Avatar - wielkie rozczarowanie

Data:
Ocena recenzenta: 5/10
Artykuł zawiera spoilery!

Jakiś czas temu na Filmasterze zaczęły pojawiać się informacje o nowym filmie Jamesa Camerona. Film miał być wydarzeniem roku, ba! miał odmienić kino. Niesamowite efekty specjalne miały powalić wszystkich na kolana.

Wreszcie nadszedł czas premiery "Avatara". Pierwsze recenzje krytyków i Filmasterów potwierdzały, że to film przełomowy w dziedzinie efektów specjalnych. Że pomimo nieskomplikowanej fabuły, to świetny film.

Zachęcona tymi opiniami udałam się więc do kina na "Avatara". Usiadłam w wygodnym fotelu, założyłam okulary, by widzieć obraz w trzech wymiarach i oczekiwałam na niesamowity pokaz.

Zaczęło się zwyczajnie, tak jak wiele filmów o przyszłości - grupa ludzi leci na obcą planetę, gdzie żyją nieprzychylne im istoty, które są na niższym poziomie rozwoju. Główny bohater jednak nawiązuje kontakt z tubylcami i zaczyna poznawać ich zwyczaje. Oczywiście pierwsza napotkana przez niego przedstawicielka przeciwnej płci staje się jego ukochaną. Oczywiście okazuje się ona być córką wodza, więc ich miłość musi pokonać wiele przeszkód...
Jak to ktoś powiedział - fabuła do złudzenia przypominająca scenariusz "Pocahontas".

Ja jednak wciąż wierzyłam, że film się rozkręci. Postanowiłam pozachwycać się stroną wizualną. No i tu kolejny zawód. Pandora wyglądała pięknie, kolorowo i baśniowo, ale całkowicie sztucznie. Ani przez chwilę nie miałam wątpliwości, że ten świat został stworzony komputerowo.
A efekty 3D? Coś nie zauważyłam, by były jakieś niesamowite. Podczas seansu kilkakrotnie zdejmowałam okulary i prawie nie było różnicy. W sumie bez okularów były nawet ładniejsze kolory. Może jakbym poszła do IMAX-a, to efekty byłyby lepsze (a byłam na filmie w wersji cyfrowej 3D w Cinema-City).

Minęła około pierwsza godzina filmu. Pojawiły się już nawet te podobno "niesamowite" wiszące góry, a ja nadal nie wpadłam w zachwyt. Film zaczął mi się dłużyć.
Denerwowały mnie skopiowane motywy z innych filmów - niektóre sceny wydaje mi się, że były wręcz identyczne, jak w innych filmach.

Ostatnia godzina to już całkowita porażka. Nudne walki, ostrzeliwanie się i niszczenie wszystkiego po kolei. Żadnych ciekawych dialogów, zero humoru. Żadnych zaskakujących momentów. I tak do samego końca...

Podsumowując, "Avatar" nie wywarł na mnie dobrego wrażenia. Nudny scenariusz, komputerowo wykreowany świat. Plusy? Momentami dobra muzyka i to że film był wyjątkowo kolorowy.
Takie jest moje prywatne zdanie o tym filmie. Rozumiem jednak, że wielu osobom może się on bardzo podobać. Tylko, proszę, nie piszcie mi, że ten film jest ważny dla kina ze względu na postęp techniczny i że fabuła nie jest w nim taka ważna. "Gwiezdne wojny" też były filmem przełomowym ze względów technicznych, a fabułę miały dobrą. I nadal lubię je oglądać, choć teraz można zrobić o wiele lepsze efekty specjalne. A wątpię, by w przyszłości zachwycano się "Avatarem".

Zwiastun:

"A efekty 3D? Coś nie zauważyłam, by były jakieś niesamowite. Podczas seansu kilkakrotnie zdejmowałam okulary i prawie nie było różnicy. W sumie bez okularów były nawet ładniejsze kolory."

Hm... To bardzo podejrzanie brzmi :) bo efekty 3D w "Avatarze" naprawdę rzucają się w oczy od pierwszej sceny, a po zdjęciu okularów obraz powinien być nieostry.

""Gwiezdne wojny" też były filmem przełomowym ze względów technicznych, a fabułę miały dobrą."

Pierwsze "GW" miały fabułę prościutką. Lepiej było dopiero w "Imperium kontratakuje". Może i "Avatar 2" też będzie ciekawszy pod tym względem. :)

Po zdjęciu okularów jest nieostro chyba tylko w IMAX. W tradycyjnych kinach to działa na zasadzie innej technologii i być może jest ostro, ale nie wiem -- nigdy nie oglądałem 3D w nie-IMAXsie.

