Wino truskawkowe (2008)

Reżyseria: Dariusz Jabłoński
Scenariusz:

To nie jest historia miłosna, choć jest pełna miłości. To nie jest komedia, choć bohaterowie często żartują. To nie jest kryminał, choć bohater stara się wyjaśnił tajemnicze morderstwo. To nie jest film o przyrodzie, choć pokazuje przepiękne kolory i zwyczaje wsi. To nie jest musical, choć Lubica wyraża swoją tęsknotę w pełnym namiętności tańcu. To nie jest także film o duchach, choć pojawia się w nim duch, który prosi głównego bohatera o pomoc. Kilka łyków "Wina truskawkowego" wystarczy, aby przenieść się w magiczny świat prawdziwego środka Europy, gdzie miłość, zbrodnia i skrucha są takimi samymi elementami codziennego życia jak zmiany pór roku, migracje ptaków lub nurt górskiego potoku.

Główny bohater Andrzej, porzuca wielkomiejskie życie i przenosi się na galicyjską prowincję, aby tam odnaleźć wewnętrzny spokój i harmonię. Mała mieścina, w jakiej się znalazł, rządzi się swoimi niezmiennymi prawami. Komendant policji od lat jest tu ciągle ten sam, mężczyźni przesiadują w knajpie nad kuflem piwa, a w niedzielę wszyscy idą na mszę. Jest też lokalna piękność, Słowaczka Lubica, w której kocha się pół miasteczka, a ona kusi swymi wdziękami niczym Malena z filmu Giuseppe Tornatore. (opis dystrybutora)

Obsada:

Pełna obsada

Realizm magiczny a la Stasiuk. Szkoda tylko, że Machacka dubbingował Malajkat, bo mogło być arcydzieło.

Co mogę dziś powiedzieć, kilka lat po obejrzeniu tego filmu po raz pierwszy - piękny, klimatyczny, magiczny, w duchu prozy Stasiuka. Taki naiwny trochę, ale na tyle, na ile trzeba. Muzyka i piękne zdjęcia Beskidów (chyba) potęgują ten niepowtarzalny nastrój. Już mi nawet Malajkat nie przeszkadzał, jakoś go przetrawiłem ;)

Nie przekonał mnie specjalnie ten tytuł. Oprócz tego, że nudziłem się, to jeszcze połowy dialogów trzeba się było domyślać. Realizacja też nie przekonuje. Wolę skromniejsze, ale jakże lepsze pod każdym względem "Południe-Północ" .

czytałeś książkę?

Nie czytałem.

Ten film jeszcze trwa.

Ja też i też mi się średnio podobało (chociaż dałem 6). Kumpel czytał i był zachwycony filmem.

doktor dał 3 :-p

Masz mu to zamiar jakoś wynagrodzić?

Rozumiem ocenę, bo też nie znalazłem w nim nic magicznego.

To rakieta Ci w oko ;) Jak obejrzałeś połowę filmu to Twoja wiarygodność drastycznie spada ;)

Nie miałem przyjemności oglądać tego filmu dzisiaj. Końcowa scena w kościele beznadziejna.

Chyba w ogóle nie była to dla Ciebie przyjemność. Myślałem, że pisałeś SMS-a w trakcie filmu.Końcowa scena w kościele rewelacyjna.

Słaby film, który wreszcie zbiera należne oceny :)

Pozwolisz, że się z Tobą nie zgodzę. O ile nieźle się znasz na "chorym" kinie, o tyle pojęcia takie jak magia, ciepły nastrój, swojskość są Tobie całkowicie obce, co niekoniecznie musi dobrze świadczyć o kręgu Twoich zainteresowań :)

@ Umbrin - jeśli słowo magia kojarzy Ci się tylko z filmami o Harrym Potterze, to rzeczywiście w "Winie..." takiej magii nie znajdziesz. :)

Oj, lapsusa chyba pszczoła użądliła z rana ;) Nie wiem, czy pojęcia ciepłego nastroju i swojskości są mi obce (wierzę, że Ty wiesz lepiej), ale w tym filmie nie dostrzegłem magii, tylko drewniane aktorstwo, drewniane dialogi i fatalną realizację - podobnie jak umbrin połowy dialogów musiałem się domyślać. Film mnie nie porwał, bo jest po prostu kiepsko zrobiony, a nie dlatego, że nie daję się takim skromnym i prostym historiom urzec. Już o tym rozmawialiśmy i nie wracajmy do tego, bo i tak się wzajemnie nie przekonamy.

