Silniejszy wygra

Data:
Ocena recenzenta: 10/10

I
Nauka Białego Człowieka zmienia świat na lepsze. Oto jeden z wielu chlubnych przykładów: Jezioro Wiktorii, źródła Nilu, serce Afryki, według niektórych badaczy - kolebka ludzkości.
W położonej nad brzegami jeziora Tanzanii nie ma pracy. I oto z pomocą przychodzi Biały Człowiek. Zarybia Lake Victoria okoniem nilowym. Ryba szybko się rozmnaża a jej mięso jest towarem bardzo pożądanym na stołach europejskich restauracji. Tanzańczycy znajdują zatrudnienie przy połowie okonia, a - spełniające wyśrubowane europejskie normy sanitarne - tanzańskie fabryki przetwarzają rybę. Bezrobocie znacząco się zmniejsza.

II
Ale to tylko część prawdy. Okoń nilowy - niefrasobliwe wpuszczony do jeziora w latach 60. XX w. doprowadził do katastrofy ekologicznej. Gatunek jest bardzo żarłoczny - zniknęły więc inne ryby. Także te żyjące w symbiozie z florą jeziora, która wskutek wyginięcia ryb - także zniknęła. Efekt? W jeziorze zaczyna brakować tlenu. Powoli staje się wielkim płynnym cmentarzyskiem.

III
To jednak nie byłoby najgorsze. Obecność okonia nilowego wpływa też na relacje społeczne. Przykład: wieśniacy z głębi kraju przyjeżdżają nad jezioro do pracy przy połowie. Mieszkają w tragicznych warunkach. Żony rybaków zostają w domach. Dlatego kwitnie prostytucja. A AIDS zabiera kilkanaście ofiar tygodniowo w każdej z wiosek.

IV
W rybackich wioskach panuje głód. Do Europy na pokładzie rosyjskich transportowców wylatują stąd setki ton rybiego mięsa. Dla tych, którzy je pozyskują (łowią ryby) jest ono za drogie. Dlatego żywią się odpadkami z przetwórni rybnych. Tam, gdzie resztki są przechowywane panuje smród, a jednym z produktów gnijącego rybiego mięsa jest amoniak, który truje rybaków i ich rodziny.
Tanzańczycy nad Jeziorem Wiktorii tkwią w spirali nędzy i beznadziei. Dorośli wpadają w alkoholizm, dzieci odurzają się spaloną masą z rybich opakowań.

V
Nominowany w 2006 roku do Oskara dokument Huberta Saupera pokazuje jak miejsce, które mogłoby być rajem na Ziemi, zamienione zostało w przedsionek Piekła. Reżyser rozmawia z rybakami, pastorem, prostytutkami, dziećmi ulicy, nocnym stróżem, właścicielem fabryki przetwórstwa rybnego i rosyjskimi pilotami. Widzimy wizytę przedstawicieli UE i jakąś lokalną afrykańską konferencję.
Ale nie jest to tylko film interwencyjny. Sauper pokazuje nie tylko świat, ale też relacje które nim rządzą. Dzięki temu obraz kilku tanzańskich wiosek staje się metaforą.

VI
Kontynent jest skazany na łaskę i niełaskę Europy, która albo nie chce, albo nie umie dostrzec tego, co się dzieje (delegacja z Brukseli cieszy się, że w fabrykach panują dobre warunki higieniczne; to co dzieje się za murami zakładu nie interesuje biurokratów).
Europa żeruje na żyjących w nędzy rybakach. Apetyt Starego Kontynentu jest nieokiełznany. Niektóre samoloty zabierają tak wiele rybiego ładunku, że wpadają do jeziora, bo nie mogą wzbić się w powietrze.

VII
Ale ryby to i tak słaby biznes. Najlepiej w Afryce zarabia się na wojnie. Dlatego samoloty które przylatują do Tanzanii po ryby, przywożą też nielegalnie broń i amunicję. W Afryce wykorzystywani i pozostawieni samym sobie ludzie giną w wojnach i od epidemii AIDS. W Europie na stołach ląduje mięso z egzotycznych ryb, a zbrojeniowi potentaci liczą zyski.

