Pandemia
Jeszcze zanim zobaczymy pierwsze ujęcie, słyszymy kaszel. Tak zaczyna się Contagion Stevena Soderbergha - film o globalnej epidemii wirusowej. Nakręcony 9 lat temu, ale, poza paroma kwestiami kosmetycznymi, zapewne aktualny do dziś.
Contagion to zaskakująco bliski rzeczywistości, i przez to zapewne nieco suchy, portret świata, w którym pojawił się nowy wirus - bardzo zakaźny i bardzo groźny. Epidemia, która rozpoczyna się w Hong Kongu, szybko staje się globalna dzięki rozpowszechnionym podróżom lotniczym. Kolejne kraje i miasta notują zakażenia, mnożą się przypadki śmiertelne, narasta panika. Do akcji wkraczają lokalni urzędnicy, epidemiolodzy, naukowcy, także wojsko. Internet buzuje od teorii spiskowych. Brzmi znajomo?
Sogerbergh stara się przedstawić rzecz możliwie kompleksowo, wprowadza więc całą grupę bohaterów, wśród których jest zwykły obywatel, epidemiolożka zbierająca informacje w terenie, specjalistka WHO, urzędnik amerykańskiej agencji zdrowia publicznego CDC, profesor mikrobiologii, naukowczyni testująca kolejne modele szczepionek i bloger. Nie da się ukryć, że zabieg ten skutecznie dystansuje widza emocjonalnie, nie wiadomo bowiem do końca, komu przede wszystkim kibicować. Reżyserowi udaje się jednak utrzymać zainteresowanie dzięki pełnej napięcia fabule. Film robi wrażenie nie tylko jako efektywny thriller. Jest także zaskakująco gęsty, mieszcząc w swoich skromnych 106 minutach szeroką paletę wątków, przedstawiając (selektywnie, ale zawsze) działania na poziomie międzynarodowym, krajowym i samorządowym, nie zapominając o perspektywie "szarego człowieka", zahaczając o rolę mediów, a nawet pochylając się nad pracą techników laboratoryjnych.
Contagion jest peanem na cześć działania zespołowego, daje również do zrozumienia, jak cenne są dobrze działające, obsadzone kompetentymi ludźmi, instytucje państwa, w tym jednostki naukowe. Amerykańskich urzędników i naukowców przedstawia Soderbergh ze szczególną rewerencją - są pełni dobrej woli i ofiarnie spełniają swoje zadania, płacąc za to niekiedy najwyższą cenę.
Ogniskiem problemów jest oczywiście Internet - w Contagion, nieco anachronicznie, opisywany jako "blogosfera". Po prawdzie jednak, według dzisiejszych kategorii, zagrany przez Jude'a Law propagator teorii spiskowych, jest po prostu bardzo popularnym youtuberem. Jego działalność przedstawiona jest w negatywnym świetle. Podkopuje on zaufanie do urzędników, kwestionuje konieczność powszechnych szczepień, jest również hochsztaplerem, który lansuje nieskuteczny, homeopatyczny lek na wirusa. Dzięki jego dociekliwości i parciu na szkło wychodzą jednak na jaw pewne nadużycia. To również on zwraca uwagę na możliwe społeczne koszty masowego zastosowania wyprodukowanej pośpiesznie, słabo przebadanej szczepionki.
A propos hohsztaplerów, udział w tym filmie Gwyneth Paltrow, która wciela się w "pacjentkę zero", jest, z dzisiejszej perspektywy, niezwykle zabawny. Przez ten czas zdążyła ona zyskać niemałą sławę jako zręczna businesswoman, sprzedająca całemu światu pseudonaukowy lajfstajl. Całość zyskuje przez to niepowtarzalny smaczek, który w dniu premiery nie był zapewne tak oczywisty.
Filmowy wirus MEV-1 jest oczywiście bardziej spektakularny z punktu widzenia dramaturgicznego niż szerzący się obecnie koronawirus. Zabija duży odsetek chorych (ponad 30% zamiast 1-3%), zaś postęp choroby jest niezwykle szybki, bez długiego okresu bezobjawowej inkubacji, charakteryzującego Covid-19. Życie potwierdza jednak z zaskakującą dokładnością fabularny schemat, w którym nowy patogen pojawia się w Azji, by szlakami lotniczymi roznieść się po reszcie świata, wzbudzając panikę, skrzętnie podgrzewaną przez media, także społecznościowe. Tyle że Contagion to film, w gruncie rzeczy, krzepiący, w którym profesjonalizm i nauka ostatecznie triumfują. Płynie więc trochę pod prąd dzisiejszych nastrojów. Te 9 lat, które upłynęły od jego premiery, przyniosło ze sobą głęboki kryzys zaufania do instytucji oraz elit (także naukowych), a w samej Ameryce dodatkowo cięcia w budżecie CDC. Mało kto zatem wierzy w zapewnienia amerykańskiego wiceprezydenta, że USA jest dobrze przygotowane do opanowania ewentualnych ognisk choroby. Kto wie, może jednak jest. Czas pokaże, czy czeka nas happy end w hollywoodzkim stylu.