15 lipca

Data:
Artykuł zawiera spoilery!

Nawet dzisiaj na samo wspomnienie tego filmu, po głowie uparcie zaczynają mi krążyć słowa piosenki “Jak to być mogło, że ona i on razem przez tyle lat, żyli nie z sobą, lecz całkiem obok, no jak, jak to się stało…?” No bo jak ludzie na pozór tak różni od siebie, połączeni grubą nitką, jak im się wtedy wydawało, przyjaźni, mogli nie zauważyć, że miłość swojego życia mają na wyciągnięcie ręki?


On. Przystojny, bogaty, pewny siebie, wierzący, że życie tylko czeka, żeby je zawojować. Ona. Przeciętna, z kompleksami, szara myszka chcąca uczynić świat lepszym. I jeden dzień-15 lipca, który połączył te dwa różne światy. Historia wydawać by się mogło błaha i przewidywalna, ma jednak swój urok. Nie od dziś wiadomo, że wyciskacze łez, choć w świecie filmu jest ich na pęczki i tak dobrze sobie radzą, a na łzawe seanse zawsze znajdą się chętni. Ludzie po prostu lubią siedzieć w kinowej sali i myśleć, że może gdzieś, kiedyś, taka miłość jak z filmu przytrafi się właśnie im.

Czym w takim razie wyróżnia się “One Day”? Przede wszystkim niepowtarzalnym klimatem. Perypetie Emmy i Dextera, to ciepła opowieść, przeplatająca się chwilami zabawnymi, a chwilami przyprawiającymi o dreszcz smutku sytuacjami. Szczególnie, że życie głównych bohaterów usłane różami wcale nie jest. I chociaż głównym wątkiem jest miłość, to film zwraca uwagę także na inne aspekty. Pieniądze, sława, narkotyki, alkohol, to w przypadku Dextera codzienność, która powoli stacza go na samo dno życiowej egzystencji. A tam nie ma już żadnej pomocnej dłoni. Tak samo w przypadku Emmy, jej niespełnionych ambicji zawodowych, czy też duszeniu się w związku z mężczyzną, do którego uczucie już dawno wygasło. Obraz ludzi zagubionych we własnym życiu, będących w konflikcie między tym, o czym marzyli, a tym, co zgotował im los.

Akcja “One Day” rozpościera się na przestrzeni 20 lat, więc twórcy filmu uraczyli nas kalejdoskopem charakteryzacji. Gratka dla fanów mody lat 80 i 90. Ach..i zapomniałabym o najważniejszym: gra aktorska. Anna Hathaway, mająca za sobą sporą listę podobnego typu filmu, jest wręcz idealna w roli delikatnej Emmy. Jim Sturgess również wypadł nie najgorzej, mimo iż nie zapadł mi szczególnie w pamięć po rolach w “Niepokonanych”, czy “Kochanicach króla”. Jego Dexter jest złożoną postacią. Z jednej strony wiedzącym czego chce uwodzicielem, a z drugiej zagubionym w wielkim świecie małym chłopcem.

Mam słabość do melodramatów. Może to skrawek mojej romantycznej duszy, a może to kwestia wieku, może za parę lat będę się śmiała ze swojego młodzieńczego (już nie tak młodego jak kiedyś, ale jeszcze) rozrzewnienia nad każdą smutną historyjką o miłości. Ale póki co żyjemy dniem dzisiejszym, a dzisiaj ten film niesamowicie mnie wzrusza. I chociaż wiem, że to naciągana historia, że wszystko jest w niej tak sprytnie ułożone, żeby wywołać we mnie właśnie ten rodzaj melancholii, to i tak bezwiednie mu się poddaje i daje się porwać tej smutnej na pozór opowieści. Na pozór, bo po chwili zostawia przyjemne ciepło na sercu. Bo chociaż los głównych bohaterów został brutalnie rozdarty, to mamy świadomość, że mimo wszystko doznali szczęścia, a uczucie którym darzyli się nawzajem, będzie grzało przez resztę życia postać, której przeznaczeniem było żyć dalej. Film idealny do obejrzenia z drugą połówką, która pozwoli otrzeć ronione łzy brzegiem własnej koszuli.