VIII
Skąd tytuł?
Jeden z bohaterów filmu mówi. "W naszym świecie silne i bezwzględne osobniki mają większe szanse na przetrwanie. Kiedy mówimy tych silniejszych - myślimy o Europejczykach. Oni są w tym świecie najsilniejsi".
To gorzka prawda: chcemy czy nie, jesteśmy - ja i Ty, który/a to czytasz - częścią tego systemu.
Nie wiem jak dla Ciebie, ale dla mnie to smutna konstatacja.

Bardzo interesujaca notka, będę musiała w końcu obejrzeć ten film. Nie bardzo jednak rozumiem nawiązanie do nauki w pierwszym akapicie. Zniszczenie równowagi ekologicznej w jeziorze to raczej przejaw karygodnej ignorancji albo po prostu obojętności i nie ma nic wspólnego z nauką w jakiejkolwiek formie.

Jeśli chodzi o Afrykę to obawiam się, że nikt nie ma koncepcji, co należałoby z nią zrobić. Dlatego oprócz okazjonalnych akcji pomocowych takich jak Live8 zostawia się ją na pastwę różnego rodzaju wyzyskiwaczy. Co ciekawe, sporo dla Afrykanów robią Chińczycy, których cywilizowany świat tak lubi potępiać za łamanie praw człowieka.

No tak, z prawdziwą nauką nie ma to wiele wspólnego...

Co do Afryki wydaje mi się, że nic się tam zbyt szybko nie zmieni. Nikt nie ma w tym interesu. Sporo ludzi zarabia naprawdę duże pieniądze, czy to na handlu bronią, czy na rybach z Jeziora Wiktorii, czy na diamentach z Sierra Leone... Zarzynać kurę znoszącą złote jajka? I to tylko przez to, że paru czarnych umrze na AIDS? Kto się tym będzie przejmował. Niestety.

Największym problemem Afryki wcale nie jest AIDS, tylko bieda i wojny. Więcej ludzi umiera w Afryce z powodu malarii, niż z powodu AIDS.

Chińczycy mają duże potrzeby surowcowe, więc inwestują tam w Afryce, gdzie te surowce są w stanie pozyskać. Trudno mówić, że robią to dla Afrykanów - robią to dla siebie.

Afryce nikt nie pomaga, ba 1) jest to bardzo trudne, 2) nikt nie ma w tym większego interesu. Koncerty typu "Live Aid" nie są żadną realną pomocą - co najwyżej pomagają nam białym pozbyć się wyrzutów sumienia.

Nie zgadzam się, że pomaganie Afryce jest trudne. Przecież wystarczyłoby przestać dostarczać tam broń.
Co do pkt. 2 - masz rację. Nikt nie ma w tym interesu, tylko straszne jest to, że korporacje w Europie wpływają na los ludzi w Afryce.

Obawiam się, że broń to tylko jeden z wielu elementów. Sytuacja jest dużo bardziej złożona. Zresztą 2 lata temu w czasie zamieszek w Kenii (akurat tam wtedy byłem) wrogie sobie grupy strzelały do siebie (tradycyjnie) zatrutymi strzałami, więc żadnej broni dostarczać nie trzeba było.

Tak naprawdę pierwszy krok należy do samych Afrykanów, którzy muszą chcieć coś zmienić. Do tego potrzeba silnych i światłych przywódców, jakich im dość wyraźnie brakuje.

Domyślam się, że Chińczycy nie inwestują w Afryce z dobroci serca, ale mimo wszystko poczynają sobie tam chyba bardziej elegancko niż zachodnie międzynarodowe korporacje, żeby wymienić tylko Shell. Ale z tego co widzę jesteś bardziej obeznany w temacie niż ja, więc nie będę się upierać, bo mogę się mylić.

Oj nie, aż tak bardzo obeznany to nie jestem, po prostu nie wierzę w naiwną wersję, wedle której Chińczycy zajmują się dobroczynnością, a ludzie Zachodu wyzyskiem ;))

A najbardziej to się chyba boję dalszej ekspansji islamu na Afrykę; szejkowie mają pieniądze, z których mogli by coś takiego sfinansować. W tym sensie to już wolę, żeby wchodzili tam Chińczycy...

