Kilka miesięcy temu, kiedy zacząłem tęsknić do aktorstwa Nicolasa Cage'a, przejrzawszy kilka portali natrafiłem na wzmianki o filmie ”Bad Lieutenant. Port of call: New Orlean”. Trudno było przeoczyć informacje, iż zeszłoroczne dzieło Herzoga stanowi – przynajmniej w odczuciu większości ludzi – remake ”Złego porucznika” Abela Ferrary. Zgodnie więc ze swoimi zapatrywaniami na pewne sprawy, sięgnąłem najpierw do źródła.
ZŁY
Obraz z Harvym Keitel'em w roli głównej stanowi w moim odczuciu film dosadny, mroczny i brutalny. Nie jednak w sposób nachalny, czy bezsensownie wulgarny. Nie jest to również styl ”Dobermann'a”, który stanowi niejako pastisz na określoną kulturę. ”Bad lieutenant” Ferrary przy wszystkich przytoczonych cechach jest również – a może przede wszystkim - przekonywujący i autentyczny.
Realistyczne ujęcia i dialogi, choć nie ułatwiają przeciętnemu widzowi odbioru filmu, dodają mu jednocześnie siły wyrazu. Tworzą odpowiedni klimat do historii, którą reżyser chce opowiedzieć i w znaczący sposób uwydatniają jej charakter. Nie posiadam wykształcenia, które pozwoliłoby mi określić, czy jest to typowy film noir. Nie pamiętam też, czy pomieszczenia były ukazywane wraz z sufitem, co jest chyba jedynym szczegółem, jaki pamiętam z teoretycznej, podręcznikowej, charakterystyki tego stylu. Jednakże w moim odczuciu obraz Ferrary nosi liczne oznaki właśnie gatunku noir.
Kreacja Keitela jest nie tylko przekonywująca, ale i odważna – naturalność, jaką wykazuje aktor, wywołuje skrajne uczucia.
...i zły
Co zaś się tyczy Herzoga, jego wersja wywołała u mnie wrażenie, jakby najpierw próbował stworzyć remake dobrego, solidnego arcydzieła, a później – z nieznanych nikomu przyczyn – stopniowo zmieniał początkowe założenie; tak, że w konsekwencji mamy coś w rodzaju pastiszu z kilkoma odnośnikami, jeśli chodzi o sceny i fabułę (oraz tytuł). ”Nowy” porucznik, jeśliby patrzeć na niego jako na typowy remake, wypada przynajmniej marnie. Chwilami klimat jest ciekawy i zupełnie inny od pierwowzoru – co daje intrygujący efekt i pozwoliłoby na odmienne, świeże spojrzenie na problematykę ”Porucznika”. ”Pozwoliłoby”, ponieważ atmosfera filmu – poza niektórymi momentami – jest wręcz nijaka. Gdyby Herzog zawarł więcej charakterystycznych scen, noszących jego wyraźny, autorski podpis(spośród zamieszczonych w filmie, moim bezapelacyjnym faworytem jest obraz tańczącej duszy), byłby to ciekawy przykład na remake. Obraz stałby się równie przekonywujący, co pierwowzór, przy zachowaniu odrębności.
Jednakże ostatecznie jestem raczej zawiedziony dziełem Herzoga. Przy każdej paraleicznej scenie wypada ono gorzej od oryginału; czasami również prościej, płycej. Ponadto główny bohater jest tutaj jakby mniej wyrazisty, spokojniejszy. Nie jest to z pewnością wina Nicolasa Cage'a: to, co miał zagrać, zagrał bardzo zgrabnie i profesjonalnie. To raczej sam rys postaci wypada blado w porównaniu ze ”starym porucznikiem”.
Ok, ale ta analiza traci nieco sens, jeśli odrzucisz założenie, że to remake. A podobno Herzog oryginału nie widział - jak więc można mówić o remaku?
Właśnie dlatego, że też słyszałem te pogłoski o tym, iż Herzog filmu Ferrary nigdy nie oglądał - przy takim założeniu nie można go nawet nazwać "oryginałem" jako takim - zaznaczyłem we wstępie, iż stanowi on "w odczuciu większości ludzi" remake. Z drugiej strony, jak sam zauważyłeś - "podobno" nie widział. A jednak paraleiczne momenty i motywy wydają mi się trudne do przeoczenia - w końcu sam użyłeś słowa oryginał. A jako, że przyjąłem z góry przede wszystkim takie założenie - tradycyjnie, nie jedynie takie - analiza w takim kontekście sens ma. Szczerze mówiąc - chciałbym wiedzieć, czy rzeczywiście Herzog nie czytał choć scenariusza. Mi się ta plotka wydaje nieco naciągana.
Parelele są, bo osoby piszące scenariusz widziały wcześniejszy film, ba, same napisały do niego scenariusz :) Tak więc Herzog wcale nie musiał filmu oglądać, myślę że jest możliwe że nie oglądał (w końcu to nie jego kino), a potem już nie chciał, żeby się nie sugerować.
Ja myślę, że Herzog dostał scenariusz, który uznał za mało oryginalny i postanowił historię udziwnić, wprowadzając elementy groteski i szaleństwa. I moim zdaniem dobrze, bo gdyby tę historię zrealizował "bo bożemu" to by było nudno.
Herzog powiedział wyraźnie, że nie oglądał "Złego porucznika".
Ja zresztą też nie oglądałam, może dlatego wersja Herzoga tak bardzo mi się podoba. A porucznik zagrany przez Cage'a wydaje mi się bardzo wyrazisty, nie wiem co musiał zrobić Keitel żeby wypaść wyraźniej ;) Poszukam i się przekonam, bo czuję, że to będzie ciekawe doświadczenie.
Oryginalny zły porucznik, czyli Keitel jest bardzo mocną i wyrazistą postacią. Obejrzyj Esme koniecznie.
Potwierdzam. Zdecydowanie Keitel pokazał klasę.
Podobno pokazał też inne rzeczy ;) Skoro stanowczo polecacie to wrzucam na listę priorytetów.
Za wiele to on jednak nie pokazał ;(
O, dzięki za informacje. No tak, to wszystko wyjaśnia. Tak więc jest to częściowo remake - jeśli chodzi o sam scenariusz - ale nie klasyczny, z powodu reżyserii. Teraz, kiedy wszystkie wątpliwości zostały rozwiane, mogę uznać, iż po prostu w ramach porównania dwóch filmów, jeden z nich bardziej przypadł mi do gustu i ze spokojem w umyśle zabrać się za śniadanie:)