Kwiaty wiedzą kiedy kwitnąć...

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

[link]

Lou Ye, utalentowany chiński reżyser, stanowi nie lada problem dla władz swojego kraju. Po realizacji „Letniego Pałacu” opowiadającego o tragicznych wydarzeniach na Placu Tian’anmen w 1989, dostał pięcioletni zakaz kręcenia filmów. Jego najnowszy film, „Nuits d’ivresse printanière” (Spring fever), nagrodzony za scenariusz w 2009 roku w Cannes, nosi ślady zakazu – kręcony był w ukryciu, cyfrową kamerą z ręki. Również i ten film łamie kolejne tabu – opowiada o homoseksualizmie, który w Chinach jest wciąż uznawany za chorobę psychiczną.

W pierwszych scenach śledzimy, w dosłownym sensie tego słowa, parę kochanków, potajemnie spotykających się na odludnej wyspie. Dwóch mężczyzn, którzy tylko tutaj mogą być sobą, kochając się i nie udając niczego. W zwykłym świecie każdy z nich prowadzi podwójne życie – jeden, jako pozornie oddany mąż, w ukryciu tęskniący za swoim kochankiem, drugi, w ciągu dnia pracownik agencji turystycznej, w nocy artysta występujący w nocnych klubach jako drag queen. W ich relację uwikłany zostaje młody fotoreporter, wynajęty przez szalejącą z zazdrości żonę bohatera. Obserwując i filmując zakochanych, powoli traci dystans do tej historii, ulegając czarowi jednemu z mężczyzn, wplątując w to wszystko również swoją dziewczynę, młodą pracownicę fabryki.

[link]

W tej całej skomplikowanej siatce zależności i labiryncie silnych emocji, każda z postaci próbuje się odnaleźć. Poradzić sobie z kłamstwem, zdradą i odrzuceniem. Szukają siebie samych jakby po omacku, błądząc jeszcze bardziej. A wszystko to dzieje się w czas kwitnienia kwiatów, podczas odurzających wiosennych nocy…

Film ten jest na poły poetycki, na poły realistyczny, wręcz dokumentalny. Sceny zakazanej miłości między mężczyznami są filmowane w sposób bardzo dosłowny, a nawet brutalny. Ciało kobiety nie jest pokazane prawie nigdy, obiektem pożądania jest tu mężczyzna. W całość wkomponowane są fragmenty powieści chińskiego pisarza Yu Dafu i przewijający się, od pierwszego do ostatniego kadru, motyw kwiatu lotosu. Reżyser, będący wielbicielem francuskiej Nowej Fali, opowiadając o tym swoistym trójąkcie miłosnym, nie ukrywa aluzji do filmu Françoisa Truffaut - Jim et Jules.

[link]

Powolna, jakby senna akcja filmu kontrastuje z pulsującymi namiętnościami jego bohaterów. Wielkie miasto jest tylko tłem, prawdziwym pejzażem jest psychika postaci, ich wnętrze, do którego Lou Ye stara się zajrzeć. Dzięki temu powstał obraz bardzo intymny, ukazujący całą gamę ludzkich uczuć w sposób niezwykle autentyczny. Emocje i obsesje zderzone są z wizją represyjnego społeczeństwa chińskiego, nakazującego powściągliwość i negację samego siebie. Wszystko to tworzy duszną i wyjątkowo intensywną atmosferę, odurzającą jak wiosenna woń kwitnących kwiatów…

Chociaż wątpię, by film ten wszedł do dystrybucji w Polsce, jednak polecam wszystkim, którzy mają okazję go obejrzeć. A przynajmniej tym, którzy lubią nieśpieszne tempo, a nad estetykę wycyzelowanych obrazów, przedkładają psychologiczną prawdę i intrygującą, choć niełatwą historię.

Notka opublikowana na blogu http://rozcinam-pomarancze.blog.pl