Nobody

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Ten projekt bez wątpienia był obiecujący. Drugi film reżysera, który ma za sobą interesujący debiut gatunkowy (Hardcore Henry), napisany i zmontowany przez scenarzystę i montażystę przygód niezniszczalnego Johna Wicka, w obsadzie gwiazda kina rosyjskiego Aleksiej Serebriakow i ulubieniec serialowej publiczności Bob Odenkirk, za kamerą zdolny Paweł Pogorzelski. Już na pierwszy rzut oka widać, że będzie z tego kino akcji, pytanie tylko: jak bardzo piąteczkowe?

Już od pierwszych sekund wiadomo, że bardzo. Poobijany bohater, siedząc w pokoju przesłuchań na komisariacie, wyciąga z jednej kieszeni kota, z drugiej przeznaczoną dla zwierzaka puszkę karmy, zapala szluga, po czym zaczyna snuć opowieść.

Trzeba przyznać, że nie jest to opowieść wielce oryginalna - Nobody to klasyczny film o typowym facecie z przedmieść, który jest kimś więcej (dużo, dużo więcej!) niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Hutch ma pracę, dzieci i małżeństwo, które zdaje się powoli docierać do swojej daty ważności. Codzienną rutynę, która mogła by pewnie trwać aż do emerytury, przerywa nocne włamanie do domu, w czasie którego Hutch jest tak pasywny wobec napastników, że traci szacunek nastoletniego syna. Mężczyzna wie, że zachował się odpowiedzialnie, ale to zdarzenie - i jego konsekwencje - poruszają w nim jakąś strunę. Rusza na poszukiwanie włamywaczy.

Po tej skromnej ekspozycji, która jednak wystarczy dobremu aktorowi do stworzenia wiarygodnej, sympatycznej, lecz dość dwuznacznej postaci, następuje Rozwój Wypadków. Dostaniemy tu prawie wszystko - brutalnego szaleńca z półświatka, rosyjską mafię, góry pieniędzy, agenturę, krewkich staruszków, wybuchy, szczyptę wartości rodzinnych, wreszcie świetną scenę bijatyki w autobusie.

Jest zatem w Nobodym dużo dobra i piękna. Niestety brakuje mu oryginalności. Takie fabuły i postaci widziałam już naprawdę wielokrotnie, choć Odenkirk jako bohater filmu akcji to zadowalanąco nietypowy wybór. To poważny brak, na który zazwyczaj trochę bym marudziła. Jednak w tym konkretnym przypadku naprawdę trudno mi się obrazić - Nobody to nie tylko film uroczy, który z fantazją balansuje na granicy pastiszu, ale też efekt współpracy bardzo dobrej, i świetnie się rozumiejącej, ekipy reżysersko-technicznej. Nie mamy tu takiej wymyślności jak w Johnie Wicku. Jednak panowie potrafią udowodnić, że klasyczna brutalność też potrafi być elegancka i satysfakcjonująca, o ile wie się, jak ją zainscenizować, gdzie postawić kamerę i kiedy zastosować nożyczki. Może odrobinę szkoda mi Serebriakowa na role w filmach tego typu, ale dzięki niemu stereotypowa postać rosyjskiego złoczyńcy zyskuje trochę interesującej głębi.

Nobody to kino raczej niewielkie, w tym sensie, że jego ambicje nie sięgają dalej niż zabawa motywami wprowadzonymi w kinematograficzny (i memiczny) obieg przez serię filmów z Keanu Reevesem. Ale to właśnie stanowi o jego uroku. Ostatecznie jak często otrzymujemy film od takich speców nakręcony dla zabawy?

Zwiastun: