Do uśmiechu

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

I
Zastanawiałem się kiedyś, czy w Polsce może powstać film w stylu "Amelii". Pogodny, z pozytywnym przesłaniem, nastrajający do życia na "tak". Wychodziło mi, że nie może. I szczerze mówiąc, poszedłem dalej: stwierdziłem, że nie może i móc nigdy nie będzie.
Po obejrzeniu "Ile waży koń trojański" zmieniłem zdanie.

II
Rozczaruje się jednak każdy, kto będzie liczył, że ten film dorówna humorem "Seksmisji". Nic z tego. Filmy jak ten o przygodach Maksia i Albercika powstają raz na kilka dekad. Powtórki nie będzie. Nieprędko przynajmniej.

III
Choć oczywiście śmiesznych momentów w "Ile waży koń trojański" nie brakuje. Klasą samą dla siebie jest tutaj postać grana rewelacyjnie przez Roberta Więckiewicza*.To przedstawiciel rodzącego się właśnie prywatnego biznesu, notoryczny uwodziciel, stosujący powiedzmy delikatnie - niezbyt wyrafinowane metody podrywu.
Uśmiechałem się też kiedy na ekranie pojawiała się Maja Ostaszewska grająca klasyczną zołzę i Danuta Szaflarska, jako młoda duchem babcia głównej bohaterki.
Ale żeby boki zrywać na filmie Machulskiego? No tego nie można powiedzieć. To raczej film do uśmiechu niż do śmiechu.

IV
Śmieszą też w "Ile waży koń..." (choć trochę też straszą) wspomnienia dogorywającego PRL-u: postać kierowniczki Domu Pracy Twórczej, czy konferencja prasowa przed premierą filmu. No i moda tamtych lat. Dobrze, że mamy to już za sobą.

V
Oglądając "Ile waży koń trojański" widz dostaje porządnej klasy kino rozrywkowe. Niekoniecznie obrażające inteligencję widza, ale też z drugiej strony nie oferujące rozwiązania najbardziej fundamentalnych dylematów kondycji ludzkiej.
Nie mam nic przeciwko, żeby takich filmów kręcono w Polsce więcej.
Filmów, które można obejrzeć jeden z wieczorów weekendu i przez chwilę im uwierzyć, że jest lepiej niż jest.

* - R.W. to ewidentnie jeden z najlepszych polskich aktorów średniego pokolenia. Z dużym talentem komediowym. Trudno uwierzyć, że został odkryty dopiero 5 lat temu, zresztą przez Juliusza Machulskiego w "Vinci".

Zwiastun:

Wydaje mi się, że jesli R.W. został przez kogoś "odkryty" to prędzej przez Saramonowicza i Koneckiego u kórych, przed Vincim, zdążył zagrać w dwóch filmach dając niezłe role.

Debiutował u Falka w "Samowolce", ale będę się upierał, że jego kariera nabrała tempa po głównej roli w "Vinci".

aaa, to o nabranie tempa Ci chodziło. Z tym się spierać nie będę ;)
Co do samego filmu, to dla przeciwwagi, mnie ten film wydał się bardzo, bardzo słaby i przerwałem seans po pół godziny.

I nie sposób się z Tobą niezgodzić =o)
Sam film oglądało mi się bardzo dobrze z jednym małym zgrzytem. Odniosłem wrażenie, że urwał się ni z tego ni z owego. Tak jakby ktoś za dużo wyciął. Albo koniecznie musiał się zmieścić w narzuconym czasie trwania filmu.
Poza tym cholernie dobrze było zobaczyć znowu Danutę Szaflarską i to w świetnej formie =o)

Szafiarska jako babcia rewelacyjna. W ogóle film miał sporo uroku. Coś w nim jednak niestety nie zagrało. Był zbyt lekki jak na dramat (zdecydowanie zbyt lekki) a zbyt mało śmieszny jak na komedię. Niektóre żarty bardzo wymuszone (np ten o "komórce"). Wspominam jednak pozytywnie. Ot, lekki film na wieczór, na którym się nie wynudziłem a kilka razy uśmiechnąłem.

To się kiedyś nazywało film obyczajowy =o) z angielska "drama" nie mylić z dramatem ;o)

A`propos wymuszonych żartów... (nie)obejrzyj "Złoty środek" (nie oceniam tylko dlatego, że widziałem jakoś w dwóch ratach najpierw początek, potem koniec a i tak chyba nie całość)

@Oferma Ja "Konia" na pewno nie nazwałbym słabym filmem. @michuk mam dokładnie te same odczucia dorzuciłbym jeszcze dwa przymiotniki: "inteligentny" i "pogodny". Co do żartów - to prawda były lepsze i gorsze. Mnie podobał się patent z Tuskiem w pociągu.
@NLJ - kino obyczajowe kojarzy mi się z polskimi filmami z lat 70. i 80., czyli z dziełami być może wartościowymi, ale jednocześnie strasznie ciężkimi.

Kiedy mówimy o "IWKT" warto wspomnieć o Ilonie Ostrowskiej, która super "weszła" w rolę.

