Cannes 2023: How to Have Sex, Perfect Days, Fallen Leaves, La Chimere

Data:

How to Have Sex” (reż. Molly Manning Walker) – film, który zgarnął główną nagrodę w canneńskiej sekcji Un Certain Regard, atakuje widza trochę z zaskoczenia. Tytuł sugeruje kolejną głupawą komedię o napalonych nastolatkach. Pierwsza połowa filmu może rodzić skojarzenia z „Spring Breakers” Harmony’ego Korine’a. Same fałszywe tropy, bo oprócz dekadenckich obrazków imprezującej młodzieży i okazjonalnej luminescencyjnej kolorystyki, „How to have sex” nigdy nie skręca w kierunku lubieżnego, psychodelicznego „bad tripa”, w stylu wspomnianego filmu z ubiegłej dekady. Koszmar na pewnym etapie zagląda do tej historii, najpierw jedynie zasugerowany, jako coś istniejącego w umyśle widza, a następnie wiszącego już nad postaciami, ale jest to horror bardzo ludzki, przyziemny, intymny. Nie oznacza to, że tytuł jest mylący, przeciwnie, ten film jest o nastoletnich dziewczynach, które po ukończeniu szkoły średniej poleciały na wspólne wakacje na Krecie, gdzie na listę głównych aktywności wpisały alkohol, narkotyki i przygodny seks. Walker traktuje to jednak jako punkt wyjścia do wielu ciekawych spostrzeżeń, pomachania oskarżycielskim palcem, ale też po prostu wytłumaczenia, że empatia i dostrzeganie granic drugiej osoby to fundamentalne umiejętności, gdy chodzi o ludzką cielesność, godność i uczucia.

 

Perfect Days” (reż. Wim Wenders) – od czasu nieznośnie pretensjonalnego „Spotkania w Palermo” zdecydowanie bezpiecznej było wybierać Wendersa-dokumentalistę, jak Wendersa-opowiadacza fabularnych historii. „Perfect Days” jest chlubnym wyjątkiem od tej reguły, ale było blisko od „koszmaru”, bo opowiedziany w formacie 4:3, film o czyścicielu japońskich publicznych toalet, który podróżuje po Tokio słuchając kaset magnetofonowych z utworami Lou Reeda, Patti Smith i Vana Morrisona, wydaje się być przepisem na nieznośnie pretensjonalne kino artystyczne. „Perfect Days” jednak działa, bo ujmuje klimatem i empatią z jaką reżyser przygląda się egzystencji głównego bohatera (w tej roli, nagrodzony w Cannes, Kōji Yakusho) oraz otaczającego go świata i ludzi. Bonusowo będziecie zachwyceni stylem japońskich toalet. Serio.

 

Opadające liście” (reż. Aki Kaurismäki) – u Kaurismäkiego pod względem autorskiego stylu wszystko prezentuje się zgodnie z oczekiwaniami. Utulający klimat melancholii. Beznadzieja egzystencji kontrastowana subtelnym, ale naprawdę zabawnym, humorem. Finlandia portretowana jako miejsce poza czasem, wygląda jak Polska z początku lat 90., w kinie puszczają kilkuletni film „Truposze nie umierają” Jima Jarmuscha, z radia natomiast słyszymy zeszłoroczne doniesienia z ukraińskiego frontu. 100% Kaurismäkiego w Kaurismäkim. Jeżeli znacie jego twórczość i kochacie, no to raczej nie muszę namawiać. Jeżeli jeszcze nie znacie to macie właśnie idealną okazję na rozpoczęcie nowej znajomości z wyrazistym twórca od naprawdę dobrego filmu.

 

La Chimera” (reż. Alice Rohrwacher) – jednym za rekomendację wystarczy informacja, że to nowy film reżyserki „Szczęśliwego Lazzaro”, drugich może zachęcić opinia, że to klimatyczna i kunsztowna wizualnie opowieść o bandzie plądrującej w latach 80. starożytne groby w poszukiwaniu artefaktów do sprzedaży na czarnym rynku.