"Po zdjęciu okularów 3D "Avatar" przerażający jest tym bardziej" Marcin Świetlicki

:>

To działa na dokładnie takiej samej zasadzie - polaryzacji światła innej dla każdego oka i okularach polaryzacyjnach. Jedyne różnice, jakie są nie mają zupełnie nic wspólnego z 3D - to metoda projekcji, ekran i efekty dźwiękowe... ;)

Po zdjęciu okularów obraz był lekko nieostry, ale wszystko było można zobaczyć. Nawet napisy przeczytać...

Dla mnie dobre efekty 3D są wtedy, gdy ma się wrażenie, że jest się wewnątrz pokazywanej sceny, a nie ogląda się to na ekranie. Gdy obraz jest głęboki, a nie płaski. Że przedmiot rzucony przez bohatera w naszym kierunku jak gdyby zaraz w nas uderzy. Ja tak rozumiem efekty 3D.

W tym filmie akurat było się wewnątrz jak w żadnym innym. Też byłem w CC. Obraz był perfekcyjnie ostry i głęboki., a po zdjęciu okularów kompletnie zamazany.

No to mamy inne wyobrażenie dobrych efektów 3D. Dla mnie uderzające nas po twarzy przedmioty to synonim kiepskiej taniochy 3D. Avatar to pierwszy film, w którym efekty 3D były dyskretne, nie waliły po oczach, służyły nadaniu głębi obrazowi, dodaniu drugiego planu, wzbogaceniu odbioru, a nie zaszokowaniu widza przedmiotami latającymi mu koło nosa.

@michuk Całkowicie się z Tobą zgadzam. Właśnie na tym polega wielkość tego filmu, że Cameron darował sobie tanie sztuczki w rodzaju noża lecącego w widownię, lecz zrobił normalny film, tyle że w nowoczesnej technologii. I technologia ta sprawdziła się rewelacyjnie właśnie do stworzenia wizji Pandory, która wyglądała bardzo realistycznie.

P.S. Film widziałem w katowickim IMAXie i zdecydowanie polecam ten ekran.

Nie znam się na filmach 3D, dlatego może oczekiwałam czegoś innego. Bo takie wylatujące z ekranu przedmioty, to po prostu pierwsza myśl, gdy pomyślałam o technice 3D. Ale pewnie masz rację - tak naprawdę to chodzi o to, by nadać głębię obrazowi.
Nie zmienię jednak zdania, że ja nie czułam się jakbym była na Pandorze. Obraz był piękny, ale nierealistyczny.

"Avatar - wielkie rozczarowanie"?. "Avatar" to wielkie oczarowanie.

O tak, wielkie oczarowanie. Byłam w kinie wczoraj i wciąż nie mogę się otrząsnąć, całą noc ślili mi się Na'vi. Byłam w Multikinie, drugi raz pójdę za tydzień do IMAX-a i porównam :)

Chyba każdy widz nabrał się, łącznie z głównym bohaterem na kroplę unoszącą się w kapsule hibernacyjnej na początku filmu:)

Popieram całkowicie powyższą recenzję. Film to słaby, a tym bardziej przerażający wydaje się fakt, że podoba się aż tak wielu ludziom? Jak to o nas świadczy, jako o osobach, które trzeźwo i krytycznie patrzą na świat? No chyba, że oglądaliście to filmidło po pijaku ;)

Ja zacząłem na trzeźwo, ale Cameron zdołał mnie upić pierwszymi scenami z Pandorą w tle. Nic na to nie poradzę. Powoli trzeźwieję, co poskutkowało obniżeniem oceny za całość z 9/10 na 8/10. Ale ciągle jestem zauroczony tym filmem. Drugi seans być może zweryfikuje moją opinię o "Pocahontas w kosmosie" :)

Film bardzo fajny, przyjemny, relaksujący. Chyba niektórzy zbyt się zacietrzewili w swoich ocenach :) Ja do kina poszedłem z nastawieniem "Eee, lipa będzie...", jednak zostałem miło zaskoczony i nie żałuję pieniędzy wydanych na bilet. :)

Nie mówię, że film jest wybitny dla historii kina (bo tak nie jest), ale bardzo fajnie się oglądało.

Pozdrawiam

No dobrze, ale uznajesz fakt, ze ludzie moga miec po pierwsze zdanie na jakis temat, a po drugie, ze moze byc ono odmienne od Twojego? :)

Dodaj komentarz