MIĘDZY SŁOWAMI I GEMAMI
Na tenisowych kortach często słychać nie tylko odbicia piłki czy oklaski ukontentowanej poziomem wymian publiczności, ale też krzyki zawodników i trzaski roztrzaskiwanych w złości rakiet. Sportowa, dobrze zapowiadająca się kariera młodej zawodniczki z filmu Leonarda van Dijla rozgrywa się jednak w sugestywnej ciszy.
Gdy w kierunku trenera Julie padają oskarżenia o nieodpowiedni kontakt z jego podopiecznymi, bohaterka powoli zaczyna tracić grunt pod nogami, a każda przebijana na drugą stronę piłka zaczyna ciążyć coraz bardziej. Być może dziewczyna coś wie i mogłaby się wypowiedzieć. Otoczenie patrzy w jej kierunku, czekając na zabranie przez nią głosu, Julie wybiera jednak milczenie. I nie można jej za to winić. Tak jak każdej innej osoby, która boi się wystąpić przeciwko oprawcy.
Nagrodzony w zeszłym roku na canneńskim Tygodniu Krytyki debiut Belga Leonarda van Dijla o nadużyciach w świecie sportu imponuje przede wszystkim swoją konstrukcją. Bo to film, który mądrze wykorzystuje schemat tradycyjnego dramatu sportowego, w którym w miarę zachowane zostają realia dyscypliny i sportowego środowiska, nadając fabule paradokumentalnego wręcz charakteru. Ale z drugiej strony, ta opowieść emanuje subtelnością i spokojem.
To, co w filmie najcięższe i najtrudniejsze ukrywa się w niedopowiedzeniach, w sferze domysłu, poza właściwym kadrem. W tym pomyśle reżyser pozostaje bardzo konsekwentny, bohaterce przygląda się ze zrozumieniem i cierpliwością. Nie szuka w jej postaci elementów sensacji i jakiegoś widowiskowego punktu zaczepienia dla realistycznego, edukacyjnego kina młodzieżowego, w którego format "Milczenie Julie" też się wpisuje. Pozostaje sugestywne i liryczne.