Never Mind

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

4 lata temu na festiwalu w Berlinie widziałam "Jacka", skromne kino społeczne o dwójce porzuconych chłopców, zrealizowane przez mało znanego niemieckiego reżysera. Reżyserem tym był Edward Berger. Film nie zdobył żadnych nagród, a w głównym konkursie znalazł się chyba w ramach premiowania miejscowego kina. Pamiętam go jednak do dziś. 10-letni, błąkający się po Berlinie Jack był chłopcem podobnym do młodego Patricka Melrose. Dobrym dzieciakiem, który nie zasłużył sobie na trudny los, który przypadł mu w udziale.

Realizując drugi odcinek miniserialu, nawiązujący do dzieciństwa Patricka, Berger wykorzystał emocjonalną intuicję. Jak widać była ona jego mocną stroną od dawna, i tym razem również go nie zawiodła. Akcja rozgrywa się tu w ciągu jednego dnia, jednak ta niewielka przestrzeń wystarczy reżyserowi, by nakreślić wiarygodny portret dynamiki panującej w dysfunkcyjnej rodzinie.

Jest to rodzina pod pewnymi względami wyjątkowa. Wyróżnia ją przede wszystkim bogactwo, wniesione przez matkę Patricka, i koneksje w światku brytyjskiej arystokracji. David Melrose pochodzi bowiem ze starej rodziny i uszęszczał do odpowiednich szkół. Jednak toksyczny klimat panujący w tym domu, i to, jak reagują nań pojawiający się w nim goście, jest uniwersalny. Ten scenariusz można w miarę swobodnie przenieść z eleganckiej rezydencji na południu Francji i obsadzić go postaciami mówiącymi w każdym języku świata, dysponującymi różnym stopniem materialnej zasobności. Ojciec tyranizujący żonę, bestialsko obchodzący się z dzieckiem, wzbudzający strach i obrzydzenie w niewielkiej grupce swoich przyjaciół. Matka, załamana i nadużywająca alkoholu, która nie umie lub nie chce dostrzec krzywdy, która spotyka syna. Wrażliwe i bezradne dziecko, które nie potrafi zdobyć się na to, by szukać pomocy. Wreszcie goście i przyjaciele, który dostrzegają kierowane w ich stronę sygnały i którzy po latach, spotkawszy dorosły wrak człowieka, jakim stanie się Patrick, powiedzą, że mogli zrobić więcej.

Niewątliwie zasadne będą zarzuty, że "Patrick Melrose" zbytnio podkreśla tę typowość. Wyrobiona publiczność może wręcz zarzucać Bergerowi, że osuwa się w banał. Domyślam się jednak, że był to świadomy zabieg. Tu i ówdzie pojawiają się oczywiście sceny podkreślające brytyjsko-arystokratyczny koloryt - ojciec Patricka, choć jest wykształconym lekarzem, oddaje się ostentacyjnemu nieróbstwu, przyrodzonemu prawu leisure class. Berger jest jednak konsekwentnie egalitarny. Zdaje się uważać, że największymi sprzymierzeńcami katów są ich ofiary - złamane i niezdolne do sprzeciwu czy skargi, błagające przyjaciół, by szybko zapomnieli o wszelkich nieostrożnych zwierzeniach. Z takiej ochrony korzystają kanalie z każdej społecznej klasy.

Reżyser nie chce pociąć widza żyletką. Tonuje więc najbardziej drastyczne sceny. Jednak i tak jest to bardzo trudny seans, który zapewnia wyraziste tło dla pierwszego odcinka. Never Mind była pierwszą w kolejności powieścią w cyklu o Patricku Melrose. Rozumiem jednak decyzję, by przesunąć ją do drugiego odcinka. Niekwestionowana gwiazda miniserialu, Benedict Cumberbatch, prawie się tu nie pojawia. Trudno zarzucić coś reszcie obsady, w tym Sebastianowi Maltzowi wcielającemu się w młodego Patricka, jednak to nie na tych aktorów czeka publiczność, która decyduje się rozpocząć oglądanie serialu. Skutek jest jednak taki, że dopiero w drugiej godzinie serialu widz nawiązuje z bohaterem głębszą więź, dzięki której będzie skłonny obejrzeć następne odcinki i kibicować Patrickowi w wychodzeniu z nałogu. Kolejna część miniserialu zatytułowana jest znacząco Some Hope. Bohater tak zniszczony przez życie z pewnością zasłużył sobie na jakąś nadzieję.