Dla mnie to straszne, że Afryka - piękny skądinąd kontynent - jest traktowany przez świat jedynie jako miejsce do zdobycia wpływów. Tak jakby to była jakaś rzecz, przedmiot. Zupełnie zapomina się o żyjących tam w tragicznych warunkach ludziach.

Jest chyba nawet gorzej. Kiedyś Afryka była traktowana przez kolonizatorów jako łakomy kąsek - surowce, niewolnicy... A teraz to już chyba nikogo nie obchodzi. Mam wrażenie że Zachód byłby najszczęśliwszy, gdyby w wyniku jakiejś erupcji cała Afryka po prostu zniknęła z mapy. Ale nie znika - tkwi i kłuje w oczy jak wyrzut...

"Koszmar Darwina" to właśnie taki film - wyrzut sumienia.

Obejrzałem "Koszmar Darwina" wczoraj. Film ciekawy (i powyższa notka także), ale ja daleki jestem od zachwytu, bo mnie jednak uproszczenia rażą. Kilka wypunktowuję, choć pewnie mało kogo to już dziś interesuje :)

1. Tego, czy eksperyment z okoniem nilowym rzeczywiście okaże się katastrofą, chyba na razie powiedzieć nie jesteśmy w stanie. Oczywiście, był to ryzykowny ruch, zmieniający całkowicie warunki w jeziorze i powodujący wyginięcie wielu gatunków... ale to akurat dla ludzi z okolicy jest chyba najmniejszy problem. Może ekosystem osiągnie nową równowagę? Na razie połów ryb jest wciąż na bardzo wysokim poziomie.

2. Głód i ciężkie warunki życia w Tanzanii to sprawa znana, ale akurat niewiele ma ona wspólnego z rybami. Właściwie to wręcz przeciwnie. Głód dotknął przede wszystkim rejon rolniczy (w konsekwencji braku opadów), a ludzie mieszkający nad jeziorem mieli jednak trochę lepiej. Potwierdzają to zarówno statystyki, jak i wypowiedź jednej z kobiet w filmie. Brodząc po kostki w resztkach ryb i plątaninie robaków, mówi, że to lepsza praca niż na polu.

3. Największą siłą tego filmu dla mnie jest uzmysławianie Białym jak olbrzymi jest kontrast między ich rozpasaną konsumpcją a warunkami życia wielu ludzi na świecie (nie tylko w Afryce). To ważne, ale nie oszukujmy się - z okoniem nilowym ma to niewiele wspólnego.

4. Dobrze jest tłuc ludziom w oczy takimi obrazkami, bo może to powoli zmieniać nastawienie. Gorzej jednak z konkretnymi rozwiązaniami. Co by nie mówić o eksperymencie z okoniem, to był to jednak przykład czegoś na kształt dania wędki - stworzenia możliwości zarobkowania dla lokalnych ludzi. A co w zamian? Reżyser zdaje się nawoływać do pomocy humanitarnej, ale przecież wiemy, że to kompletnie nie działa. Poza tym - że pozwolę sobie na odrobinę cynizmu - jest kompletnym zaprzeczeniem ewolucji Darwina, Skoro już tak jej bronimy, to bądźmy konsekwentni: utrzymywanie przy minimum życia biednych ludzi za pomocą "darów" jest sprzeczną z darwinowską ideą przeżycia najsilniejszych.

5. Sytuacja w Afryce jest trudna i chciałoby się zobaczyć dokument wchodzący w sprawy trochę głębiej, nie tak "czarno-biały". Nie takie to wszystko proste. Biali rozpirzyli nie tylko jezioro Wiktoria, ale całą Afrykę. Gdyby nawet teraz przestali się wygłupiać z wielkopańską pomocą, lecz wypłacili należne, gigantyczne odszkodowania, to i tak raczej niewiele by to dało, bo obecne władze (w większości krajów) nie gwarantują sensownego wykorzystania tych pieniędzy. Afryka musi i będzie się zmieniać, ale raczej krok po kroku, przez inwestycje, edukację, zmianę mentalności.

Dodaj komentarz