Dryfujące trzciny (1959)

Ukigusa
Reżyseria: Yasujiro Ozu

Opowieść o życiu wędrownych aktorów tradycyjnego teatru kabuki. Trupa Komajuro Arashiego odwiedza nadmorskie miasteczko, w którym mieszka dawna kochanka bohatera wraz z ich dorosłym już synem. Inni członkowie trupy również nawiązują relacje z mieszkańcami miasteczka. Tymczasem przedstawienie nie przynosi oczekiwanych zysków i zespół popada w tarapaty.

Obsada:

Pełna obsada

Zwiastun:

Za takie filmy własnie kocham Ozu!Powolna narracja, statyczna kamera, koncentracja na pojedynczych postaciach. Ja to kupuję!!

Bardziej znany (w świecie) pod angielskim tytułem: "Floating Weeds"

Nie moje kino. Zupełnie inne klimaty niż przedwojenna "Kobieta z obławy" tego samego reżysera, która była filmem noir. Ciekaw jestem oryginału (Dryfujące trzciny to remake własnego filmu) i powodu, dla którego Ozu nakręcił pod koniec kariery średni film po raz drugi. A może czegoś nie złapałem? Może to wielka parabola? O sensie życia znaczy? Może on sam jest masterem i to wielkie rozliczenie z życiem, jak u von Triera? A może po prostu nie kumam japońskich klimatów bez samurajów.

Film mnie specjalnie nie porwał. Wystąpiły w nim postaci, które mogłyby być bardzo ciekawe, ale mimo dalekowschodniej, powolnej narracji nie miałam wrażenia, żebym wystarczająco dobrze je poznała. Niewykorzystana została również cała historia. Szczególnym zgrzytem była w moim odczuciu) muzyka o wybitnie europejskim charakterze - taka, która zwykle rozbrzmiewa przy ujęciu "gdzieś nad Morzem Śródziemnym".

AniaVerzhbytska
jakilcz
dcd
dcd
wojtekacz
maksler
michuk
aiczka
ayya
Buzdygan
magb