To nie sięgaj lepiej po prozę Stasiuka, bo tego "drewna" tam znajdziesz mnóstwo. Jest to pewna konwencja wywodząca się z tradycji ballady ludowej i ludowości romantycznej, gdzie prostota, duchy, naiwność, natura i to "drewno" stanowią integralną całość. I tę konwencję ludowego romantyzmu udało się Stasiukowi i w filmie oddać, a Ty ją odrzucasz. Tylko nie mów, że to źle zrobiony film, bowiem w swojej kategorii to mistrzostwo. Wiem, co mówię, bo specjalnie wczoraj, na trzeźwo obejrzałem w skupieniu jeszcze raz i dlatego wracam. Ranicki jako zarzut wobec prozy Stasiuka twierdził, że to powrót poza oświecenie. I ja się z nim zgadzam, tylko że nie jako z zarzutem, a jako z wielką zaletą. Mam wrażenie, że widzisz "świat w proszku i nie zobaczysz cudu", miej serce...Doktorze ;)

A ten ciągle o jednym. Co ma magia i Stasiuk do tego, że co Machacek otworzył usta i wyraził swoją twarzą emocje (najprawdopodobniej, bo musiałem zgadywać), to miałem ochotę rzucić czymś w telewizor? Ja mówię o realizacji, a Ty o swojskości. Co ma piernik do wiatraka?

Wymień tytuły jakichś innych filmów, które są Twoim zdaniem swojskie i magiczne, to będziemy w stanie podyskutować, czy rzeczywiście nie lubię całego tego nurtu, czy tylko "Wino..." mi wyraźnie nie leży.

Ja tu mówiłem o tradycji i konwencji, a że Machacek jest najsłabszy to już raz pisałem, chociaż teraz nie drażnił tak mocno. Być może skonwencjonalizowanie tej postaci jako przybysza z miasta, który przyjeżdża na wieś i się dziwi jest zbyt daleko idące, ale usprawiedliwione i do przełknięcia. Oczywiście ta magia ludowa jest u Kolskiego - "Pograbek" "Grający z talerza" "Jańcio". Bez wątpienia te filmy bardziej mi się podobały, ale "Winu" bliżej do ballady - miłość , zbrodnia, duchy włóczące się po wsi.

Wymienione przez Ciebie filmy Kolskiego mi się podobały. Podobały mi się też filmy Leszczyńskiego (Żywot Mateusza, Konopielka) i dlatego powątpiewam, żeby prawdą było, że cały ten nurt mi nie leży. Nie podoba mi się po prostu "Wino..." z powodów wielu, których powtarzać nie ma potrzeby.

A co do Machacka, to on mnie chyba irytuje konsekwentnie, coś mi w tym gościu nie leży i już. Oglądałem ostatnio Nestydę i też mi się nie podobała (oceniłem na 5). Tym nie mniej nie podpisałbym się pod puentą, że to tylko przez Machacka "Wino.." mnie odrzuciło. Powodów było więcej.

Wypowiem się poprzez notkę, gdzie odniosę się do Twoich zarzutów za wyjątkiem Machacka, bo uważam, że nie są sprawiedliwe. Za czas jakiś.

Mam nadzieję, że napiszesz tę notkę, nie tylko po to, żeby polemizować ze mną, bo wydaje mi się, że polemika na temat tego jednego filmu trwa już zbyt długo.

Myślałem, że Cię to bawi;)

@Lapsus.
Nic takiego o magii nie napisałem. Pochopnie oceniasz. Magię znajduję np. w Między słowami, czy w jednym z moich ulubionych filmów Zmruż oczy.

