Przegrane życie
Otwórzcie okno. Pozwólcie, aby świeże powietrze zatoczyło krąg w mieszkaniu. Już? Gotowe? To dobrze. Trzeba przewietrzyć. Bo to ciężki film. I duszny. Tak, jak duszny bywa pokój nagrzany słońcem w letnie popołudnie.
Nowy Jork. Wciągający i hipnotyzujący. Miasto pełne pośpiechu, gdzie najłatwiej odczuć na własnej skórze trafność pojęcia “samotność wśród ludzi“. Brandon Sullivan (Michael Fassbender) to atrakcyjny mężczyzna z dobrą pracą i mieszkaniem. Nowy Jork jest dla niego świetnym miejscem, gdy w grę wchodzą przelotne znajomości na jedną noc. Ten przystojny singiel to seksoholik. Seks rano, seks w południe, seks na wieczór. Seks w domu, w pracy, w ciemnym tunelu pod mostem z zapoznaną przed chwilą w pubie dziewczyną. Tak! To jest to! A co gdy rzadko, bo rzadko, ale akurat nie ma chętnej? Żaden problem. W firmowym komputerze pokaźny zasób filmów erotycznych, w domowej szafie kolekcja czasopism dla panów. Ewentualnie live chat z panienką z drugiego krańca świata. Słowem, jest czym ręce zająć. A tu trzeba jeszcze do pracy chodzić i “normalne” życie prowadzić…
Steve McQueen, który jako reżyser zadebiutował w 2008r. filmem “Głód”, tym razem postawił na temat tabu. O uzależnieniach od seksu mówi się bardzo rzadko. Bo to wstyd, bo to dziwne i niezrozumiałe. Bo brak umiejętności panowania nad tym pierwotnym instynktem wywołuje lekko cyniczny uśmiech na twarzach wielu ludzi. No bo jak można być uzależnionym od czegoś takiego? Papierosy, narkotyki, alkohol - tak. Ale seks?! Niemożliwe. Nie aż do takiego stopnia! A jednak można. Można zatracić się w tym uzależnieniu do granic pojmowania, kiedy sprawy życia codziennego przestają mieć znaczenie, przysłonięte grubą zasłoną pożądania. Do kogokolwiek. Kiedykolwiek. Gdziekolwiek. Dla filmowego Brandona przestają mieć znaczenie nawet normy moralne. Obrączka na palcu kobiety? To nic. Może coś z klimatów homoseksualnych? Czemu nie. Wszystkiego trzeba spróbować. Ale jest mały problem. W pewnym momencie nastaje faza odrazy do samego siebie, jawnego obrzydzenia i pogardy dla czynów, które się popełnia, dla człowieka, którym się stało. I to jest w tym filmie przerażająco smutne. Bo wiedzieć, że jest się na swego rodzaju moralnym dnie i nie umieć się od niego odbić, to jak przegrać życie.
“Wstyd” to także poniekąd film o relacjach rodzinnych. Tych trudnych. Brandonowi nie bardzo układają się stosunki z siostrą. A to jedyna rodzina jaką posiada. Z tym że Sissy (Carey Mulligan), podobnie jak brat ma problemy z samą sobą. Niespełniona muzyczka, trochę chwiejna emocjonalnie, zapewne w dzieciństwie przechodząca trudny okres, jak każda nastolatka z resztą, nie jak każda jednak umiejąca sobie z nim poradzić. Białe blizny na przedramieniu dziewczyny to jak wołanie o pomoc “Halo! Tu jestem, pomóż mi, bo sama nie dam rady” a gdy ratunek nie nadchodził, żyletka dalej toczyła swą krwawą ścieżkę. Ostatni krzyk rozpaczy Sissy był skierowany do brata, którego ciągłe “proszę przyjedź” wypowiadane płaczliwym tonem w słuchawkę telefonu, nie wzruszało ani odrobinę. Bo nie było spraw ważniejszych od natychmiastowej potrzeby seksu.
McQueenowi udało się stworzyć naprawdę bardzo dobry obraz. Wręcz idealny w swym przygnębiającym smutku opowiedzianej historii. “Wstyd” to jak można się domyślić, nie pierwszy film o tego typu tematyce. “Dziennik nimfomanki” czy polski “Kobieta, która pragnęła mężczyzny” teoretycznie przedstawiają podobny problem. W praktyce jednak wydają się być jedynie delikatnie muśnięte prawdziwą istotą problemu. Steve MacQueen w swoim filmie zobrazował seksoholizm w stanie surowym. Ukazał go jako dziką żądzę, pierwotny instynkt obdarty z jakichkolwiek uczuć i emocji. Chociaż tych w sumie nie brakuje. Na twarzy Brandona. Reżyser mógłby przez prawie dwie godziny serwować jedynie spojrzenie i mimikę Fassbendera , a i tak widzowie nie odrywaliby wzroku od ekranu. Tak wiele mówiła jego twarz w momencie, kiedy dialogi cichły. I niezapomniana scena końcowa, gdy Brandon pada na kolana i płaszcze w strugach deszczu załamany własną bezradnością. Tak smutnej sceny nie widziałam chyba jeszcze w żadnym filmie. Cicha, a zarazem głośna. Pulsująca krzykiem. Nieme wołanie o pomoc.