnie wraz z przyrostem pogłowia elfów; co ciekawe, największą atrakcją są tu elfy, które Jackson przedstawia nam po raz pierwszy), romantyczniej (serio, serio; i obawiam się, że pod tym względem lepiej już nie będzie; no chyba że tak po polsku, czyli po dziadowsku vel mickiewiczowsku), a w dodatku przesmoczo (smok z zasady generuje + bazylion do zadowolenia; ten konkretny też dostarcza), ale magię poczułam dopiero wtedy, gdy mi ją odebrano. Jestem ogniem. Jestem oczekiwaniem (podsycanym przez tę cudowną piosenkę). http://www.youtube.com/watch?v=2fngvQS_PmQ

Zdecydowanie mniej nudny niż pierwszy film, ale ciągle nie jestem w stanie pojąć sensu wydawania tylu pieniędzy na kino drogi:P

Jak dla mnie trochę przeciągnięty - szczególnie początek

Jak dla mnie trochę przeciągnięty - szczególnie początek

I niby film dobry, a rozczarował bardzo. Oczywiście piękne efekty, realizacja techniczna na wysokim poziomie. Bądźmy jednak szczerzy - to już zdecydowanie za mało. Kompletny brak klejącej się narracji, historia poprowadzona bo coś się jednak dziać w filmie musi. Cieszę, się, ze Jackson znał umiar i ograniczył się do rozbicia opowieści na trzy, a nie siedem części. O drugiej części Hobbita przypomnę sobie pewnie ponownie dopiero przed premierą trzeciej, że była.

Katowania się Jacksonem ciąg dalszy. Mam dziwne wrażenie, że wszystko to gdzieś już było (pająki, pojedynek Gandalfa, elfy, groźny las i mnóstwo łażenia i gadania). Jest dużo bardziej niebezpiecznie, czego dowodem to, że aż jeden z krasnoludków został ranny (ale skończyło się dobrze, uff jakie nerwy). O dziwo zmęczyło mnie to mniej niż pierwsza hobbicia część; najprawdopodobniej trochę już przywykłem do tej dziecinady.

Dobra dobra już jestem.
Doktorze nie katuj się. Zostań przy niezniszczalnym bondzie. On wychodzi z każdej opresji jeszcze lepiej niż krasnolud ( rozumiem, że krasnoludek, jak zwykle miał obrazić fanów Tolkiena ) i zna karate. Każdy odcinek z bondem jest inny, zaskakujący i nie powtarzają się w nim żadne motywy, takie jak piękna kobieta, megasamochód, końcowa walka z bossem i odrobina zmieszanego alkoholu.
Dziecinady nie ma na pewno w Godzilli. To potwór niefikcyjny, żyjący obecnie w oceanie spokojnym, którego można za opłatą obejrzeć w asyście płetwonurków. Wymagana jest jedynie karta pływacka lub wędkarska i słuchawki wodoszczelne, bo bestia głośno ryczy pod wodą.

Heh, wszystko rozbija się o styl :) Bond i Godzilla są też bajkami, ale dla mnie nie są dziecinadą, najwyraźniej ten przaśny krasnali humor mi nie leży. Jeśli chodzi o użycie słowa "krasnoludki" to właśnie tym razem starałem się powstrzymać od obrażania fanów; na prywatny użytek używam słowa "krasnoduple" ;)

PS A poza tym w Godzilli to przynajmniej jacyś główni bohaterowie giną...

Wersja rozszerzona jest rewelacyjna. Jak można było nie wstawić do kinówki kilku tak świetnych scen.

Świetna parodia "Władcy pierścieni" ;) Te międzyrasowe romanse, zły w mrocznej wieży i orki kąpiące się w rzece. Śmiechu co niemiara. Czy tylko ja przez znaczną część tego filmu myślałem o tym, że gdyby krasnoludy budowały nieco skromniejsze wnętrza, to smoki by im się nie zagnieździły?

asthmar
ala2004
nutinka
papuga
nikanika
KamilMarx
fallout77
Blue2012
chaos
bartje