Nie wiem co miało tą magię w Winie truskawkowym tworzyć, bo chyba nie picie tych jaboli i bełkotliwe dialogi. Poza tym aktorstwo głównego bohatera, łagodnie mówiąc nie najlepsze.

A w ogóle to wystawienie 5 nie świadczy o tym, że był to nieudany film.

Od "Pora umierać" nie widziałem tak dobrego polskiego filmu. Po prostu piękny!

Bałam się tego seansu, bo "Opowieści galicyjskie" uwielbiam i nie byłam pewna, czy chcę "zepsuć" to, co wyobraziłam, sobie pod wpływem lektury. Okazało się jednak, że "Wino truskawkowe" smakuje wybornie.

Jestem szczerze zaszokowany wysokimi notami dla tego filmu. Jest fałszywy i przerysowany od początku do końca, nudny, wtórny, pretensjonalny, przewidywalny i kiepsko (z kilkoma wyjątkami) zagrany. Po tym winie został mi tylko mocny kac.

Doktorze, ta recenzja podpada pod flameware. Będzie się działo ;D

Niech się dzieje. Po tak fatalnej projekcji nic gorszego mnie już nie może spotkać...

Może przez recenzentów przemawia nostalgia za prowincją? Ja na razie tego filmu nie widziałem, ale tego się obawiałem i właśnie dlatego nie poszedłem.

Z ręką na sercu powiem, że nie wiem co przemawia przez recenzentów. Można żywić nostalgię za prowincją i przymykać oko na tanie zrzynki z "Euforii". Można lubić Stasiuka i Bieszczady i czeskie kino i przez to darzyć film nieco większą sympatią. Ale nie można nie widzieć tego jak to wszystko jest fałszywe i przerysowane. Gdzie w tym jest realizm? Gdzie w tym jest magia?
Jeśli Maciej Stuhr ma grać zapitego, popegeerowskiego traktorzystę to można się domyślać, że nie może być dobrze. A tymczasem Stuhr okazuje się prawie nie drażnić, bo skutecznie zastępuje go w tej roli kamienna-twarz-Machacek. Ech... jestem chętny do dyskusji z każdym, komu ten film się podobał.... z czystej ciekawości, bo po prostu nie rozumiem w tym momencie jak to możliwe.

Ja widziałem - co prawda dawno, bo półtora roku temu na ENH. Niniejszy komentarz nie będzie zbyt treściwy, bo pamięć już nie ta, ale wiem, że wyszedłem z kina zadowolony, z przeświadczeniem, że obejrzałem film sympatyczny, mogący się podobać. Choć zrobił na mnie mniejsze wrażenie niż obejrzane bodajże dzień wcześniej "Sztuczki", to w zestawie były to kolejne przyczynki do przekonania, że kino polskie może fajne być. Obawiam się, że nie popolemizujemy sobie, bo konkretów w mojej wypowiedzi nie ma, ale tak czy inaczej zgłaszam zdecydowany sprzeciw :)

Postanowiłem "pójść na całość" i opublikowałem dłuższą notkę o tym "arcydziele". Doszedłem do wniosku, że skoro zbiera takie świetne noty od wszystkich, to kubeł zimnej wody mu nie zaszkodzi :)

Jak się Lapsus zaloguje na Filmaster i przeczyta, to pierze zacznie latać. :)

Nie będzie. Przykro mi, jeśli rozczarowałem ;)

No, dalej, nie duś tego w sobie!... ;-P

Odpowiedziałem wcześniej Doktorowi pod jego notką "Tanie wino". Poza tym zawsze trudno odnieść się do samych negatywnych epitetów bez uzasadnienia i cieszę się, że rozwinął swoją myśl.

Ożywiona dyskusja pod notką też mnie satysfakcjonuje :)

Akcja filmu płynie powoli jak życie w małych zapomnianych miasteczkach.... film wart uwagi

Polski film w czeskim stylu :-)

Nietutejszy
bartje
AgaL
KrzysztofGniady
dcd
dcd
peeroog
FoolCanBeKing
izabellamonika
waleriana
korbs