Pianistka

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

Nie rozumiem tego filmu ani jego wymowy. Nie rozumiem dlaczego skończył się tak a nie inaczej. Co dalej z nim, co z nią, a co z nimi? Jakby nic nie jest wiadome, a ja bym chciała wiedzieć, bo to nie jest historia, której koniec łatwo sobie samemu dopowiedzieć.

Scena, kiedy on targa się na jej dom i ją gwałci jest zwierzęca i zapewne taka miała być. Jak często w filmach czy gdziekolwiek, na filmikach, pokazywane jest jak pies gwałci kota albo inne podobne zwierzęce gwałty. Bez emocji, sam akt, bardzo nieprzyjemny... oczywiście, kiedy kobieta nie chce, bo kiedy chce to wygląda to zupełnie inaczej i wtedy może być przyjemne, lecz wtedy ona nie chciała i to było widać.

Nie wiem co sądzić o tym filmie, pragnęłabym go bardziej zrozumieć, myślę że jest tego warty.
Nie spodziewałam się, że to będzie dobry film, ale okazało się, że jest dobry, po prostu dobry. Nawet jeśli nie wymaga dużo myślenia i to wszystko, to zmylenie odbiorcy, żeby wysilił swoje komórki i to wszystko to łudzenie widza, to i tak w dobrym stylu i podziwiam taki talent. To trochę może filozoficzne zagadki (czy jest tak, a może jest tak, a może tak i tak, ale tak), czy po prostu zagadki, które zaczęły zastanawiać filozofów, którzy później oszaleli bo już nic nie wiedzieli, ale takie mam odczucie, że skoro go nie rozumiem, to może właśnie nie mam rozumieć. Może właśnie to jest specjalne posunięcie reżysera, scenarzysty, żebym nie wiedziała nic,
a myślała że powinnam nie wiadomo ile.

Lecz, co bardziej prawdopodobne, jest to dobry film i wymaga właśnie myślenia, wysilenia, uspokojenia i przemyślenia wielu spraw na temat umysłu człowieka, na temat jego rozwoju, na temat tego, jak ważną rolę pełni wychowanie. W krótkich opisach tego filmu widzę tylko "miażdżące studium człowieka, który nie potrafi kochać", "przerażające studium samotności, uczuciowego zimna i zagubienia kobiety" czy "stadium o tym jak dominacja matki wpływa na życie kobiety". Wcale nie jest o dominacji matki, wg mnie to bzdura. Lecz podkreślę, że mogę nie rozumieć tego filmu i najprawdopodobniej tak jest, lecz próbuję, eliminując pewne kwestie.
"Pianistka" jest o pianistce, nie o jej matce.
Matka odgrywała dużą rolę, ale nie w sferze seksualnej tej kobiety, raz ją napadła, ale to z powodu odrzucenia i niespełnienia, w danej sytuacji, nie było to tak, że miała na nią ochotę czy że była homoseksualna. To wszystko było w niej, niezależnie od tego, co robiła czy gdzie była matka, to ona potrzebowała gwałtu, a może tylko tak jej się wydawało... może właśnie potrzebowała miłości, a nie bicia i przemocy? "Miażdżące studium człowieka, który nie potrafi kochać", skąd pewność że nie potrafi? Moim zdaniem Erica Kohort potrafiła kochać, tylko nie wiedziała co zrobić, by uzyskać to, czego potrzebuje, no i za jednym razem nie zostać odrzuconą. Mogła się tego bać, dlatego żyła złudzeniem, że potrzebuje czegoś
innego. W życiu była uważana za stateczną, poważną i ułożoną kobietę, bo była oparciem sama dla siebie, myślę że właśnie potrzebowała oparcia również w drugiej osobie. Potrzebowała miłości, wsparcia, bliskości z drugą osobą. Miała potrzeby seksualne, dlatego np miała orgazm, kiedy obserwowała szczytującą parę w samochodzie w kinie na drive-in, ale to nie oznacza, że one były najważniejsze dla niej. Z filmu wynika, że wcale jej życiem nie rządzi muzyka, chociaż tak dobrze się na niej znała i wszystko wiedziała o Schubercie. Nie rozumiem, dlaczego rozkruszone szkło wrzuciła do kieszeni płaszcza nastolatki. Moim zdaniem, nawet jeśli była zazdrosna, że jemu się udało ją namówić do gry na próbie, a jej nie, to i tak
mi się to nie skleja razem. Mogła być zazdrosna o jego uwagę. Lecz przecież mogła ją zyskać w jakikolwiek inny sposób. Dlaczego to zrobiła? Nie wiem. Bo przecież on się nawet o tym nie dowiedział, że to ona, a przyszedł do niej i tak, poza tym nie musiał być wtedy obok niej, kiedy ta młoda zakładała płaszcz, zwykły zbieg okoliczności.
I przede wszystkim pytanie, dlaczego ona nie chciała go zaspokoić? Chciała być dla niego okrutną, żeby być zarazem okrutną
dla siebie?