Nie jest nawet w piątce najlepszych filmów Machulskiego, ale w miarę udana pozycja. Najbardziej podobały mi się piosenki, które były dopasowane prawie jak w Kill Billu. Więckiewicz to geniusz aktorski (patrz: Świadek koronny, Wszystko będzie dobrze, Południe-Północ, Dom zły)) i tutaj tez wiódł prym. Sławę zyskał nie po Vincim, ale rok wcześniej dzięki roli w "Ciele". Niedługo pojawi się "Trick", w którym po raz pierwszy na ekranie zobaczymy dwóch najlepszych obecnie polskich aktorów: Roberta Więckiewicza i Andrzeja Chyrę. A puki co nadal w kinach "Kołysanka" z wampirami :)

W piątce czy w szóstce - jakie to ma znaczenie. Konkurować z "Seksmisją" "VaBankami" "Kingsajzem" może niewiele filmów Polsce.
Ja będę się upierał przy "Vinici" jako początku kariery R.W. Myślę, że gdyby porównać frekwencję "Ciała" i filmu Machulskiego wynik byłby dość jednoznaczny.
W "IWKT" podobało mi się, że Machulski nie eksploatował nadmiernie polskich przebojów z lat 80. A jak postanowił eksploatować jeden - to do bólu;) A resztę muzyki skomponował gitarzysta Jacek Królik (http://www.myspace.com/jacekkrolik) i muszę powiedzieć, że nie podejrzewałem go o takie talenty kompozytorskie.

Vinci miał frekwencję na poziomie ok. 340 tyś, a Ciało 310 tyś. w roku premiery. Ciało to był całkiem popularny film, a Konecki i Saromonowicz mieli na koncie wcześniej tylko jeden tytuł (Pół serio).

No to porównajmy...
- Ciało: 319 048 widzów w 2003 roku (16 miejsce w polskim box office)
- Vinci: 341 613 widzów w 2004 roku (18 miejsce w polskim box office)
Wyniki raczej podobne.

Update: heh, Oferma mnie ubiegł o całą minutę!

ale podałeś dokładniejsze dane ;)

Wow, no to tutaj nie mam argumentu. Prawdopodobnie moje przekonanie wynika z faktu, że za "Vinci" stoi ITI - i ten film było dość mocno promowany i "zgrywany" w TVN. No i "Vinci" zdobył więcej prestiżowych nagród: w Gdyni za scenariusz dla Machulskiego plus Złote Orły za scenariusz i reżyserię.

Vinci miał tylko nominacje do tych Orłów. Jedyna większa nagroda to za scenariusz w Gdyni.
Co do "Ciała" to zdobyło jedną, ale znaczącą nagrodę: Złota Kaczka za film roku 2003.

A w "Koniu" wykorzystano utwory z repertuaru: Maanam, DAAB, Tilt, Maryla Rodowicz, Lady Pank, Kasia Nosowska, Krystyna Stańko, Kombi, i Lombard.

Faktycznie, to tylko nominacje. Niemniej rok wcześniej "Ciało" ich nie miało;)
Miałem na myśli fakt, że Machulski nie nadużywał w filmie muzy z tamtych lat. BTW Kasia Nosowska to jak wiadomo znana wokalistka II połowy lat '80.

A jak dla mnie to bardzo słaby film. Bardzo. Epizody z Więckiewiczem rzeczywiście świetne, ale reszta? Reszta to komedia romantyczna, czyli najgorszy gatunek filmowy świata :)

Najbardziej irytujący w tym filmie jest zmarnowany potencjał. Powrót do PRL-u to przecież kopalnia pomysłów, wydawałoby się samograj. Tymczasem żarty które serwuje Machulski są w najlepszym razie słabe, żeby nie powiedzieć gorzej.

Aż mnie korci, żeby powiedzieć gorzej...no dobra, też się powstrzymam.

A mnie nadmierne "ogrywanie" peerelowskich gadżetów mierzi. Dlaczego mówisz, że komedia romantyczna to najgorszy gatunek filmowy? Myślisz, że są lepsze i gorsze?

Komedia romantyczna to oczywiście dla mnie najgorszy gatunek filmowy (a nie obiektywnie, bo nie mam podstaw, żeby się wypowiadać na ten temat). Po prostu nie lubię. Nie lubię ckliwości, nie lubię sentymentalizmu, nie lubię tzw. "ciepła" w kinie. Pewnie są komedie romantyczne, które tym nie atakują widza, ale większość to robi.

Lepsze są lodowate filmy karate z Van Dammem?

Tu się muszę przyznać do pewnych poważnych luk. Nie widziałem w życiu ani jednego filmu z van Dammem. I ani jednego filmu z Seagalem...

no, to nawet gorzej jak nie widzieć ani jednego filmu z Sherlockiem Holmesem...;)

ale chyba nie gorzej niż nie czytać żadnej książki o Sherlocku Holmesie... :P

i tu mnie masz oczywiście :)

Dodaj komentarz