Wizyta (2015)

The Visit
Reżyseria: Michael Madsen
Scenariusz:

Film "Wizyta", stawia pytania o to czy jesteśmy gotowi na spotkanie z obcymi istotami, czy mają one w naszym świecie takie same prawa, jak my sami. Reżyserem dokumentu jest Michael Madsen. (opis dystrybutora)

Zwiastun:

Kolejny ciekawy pomysł na niesztampowe podejście do dokumentu, jego przedmiotem jest bowiem zdarzenie, do którego nie doszło, czyli spotkanie Ziemian z Obcymi. Pomysł wydaje się niezły - naukowcy i politycy mówią o ewentualnych procedurach takiego spotkania, możliwym jego przebiegu itp. Tyle tylko, że okazuje się, że w gruncie rzeczy nie ma o czym mówić (nie ma procedur, nie wiadomo jak wyglądałoby to spotkanie), więc zamiast oglądać film lepiej poczytać Lema (np. Głos Pana).

To nie jest film o obcych, ani o pierwszym, czy jakimkolwiek kontakcie obcych z nami, to tylko taki wybieg. Wizyta, owszem, odbywa się - wizytujemy my sami nas samych, jak gdyby ten enigmatyczny statek, który teoretycznie wylądował był lustrem.
Jak na film o ludziach, czy ludzkości, o nas dla nas, jest to jednak film bardzo nudny. Poza może dość oryginalnym pomysłem na trik niewiele więcej zaciekawia. Zdjęcia ładne, ale dlaczego wciąż to zwolnione tempo? Rozmowy ze specjalistami niewiele wnoszą, moją uwagę zwrócił jedynie astrobiolog, jeśli dobrze pamiętam, ale i tak po dwóch tygodniach nie pamiętam zbyt wiele z jego rewelacji... W każdym razie tylko on wykazał się imo myśleniem w jakiś sposób niestandardowym, reszta gorzej, niż co drugi na ulicy, więc jak dla mnie reprezentatywnie i można ich wysyłać do kontaktu w razie czego, będzie taniej ;)
cdn

cd
Podobała mi się wirtualna wędrówka po statku w myślach kolejnego gościa, motyw kosmonauty w kombinezonie na przemian w bibliotece i w dżungli (cały czas statek) - wydało mi się to znajome i piękne.

Wspomniano o liście do innych cywilizacji, który wysłaliśmy z Ziemi w 1977 roku; oprócz nośników (miedzioryty?) nie tak wiele się chyba zmieniło. Nadal mamy jako ludzie - Ludzie - wysokie mniemanie o sobie, wyobrażamy sobie siebie i jako lepszych i bardziej interesujących, niż może być faktycznie, i cały czas jako pępek wszechświata. Czy to dobrze, czy źle?
Być może zakończenie jak w tym filmie, jest najbardziej prawdopodobne. Ale to smutniejsze, niż gdyby wciąż myśleć, że jest się samemu, jak sądzę.

Uciekinier
salander
doktorpueblo