CANNES 2021: ANDERSON, SEREBRENNIKOV, MORETTI

Data:

THE FRENCH DISPATCH
reż. Wes Anderson
Konkurs Główny

Pastelowa nostalgia, błyskotliwa symetria, wnętrza jak z modernistycznego retro obrazka - witajcie w świecie Wesa Andersona. Niewielu funkcjonuje w artystycznym, filmowym mainstreamie twórców o tak charakterystycznym stylu jak amerykański reżyser. I jak dowodzi jego nowe dzieło, gość nie zamierza się zmieniać. Tym bardziej, że inspiracje na nowe historie utrzymane w tej wysublimowanej manierze wizualnej leżą może nie tyle na ulicy, ale już w kioskach czy salonikach prasowych jak najbardziej. "The French Dispatch" to nieoficjalna kolaboracja Andersona z New Yorkerem - kultowym magazynem, który słynie z absolutnie przepięknych okładek i elementów graficznych. Te z pierwszych dekad funkcjonowania gazety wspaniale korespondują ze stylem twórcy "Moonrise Kingdom". Może więc jedynie kwestią czasu było ożywienie przez Andersona gazetowej estetyki. New Yorker to też jakościowe treści i prestiż budowany latami przez najznakomitszych dziennikarzy, reporterów, krytyków. Przez cierpliwe i czułe spojrzenie Arthura Howitzera Jr. (Bill Murray), redaktora naczelnego tytułowego Kuriera, francuskiego wydania gazety z Kansas, patrzy na nas Harold Ross - legendarny założyciel New Yorkera, który od połowy lat 20. przez około ćwierć wieku piastował stanowisko redaktora naczelnego. Zresztą bohaterów z podobieństwami do autentycznych postaci jest więcej. Relacje Mavis Gallant z maja 1968 roku ożywia epizod z Frances McDormand i Timothym Chalametem, a słynny cykl o marszandzie Duveenie pióra S.H. Berhmanna - segment brawurowo prowadzony przez Tildę Swinton.

Czytaj dalej >>>

 

GORĄCZKA
reż. Kiriłł Serebrennikow
Konkurs Główny

Jeśli oceniać skuteczność rosyjskiego systemu resocjalizującego na przykładzie losów Kiriłła Serebrennikowa, nota nie byłaby zbyt wysoka. Za swoją krytykę konkretnych działań władzy, m.in. aneksji Krymu oraz wygłaszanie wsparcia dla społeczności LGBT w Rosji, wobec reżysera uruchomiono aparat represji. Postawiono mu zarzuty domniemanej defraudacji państwowych środków przeznaczonych na działalność teatralną, którą Serebrennikow się zajmował oraz skazano na domowy areszt. Przebywając w odosobnieniu reżyser był w stanie wyprodukować i wysłać do Cannes "Lato" - film, w którym biografia Viktora Tsoia i historia zespołu Kino stały się pretekstem dla melancholijnej wiwisekcji schyłkowych lat Związku Radzieckiego. Dzięki temu na sytuację Serebrennikowa zwrócił uwagę cały filmowy świat. Reżyser pozostając w areszcie domowym, zrobił też nowy film, ale znów nie mógł go promować na premierowych pokazach w Cannes, gdyż ma zakaz opuszczania kraju. Warto przy tym zaznaczyć, że Kiriłł Serebrennikow do tej pory nie był specjalne wywrotowym twórcą. Tworząc kino arthouse'owe, z bogatą symboliką, jego filmy były często niezrozumiałe dla przeciętnego widza. Dzieliły też rodzimą krytykę. Naturalną platformą promocji dla twórczości Rosjanina stały się więc międzynarodowe festiwale, na których doceniano jego wrażliwość i świeże spojrzenie.

Czytaj dalej >>>


TRZY PIĘTRA
reż. Nanni Moretti
Konkurs Główny

Nanni Moretti jest twórcą z najwyraźniej dożywotnim biletem wstępu do canneńskiej selekcji. Zgłasza film, a festiwal z automatu umieszcza jego nazwisko w programie - tak to niestety wygląda. Szkodzi to zarówno imprezie, jak i Morettiemu. Ci pierwsi, kierowani dziwnym poczuciem lojalności i przywiązania do dużego nazwiska, nie potrafią odrzucić dzieła swojego przyjaciela, choćby przyszedł do nich z najgorszym filmem świata (i nie dotyczy to tylko Włocha). Reżyser natomiast buduje zainteresowanie swoją produkcją, bo nawet jeśli publiczność nie posłucha obecnych na festiwalu krytyków, z których większość raczej nie polubiła „Trzech Pięter”, to jednak da filmowi kredyt zaufania, wierząc festiwalowym programerom. Tu gdzieś zderzamy się z kolejnym problemem festiwalu w Cannes, gdzie praktycznie nie istnieje coś takiego jak kuratorstwo. Włodarze imprezy zamiast dokonywać faktycznej selekcji z uwzględnieniem poziomu filmowych produkcji, głównie poszerzają program (w tym roku też o nową sekcję!), by stworzyć jak największe okno wystawowe dla licznych "partnerów i przyjaciół" festiwalu. Popandemiczna edycja była rekordową, jeśli chodzi o ilość tytułów w programie - ostatnio tyle filmów na Lazurowym Wybrzeżu oglądano ponad 25 lat temu. Symbolem tej niemocy, niezdrowych układów i archaicznej organizacji na tegorocznym festiwalu stał się biedny Moretti. Włoski reżyser sobie zasłużył, czyniąc z wiwisekcyjnego i przenikliwego tekstu źródłowego, powieści izraelskiego autora Eszkola Newo, żenujący inscenizacyjnie teatr, w którym nie mogą się odnaleźć nawet zazwyczaj nieźli aktorzy. Dla Rohrwacher i Scamarcio „Trzy Piętra” to zdecydowane dno ich filmografii. Dlatego pewnie ich postacie pozbawione są emocji, ich reakcje naturalności, a zamiast wielopoziomowej narracji o skomplikowaniu natury ludzkiej wspinamy się na kolejne piętra dramaturgicznych absurdów. To wszystko jest tak sztuczne, że nie przebija się nawet ta charakterystyczna dla Morettiego szlachetna ckliwość, która zwykle przybliża jego bohaterów do świata widza, pozwala zaangażować w ich rozterki i autentycznie zainteresować ich losami. „Trzem Piętrom” zdecydowanie bliżej do tandetnej telenoweli, a zdecydowanie najdalej do najlepszych filmów włoskiego reżysera.